Po sukcesie poprzednich koncertów brytyjski zespół ponownie pojawi się w naszym kraju z materiałem z dwóch najnowszych wydawnictw: "One More Night" i "Better On The Internet".
Judith Hill wychodzi z cienia Michaela Jacksona i Prince’a
Judith Hill ma na swoim koncie występy w amerykańskim The Voice, nagrodę GRAMMY, albumy oklaskiwane przez krytyków i wspaniały głos, który docenili m.in. Michael Jackson, Stevie Wonder, Elton John czy Robbie Williams. Dlaczego mimo to była bliska rzucenia muzyki? Wszystko przez śmierć Prince'a - jej partnera w życiu i w pracy. Jego nagłe odejście pogrążyło ją w depresji i zwątpieniu. Minęło wiele lat, zanim była w stanie stawić czoła temu, co się wydarzyło. Ale “złe czasy czynią silne kobiety” i Hill jest tego żywym przykładem. Odzyskała siły, wychodzi z cienia tragedii i odważnie stawia czoła światu na pełnym emocji albumie “Letters from a Black Widow". I wiecie co? Zapamiętajcie to nazwisko, bo ta kobieta ma wielki talent!
19.06.2024
Aleksandra Gieczys
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Niezwykła postać amerykańskiej sceny, wokalistka wielokrotnie zapraszana do współpracy przez największych współczesnych artystów, uczestniczka amerykańskiego The Voice i w końcu kompozytorka, autorka tekstów i multiinstrumentalistka z trzema solowymi płytami na koncie – gdy przyjrzymy się zawodowemu portfolio Judith Hill, to naprawdę jest ono imponujące.
Mimo to jej nazwisko jest mało znane szerszej publiczności. Mam nadzieję, że zmieni to trasa koncertowa promująca jej najnowszą płytę “Letter From A Black Widow”, w ramach której wystąpi również w Polsce. Hill zagra 27 lipca w warszawskich Łazienkach Królewskich. Warto się wybrać! Dlaczego? Zebrałam dla was garść informacji o tej artystce. Przeczytajcie, posłuchajcie i przekonajcie się sami, że jej muzyka warta jest poznania i docenienia, a Hill jest jedną z najbardziej utalentowanych i kompletnych reprezentantek gatunku soul tego pokolenia.
Hill muzykę ma we krwi. Odziedziczyła talent i pasję do niej po rodzicach – jej mama Michiko i ojciec Robert (aka Pee Wee) poznali się w funkowym zespole w 1970 roku, przez całe życie pracowali jako muzycy sesyjni i koncertowi, a teraz występują w zespole Judith. Hill wspomina, że jej dom często odwiedzali artyści, z którymi współpracowali rodzice: członkowie zespołu Sly and the Family Stone oraz Chaka Khan, Little Richard i Billy Preston.
“Już jako dziecko słuchałam piosenkarzy gospel, takich jak Clark Sisters i Aretha Franklin. Zawsze słyszałem w ich głosach poczucie triumfu. To był powód, dla którego sama chciałam zacząć śpiewać i wyczarować ten rodzaj energii” – wspomina.
Po ukończeniu Biola University z dyplomem z kompozycji muzycznej, Hill wyjechała do Francji, by dołączyć do zespołu koncertowego Michela Polnareffa, a przez kolejne lata można ją było usłyszeć na największych scenach koncertowych świata, gdzie śpiewała chórki dla takich wykonawców jak Stevie Wonder, Elton John, Ringo Starr, John Legend, Eric Clapton, Rod Stewart, Josh Groban i Robbie Williams.
W 2009 roku została wybrana na partnerkę Michaela Jacksona w duecie do piosenki “I Just Can’t Stop Loving You” podczas zapowiadanej trasy “This Is It”. Ćwiczyła z Jacksonem przez wiele miesięcy, a materiał z ich prób stał się viralem, osiągając miliony odsłon w internecie. Jak wiemy, Hill nie dane było zaprezentować finalnych efektów ich współpracy podczas koncertów – Król Popu zmarł kilka dni przed końcem prób.
“Widziałam go tylko na próbach, więc nie miałam możliwości dowiedzieć się, przez co przechodził osobiście.” – mówi o pełnych napięcia ostatnich dniach Jacksona, w których pogarszał się stan jego zdrowia.
Kamieniem milowym w karierze Hill okazała się współpraca ze Spikem Lee przy muzyce do jego filmu “Red Hook Summer”, którego premiera odbyła się na Festiwalu Filmowym w Sundance w 2012 roku. Po raz pierwszy Hill mogła zaprezentować tutaj szerszej publiczności swój talent kompozytorski. Sama napisała i zaśpiewała wszystkie piosenki. Krytycy szczególnie docenili utwór “Desperation”, którego nowa, akustyczna wersja w 2013 roku została umieszczona w filmie “O krok od sławy”. Hill zdobyła za nią nagrodę Black Reel Award.
