Fandomy pojawiły się wraz z pierwszymi gwiazdami - dziś jednak są dużo bardziej widoczne, dużo bardziej popularne i mają dużo większe możliwości. Zaangażowana fanowska społeczność to tak naprawdę być albo nie być dla artystów tworzących w zdigitalizowanej rzeczywistości, zmuszonych walczyć o każdy stream. Jak daleko słuchacze są w stanie posunąć się dla swojego ulubionego zespołu? Czy Clikkies - fani Twenty One Pilots - to zwykli fani czy już sekta?
Krakowska scena od zawsze była nietypowa na mapie Polski. Z dala od centrum powstającej infrastruktury, małopolska społeczność hip-hopowa nie odcisnęła takiego piętna, jak ekipy z innych miast i aglomeracji. Mimo rynkowych przeciwności, niektórzy sięgnęli po kawałek tortu. Inni, jak chociażby Kobik, muszą go samodzielnie upiec.
12.05.2025
Igor Wiśniewski
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Jest jedna rzecz, której przez lata nie dało się pominąć w hip-hopie. W zależności od warunków określała to, z kim można było przystawać, wpływała na brzmienie, uwzględniała lokalny kontekst. Przynależność. Do grupy społecznej, miejsca urodzenia, korzeni, ekipy. Artyści z różnych zakątków kraju, pomimo wspólnego mianownika, różnili się zarówno w podejściu, jak i wykonywanej sztuce.
Rymy i bity na mapie Polski
Nie inaczej było nad Wisłą. Po ponad 30 latach te różnice zanikły, jednak w latach 90. oraz początkach dwutysięcznych łatwo było odgadnąć, skąd pochodzi delikwent łapiący za mikrofon. Hardcore’owe Kielce z Liroyem i Wzgórzem Ya-Pa 3 zdecydowanie odbiegały od wyluzowanego vibe’u ze Szczecina. Warszawska scena charakteryzowała się chuligańskim sznytem za sprawą śródmiejskich ekip, natomiast Łódź tętniła funkiem i jazzem, mimo wszechobecnych odcieni szarości.

Jednym z pozostałych tak silnych ośrodków rodzimego hip-hopu jest Kraków. Choć lokalna scena prężnie funkcjonuje od trzech dekad, nie została ona tak wypromowana jak wspomniane wcześniej rejony czy sąsiadujący Śląsk.
Zawsze byli raperzy, producenci i DJ-e, ale nie było zaplecza. Tu się żyje wolno (…); każdy niby coś robi, ale rzadko coś z tego wychodzi, a jak już wychodzi, to zazwyczaj tylko w podziemiu, lokalnie – twierdził Kobik w rozmowie z Filipem Kalinowskim dla newonce w 2023 roku.
Charakterystyka na podstawie brzmienia wciąż ma rację bytu, jednak nieporównywalnie mniejszą niż jeszcze 20 lat temu. Łatwy dostęp do informacji ujednolicił rynek, ograniczając przestrzeń na tego typu rozgraniczenia. Wciąż jednak zdarzają się miejsca, w których muzyka ma całkiem inny feeling.
Jeśli miałbym coś wyróżnić, to na pewno północ Polski. Takie rzeczy jak „Polska Flordya”, Undadasea czy nawet Young Igi mają w sobie ten niewymuszony trójmiejski luz. Słychać to nawet u Grubego Mielzky’ego, który nie pochodzi z tamtych stron, ale po przeprowadzce jego muzyka brzmi zdecydowanie inaczej. To nadal mocny, klasyczny rap, ale z dystansem i lekkim uśmiechem – zauważa dziennikarz i influencer rapowy kaziu_rapglass.
Polecamy na eBilet.pl
Krakowscy raperzy w świetle jupiterów
Wielką niesprawiedliwością byłoby jednak stwierdzenie, że raperzy z rodu Kraka są z góry skazani na wieczne podziemie. Już w latach 90. Bolec czy ekipa Yez Yez Yo cieszyli się popularnością poza lokalnym podwórkiem. W kolejnych latach do tego grona dołączyli m.in. członkowie Firmy z Kalim i Popkiem na czele czy Karramba.
W drugiej dekadzie XXI w. szczególnym zainteresowaniem cieszył się Eripe z Patokalipsą. Ostatnie lata to z kolei hossa dla Jana-rapowanie, który bez wątpienia jest najpopularniejszym nawijaczem z tego rejonu Polski, i bardziej ulicznego Ćpaj Stajlu. Trudno jednak mówić o krakowskiej scenie, nie sięgając głębiej. Coraz częściej mówi się także o Vae Visticu, byłym członku GUGU. I zdecydowanie zbyt rzadko mówi się o Kobiku, jednym z ambasadorów dirty southu w Polsce.
Brudne południe po polsku
Dirty south nigdy nie cieszył się szczególną estymą wśród rodzimych słuchaczy. Stylistyka południa Stanów Zjednoczonych daleko odbiegała od szarych blokowisk i smogu Nowego Jorku, w których rozkochali się polscy hip-hopowcy. Bohemiarska otoczka nie była więc zbyt przystępna dla przeciętnego nadwiślańskiego odbiorcy na przełomie wieków.
Skrzący się od diamentowych naszyjników, wożący luksusowymi samochodami raperzy nawijali na całkiem innych bitach, a w tekstach próżno było szukać większego przywiązania do słowa. Przez lata grupy jak Cash Money czy No Limit były synonimem przypału. Jeden z pionierów rodzimego brudnego południa i założyciel Gold’n’Platinum Records, Last Dance, wspominał: Rap to jest entertaiment i w tekstach nie musi być zawsze 100% prawdy. Jest to oczywiście oparte na faktach, ale mocno przekoloryzowane.
Jeszcze półtorej dekady temu rap powszechnie traktowano bardzo poważnie, więc takie podejście spotykało się z przychylnością stosunkowo rzadko. Niedługo później nie była to już żadna przeszkoda. Dziś prowodyrem w kultywowaniu południowego stylu pozostaje członek BOR Crew, promując jednocześnie lokalnych graczy.
Witamy w Małopolsce
Wątek pochodzenia dawno przestał grać w rapie tak istotną rolę. Lata temu, np. przy beefie Jimsona z VNM-em to miało dla mnie jakieś znaczenie, że jeden pochodzi ze Słupska, a drugi Elbląga. Dziś nie wiem, kiedy miałbym się nad tym zastanowić, kiedy w tygodniu wychodzi kilka płyt, a nie jedna na miesiąc – słusznie zauważa Kaziu_rapglass.
Rap jednak nigdy nie uciekł od lokalności w pełni, a twórczość Kobika to najlepszy przykład. Raper przemyca lokalny patriotyzm w tekstach, lecz również w tytułach utworów i całych albumów, w tym pierwszy głośniejszy materiał, czyli „Małopolscy”. Kaobe niejednokrotnie podkreślał dumę i przywiązanie do miejsca pochodzenia, odnajdując analogię między Krakowem a southside’em.
Tak silne zakorzenienie małopolskiego mindsetu w twórczości Kobika to efekt wieloletniej drogi. KOB szykuje się właśnie do premiery już 15 albumu w dorobku pt. Synalek, następcy krążka Soulja Life/Małopolski Stan z końcówki 2023. Pokaźna dyskografia to jednak nie wszystko, bo od lat utrzymuje się w czołówce peletonu pod kątem skilli i konsekwencji.
Dzięki charyzmie i oryginalności, którymi emanuje jego muzyka, Kaobe stał się jednym z najmocniejszych krakowskich reprezentantów. Jedyne, czego brakuje, aby dopełnić obraz rapera kompletnego, jest skala. Bowiem wypracowany styl i ugruntowana pozycja w niszy nie idą w parze z mainstreamowymi liczbami. Te jednak – jak wiadomo – nie definiują artysty, lecz rynek.
Przeczytaj też:
Poprzedni artykuł