Niespodzianka dla fanów Coldplay! Zespół ogłosił powstanie filmu “Film For The Future” opartego na ostatniej płycie zespołu. Za kamerą stanął Ben Mor.
Debiut fonograficzny może zapewnić wieloletnią karierę lub skończyć ją na dobre. Jak powinien wyglądać idealny rapowy debiut? Przykładów jest wiele, a żaden nie daje konkretnej odpowiedzi.
07.01.2025
Igor Wiśniewski
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
W przemyśle muzycznym pewne sprawy pozostają niezmienne. Artyści niezależni nigdy nie będą fundamentem mainstreamu, majorsy znajdą sposób, by kontrolować rynek, a pierwsza płyta w dyskografii to często być albo nie być. W końcu pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz.
Jaki jest więc debiut idealny?
Specjaliści od wizerunku zapewne rozwodziliby się nad trendami, tworzeniem viralowych singli i oprawą wizualną. Ci z bardziej idealistycznym podejściem, mówiliby o świeżym spojrzeniu, innowacji. O płycie, którą docenia się po latach. Z kolei tradycjonaliści przekonywaliby, że nie ma sensu wymyślać koła na nowo. Wystarczy opanować to, co zostało wymyślone i tchnąć odpowiednią dawkę charyzmy. Każda z tych perspektyw jest w gruncie rzeczy prawidłowa. I niepełna.
Co z tego, że album, nad którym pracował sztab ludzi, okaże się komercyjnym sukcesem, jeśli będzie to ni mniej, ni więcej wyrachowany, bezduszny produkt? Chwilowa ekscytacja tłumu napełni odpowiednie kieszenie, lecz miesiąc po premierze nikt o niej nie pamięta. Natomiast twórca, który na bitach radzi sobie lepiej niż niejeden protegowany wielkiej wytwórni, zyska uznanie jedynie wśród wąskiej internetowej społeczności, jeśli nie zadba o promocję materiału. Dlatego, w moim rozumieniu, idealny debiut to taki, który z sukcesami łączy wszystkie powyższe cechy. A oto niektóre z tych, którym do ideału naprawdę blisko.
1. Bisz – Wilk chodnikowy
Nie wszystkim styl bydgoszczanina może odpowiadać, lecz kunsztu odmówić mu nie można. Bowiem “Wilk chodnikowy” to nie żaden samiec alfa. To samotnik, który żyje według własnych potrzeb, jednocześnie będąc wrażliwym na otoczenie. Wielobarwny charakter wydawnictwa podkreślały już same single: od nostalgicznej “Banicji” po pełne rozmyślnej braggi “Jestem bestią”.
2. Kamil Pivot – Tato Hemingway
Do premiery “Tato Hemingwaya” próżno było szukać informacji o Kamilu, z wyjątkiem występu na “Materiale producenckim” Quiza z 2009 roku. Rap z perspektywy ojca wielodzietnej rodziny to całkiem inna, rzadko spotykana perspektywa. Szczytem flexu nie jest tu nowy ciuch od designera, a zapas czystych pieluch. Zamiast góry pieniędzy, horyzont zdobi góra prania czekająca na wyprasowanie.
3. Hemp Gru – Klucz
Choć dla wielu “Klucz” może wydawać się surowy, w procesie twórczym brało udział wielu reprezentantów warszawskiej sceny rapowej, co zapewniło spójne, dopracowane brzmienie. Nie ujmuje to jednak dosadności Wilka WDZ i Bilona, którzy przemawiali zarówno w imieniu swoim, jak i ulic. Wiele tu brudu, niebezpieczeństw i agresji, bliższym reportażowemu ujęciu niż gloryfikowania przemocy.
4. White 2115 – Rockstar
Młody Łajcior to jeden z tych raperów, którzy od początku kariery przykładali dużą wagę do wizerunku. Członek 2115 nie był nigdy mistrzem pióra, lecz trafił na niszę, którą świetnie wykorzystał. White zapewnił sobie spory margines na błędy, mieszając hip-hop z pop rockiem. Wszelkie liryczne niewypały nadrobił przebojowością i odpowiednio przedłużanymi głoskami. “Rockstar” to jednak nie tylko imprezy; gospodarz poddawał się autorefleksji, próbował wypośrodkować bycie gwiazdą rocka ze stawaniem się mężczyzną. Szkoda, że porzucił tę drogę.