Sam film “O krok od sławy” (20 Feet from Stardom) również został doceniony i w 2015 roku zdobył nagrodę Grammy za ścieżkę dźwiękową oraz Oscara w kategorii najlepszy film dokumentalny. Hill nie tylko była współautorką muzyki, ale wystąpiła w nim jako jedna z głównych bohaterek (obok tak wspaniałych wokalistek, jak Merry Clayton, Darlene Love i Lisa Fischer).
“O krok od sławy” opowiada o wokalistach wspierających, którzy pracując z wielkimi sławami, sami pozostają w ich cieniu. Obraz wydobywa na światło dzienne historię kobiet — zwłaszcza czarnoskórych — które dopełniały brzmienie największych hitów rock’n’rolla, same pracując za ułamek uznania i wynagrodzenia zapewnianego gwiazdom w centralnym miejscu na scenie. Pokazuje też, jak wiele odwagi i siły potrzeba, aby odnieść sukces jako kobieta w zdominowanym przez mężczyzn przemyśle muzycznym.
Do tego, by wyjść z cienia innych i rozpocząć solową karierę namawiały Hill nie tylko starsze koleżanki po fachu, ale też artyści, w których chórkach występowała.
“Pamiętam, jak Stevie Wonder powiedział jej kiedyś: «Nie wciągaj się tak w śpiewanie dla mnie w tle, bo stracisz swoją szansę na to, by występować w roli głównej»” – powiedziała piosenkarka Darlene Love, która zna Hill od lat.
Judith wzięła sobie ich rady do serca i postanowiła spróbować swoich sił w czwartym sezonie amerykańskiego The Voice, gdzie pod skrzydłami Adama Levine awansowała do pierwszej ósemki finalistów. Jej eliminacja z programu została uznana za szokującą dla wielu widzów, którzy uważali, że była faworytką programu.
Bezsprzecznie jednak reality show otworzyło jej drzwi do solowej kariery. Niedługo po zakończeniu sezonu piosenkarka udzieliła wywiadu telewizyjnego, który przez przypadek obejrzał nie kto inny, jak … Prince. Hill w rozmowie wymieniła go jako swojego wymarzonego współpracownika. Kilka dni po emisji wywiadu dostała telefon, który zmienił jej życie.
Swój debiutancki album “Back in Time” Hill nagrała i wyprodukowała wspólnie z Princem w 2015 roku.
“To było naprawdę oszałamiające. Zadzwonił na moją komórkę i zaprosił do Paisley Park, by posłuchać piosenek, nad którymi pracowałem. Był tam zespół, mnóstwo muzyków. To było magiczne królestwo, w którym Prince czuł się jak Willy Wonka. Jamowałam z jego zespołem, a potem kazał mi zagrać moje piosenki. Wtedy zaczęliśmy pracować nad aranżacjami. Tak się zaczęło.” – wspomina.
Materiał został nagrany w niecałe trzy tygodnie i jest połączeniem jazzowego funku, soulu, R&B i boogie. Czuć na nim charakterystyczny styl produkcji Prince’a. Zresztą na “Back In Time” Książę był wszechobecny – grał na gitarze, basie, perkusji i wspierał Hill w chórkach.
“Prince był świetnym mentorem i świetnie się bawiliśmy, tworząc tę muzykę. Jest dla mnie przyjacielem, źródłem mocy i wolności. Obserwowanie go otworzyło mi oczy na to, co to znaczy być prawdziwym artystą” – wspominała ich współpracę Judith.
Ta wszechobecność mentora nie umknęła jednak co bardziej złośliwym krytykom. Nie pomogła też łatka “dziewczyny Prince’a”, gdy media wywęszyły, że muzycy zostali partnerami nie tylko w pracy, ale też w życiu prywatnym. Jest to bardzo krzywdzące, bo chociaż Prince odegrał ogromną rolę w powstaniu “Back In Time”, kluczowe były wizja i materiał Hill. Oraz jej wspaniały wokal i ogromne doświadczenie, które zdobywała przez lata. Wystarczy posłuchać takich utworów, jak “Jammin’in in the Basement”, “Cure”, “As Trains Go By” i “Cry, cry, cry”, by docenić ten album.
“Back In Time” był najpierw dostępny za darmo w sieci. Dołączona do pliku notatka Prince’a brzmiała: “Przepraszam, że przeszkadzam. To jest debiutancki album Judith Hill. Spędź trochę czasu z tą muzyką, a następnie podziel się nią z kimś, kogo kochasz”.
Fizyczna płyta została wydana 23 października 2015 roku i osiągnęła 28 miejsce na liście Billboard R&B.
Potem Prince zmarł i wszystko się rozpadło – Hill porzuciła promocję albumu oraz koncerty i pogrążona w szoku i żałobie wycofała się z dala od światła jupiterów.
Wkrótce uderzyła w nią tabloidowa i internetowa zjadliwość. Rozpoczęła się kampania wstydu i oczerniania. To, że Hill była z ukochanym, gdy jego samolot musiał awaryjnie lądować po tym, jak artysta stracił przytomność z powodu przypadkowego przedawkowania przeciwbólowych opioidów, rozgrzała do czerwoności wszystkich miłośników teorii spiskowych, plotek i obelżywych historii, które łączyły ją już nie tylko z nagłą śmiercią Prince’a, ale też ze śmiercią Jacksona. Jej obecność w ostatnich chwilach życia obydwu muzycznych tytanów sprawiła, że nazwano ją “czarną wdową”. Artystka otrzymała nie tylko wiele nienawistnych wiadomości, ale też kilka gróźb śmierci. Zrobiło się naprawdę źle. Jej muzyka utraciła znaczenie. Sensacja sprzedaje się lepiej.
Ona, przestraszona i w depresji, nie miała siły na walkę z hejtem i kłamstwami, nie chciała udzielać wywiadów. Zniknęła.
Aby wrócić do tworzenia muzyki, Hill potrzebowała kilku lat. Zrobiła to bez medialnego szumu, praktycznie bez promocji, kameralnie, ale za to na własnych warunkach. W 2018 roku wydała napisany i wyprodukowany przez siebie album “Golden Child”. W intencji artystki został on pomyślany jako koncept album, będący odpowiedzią na burzliwe czasy politycznego napięcia w USA. W warstwie tekstowej opowiadał o pojednaniu i o tym, jak wyglądałby świat, gdyby ludzie zjednoczyli się i celebrowali swoją różnorodność. Upolityczniony materiał równoważą romantyczne piosenki: “Irreplaceable Love” o zabarwieniu gospel, “Gypsy Lover” i “Hey Stranger”.
Muzycznie to bardzo udana mieszanka stylu retro i nowoczesności z muskularnym funkiem, soulem, gospel, bluesem i synth-popem na czele. Przywołuje surową moc wokalu młodej Arethy Franklin, a chwilami potrafi zaskoczyć rockową nutą w stylu Jimiego Hendrixa.
Moim faworytem na tej płycie jest blues-rockowy “I Can Only Love You by Fire”.
Na kolejnym albumie “Baby, I’m Hollywood” (2021) Hill zabrała nas na wycieczkę po annałach amerykańskiej muzyki, oferując potężną mieszankę neo-soulu, r&b, jazzu, bluesa i psychodelicznego funku w stylu vintage.
“Jeśli tęsknicie za współczesnymi piosenkarzami soulowymi, którzy potrafią wznieść się na wyższy poziom i naprawdę śpiewać, Judith Hill Was nie zawiedzie”. – ocenili ten album dziennikarze z Black Grooves.
“Jeden z najlepszych albumów wokalnych od wielu dekad! >>wow<<. Po prostu niesamowity….” – zachwycił się magazyn Music Republic.
“Ta płyta jest potężnym świadectwem talentu Hill. Jest piękna, autentyczna i niezapomniana” – pisał z kolei Rock & Blues Muse.
Wtórowali im inni dziennikarze muzyczni. Pisali, że trzeci album studyjny Hill podniósł poprzeczkę tak wysoko, że następnym razem będzie jej naprawdę trudno go przebić i porównywali wokal Judith do największych: Arethy, Gladys i Chaki. Myślę, że by przyznać im rację wystarczy posłuchać utworu tytułowego, “Burn It All”, “Silence”, “Candlelight In The Dark” i “Give Your Love To Someone Else”. Rzeczywiście jest to świetny album a fortepianowe ballady, powolne jamy i gitarowe groove’y wpisują się w najlepsze tradycje wspaniałego śpiewnika American Black Music.
W warstwie tekstowej jest opowieścią o dojrzewaniu mieszanego dziecka w Kalifornii (Hill pochodzi z japońsko-afroamerykańskiej rodziny) oraz o “zaakceptowaniu swojej historii”. Hill dotyka na nim wielu aspektów złożonej rzeczywistości, w której żyła jako dziecko – społecznej, rasowej, politycznej.
Najnowszy album Hill – “Letters from a Black Widow” – ukazał się w maju tego roku.
“Całe poczucie winy, wstyd i paranoja mogą być jak rozwijający się w tobie rak” – mówi Hill i dodaje, że dotarcie do tego miejsca w jej życiu, w którym jest teraz, wymagało lat terapii. W międzyczasie wielokrotnie rozważała porzucenie kariery. Wygrała miłość do muzyki, która – jak mówi – w najgorszych chwilach chroniła ją od wewnętrznych demonów.
“Tworzenie muzyki na tę płytę pomogło mi przepracować traumę” – powiedziała w wywiadzie.
To terapeuta poradził jej, aby poprzez pisanie muzyki stawiła czoła drwinom i obelżywemu epitetowi “Czarnej Wdowy”. Początkowo robiła to dla siebie, nie myśląc o publiczności. Tak powstały piosenki składające się na “Listy od czarnej wdowy”. To podróż Hill z ciemności do światła, płyta introspekcyjna, przepełniona piosenkami “z głębi duszy”, które poruszają takie tematy, jak rodzina, nadzieja, strata, odporność i duma. Album odzwierciedla także wyniszczające skutki publicznego ostracyzmu i oczerniania. Hill po raz pierwszy konfrontuje się tutaj z tym, co spotkało ją po śmierci partnera.
Polecamy na eBilet.pl
“Przeszłam przez naprawdę mroczny okres w życiu, czując traumę, radząc sobie ze wstydem i nie wiedząc, jak o tym mówić. To były uczucia, które naprawdę dręczyły mnie przez wiele lat. Wreszcie znalazłam odwagę, żeby przynajmniej wyrazić ten ból. Możliwość mówienia o tym była dla mnie bardzo wyzwalająca” – mówi.
Chociaż po śmierci Prince’a nadal nagrywała i występowała, przeżywała kryzys twórczy. “Miałam problemy z poczuciem, że jestem niewystarczająca lub że moja historia nie ma znaczenia” – powiedziała. “Czułam, że moje imię ma znaczenie tylko dlatego, że jest powiązane z kimś innym”.
Przesłanie płyty najtrafniej ilustrują słowa z jednej z piosenek: “Daj mi chaos i daj mi ból / Ale nigdy nie zabijesz mojego płomienia”.
Pod względem brzmieniowym w “Letters From A Black Widow” Hill proponuje nam ponownie miks różnych warstw brzmień i gatunków, które umiejętnie wykorzystuje jako platformę emocjonalnej ekspresji. Mamy tu soul, funk, R&B i blues, który pięknie rezonuje z niewymuszoną wokalną i kompozytorską pewnością siebie dojrzałej artystki. Jak napisał jeden z krytyków: “Album Hill to rzadkie piękno. Pomyśl o Franklin grającej na gitarze elektrycznej jak Jimi Hendrix lub Billie Holiday grającej na klawiszach jak Stevie Wonder”.
Najmocniejszym utworem na płycie jest oczywiście tytułowy, przejmujący “Black Widow” ze wspaniałą gitarową solówka Hill. Moim faworytem jest jednak “Dame De La Lumiere” – poetycki, jazzowo-gospelowy hołd złożony babci i matce Hill, jako postaciom, które nauczyły ją siły i determinacji. Refren “Złe czasy czynią silne kobiety” brzmi tak, jakby to było motto wszystkich kobiet. To naprawdę wspaniała, poruszająca do łez, potężna, pełna mocy piosenka!
“Moja matka jest Japonką, a babcia jest czarna – to dwie różne diaspory, które w historii tego kraju stawiły czoła okrucieństwu i barierom na tle rasowym. Esencją tej piosenki jest rozmowa o kobietach wychodzących z trudności i pokazanie, jak odporne jesteśmy jako kobiety” – mówi Hill.
W teledysku do piosenki pojawiają się kobiety z rodziny Hill. Artystka mówi, że możliwość opowiedzenia ich historii, uczczenia ich i umożliwienia im bycia częścią filmu, była dla niej czymś wyjątkowym.
“Kobiety w mojej rodzinie pokonały niemożliwe i przetrwały, ponieważ były zdeterminowane, by być przy swoich rodzinach” – pisze w komunikacie prasowym Judith. “Stojąc na ich ramionach, idę dalej. Zamykam oczy i widzę twarze każdej kobiety w historii, która zamieniła chwasty w róże. Te kobiety są wyższe niż góry. Jeśli one mogły to zrobić, ja też mogę to zrobić. Złe czasy czynią silne kobiety! To jest moja mantra.”
Poprzedni artykuł
Następny artykuł