5. Małolat/Ajron – W pogoni za lepszej jakości życiem
Nie ma wątpliwości, że to jeden z najważniejszych albumów w historii polskiego rapu. Mimo wszelkich przeszkód, które napotkali autorzy z jego nagraniem i promocją. Siłą tego wydawnictwa była jego przyziemność, przez którą wielu mogło się z nim utożsamić lub przynajmniej mieć łatwy punkt odniesienia. Podobnie jak przy debiucie Hemp Gru, brak tu miejsca na kompromisy; zarówno liryczne, jak i producenckie. Prócz sampli, Ajron eksperymentował również m.in. z elektroniką, co nadało świeżości, która nawet dziś warta jest docenienia.
6. Sokół – Wojtek Sokół
“Wojtek Sokół” to solowy debiut bez precedensu, który już chwilę po premierze stał się czymś na kształt współczesnego klasyka. W końcu mówimy o solowym debiucie legendy polskiego rapu, wydanym po ponad 20 latach na scenie.
Przeczytaj też:
Członek ZIP Składu, który pozornie nie musiał wiele, by zadowolić słuchaczy, stanął na wysokości zadania. Stał się plastyczniejszy niż dotychczas, bardziej wyrafinowany, ciekawszy. Album pokrył się poczwórną Platynową Płytą, rozchodząc się w ponad 120 tys. egzemplarzy.
7. Pezet/NOON – Muzyka klasyczna
Nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu drugiego z braci Kaplińskich. “Muzyka klasyczna” zachwyca pod każdym względem. Pezet stronił od koślawych rymów czasownikowych, a jego flow już na początku wieku było swobodne i opanowane. Zaledwie 22-letni raper skrzętnie opisywał otaczającą go rzeczywistość, nie siląc się na obiektywizm. Wszystko to na oszczędnych, czasem minimalistycznych bitach Noona, które świetnie definiują brzmienie epoki.
8. Miły ATZ – Czarny swing
Debiut Atezecioka to pełnoprawne wyłożenie polskim słuchaczom, czym jest UK sound. “Czarny swing” zachwyca przede wszystkim brzmieniem, pełnym rozlewającego się bassu. Gdy już pochylimy się nad bitami, dostrzeżemy warsztat Miłego, który na połamanych bitach robi, co mu się żywnie podoba. Ta pozornie kanciasta metoda rymowania, która łatwo może zniechęcić, ma hipnotyzuje, co sprawia, że ATZ stał się jednym z najważniejszych ambasadorów brytyjskiego brzmienia.
9. Łona – Koniec żartów
Gdy żarty się skończyły, nie trzeba było sięgać po KRS One’a, by pokazać rodzicom, że raperzy wcale nie są niedobrzy. Łona połączył humor, inteligencję i młodzieńczą beztroskę, dzięki której zachwiał fundamentami stereotypu polskiego hip-hopowca przełomu wieków. Luz gospodarza na bitach Webbera, inspirującego się wówczas Nowym Jorkiem, przypomina pozytywny przekaz De La Soul, tak potrzebny we wczesnokapitalistycznej Polsce.
10. Bambi – in real life
Nie ma wątpliwości, że członkini Baila Ella Records jest obecnie najpopularniejszą raperką w kraju. Nie podlega też dyskusji, że na tę pozycję poznańska nawijaczka zapracowała. Bambi, przy całej cukierkowatości, nie gryzie się w język. Obsypuje brokatem osiedlowe klatki. “In real life” zgrabnie łączy imprezowy sznyt i biznesowe wyrachowanie z charakternym, czasem wręcz surowym stylem nawijania gospodyni. Jeśli Young Leosia uchyliła dziewczynom drzwi do mainstreamu, Bambi wyrwała je razem z zawiasami.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł