The Weeknd potwierdził oficjalnie datę premiery swojego pożegnalnego albumu "Hurry Up Tomorrow".
SEA YOU 3city Music Showcase. Morze olśnień, dla których warto było tam być
Trójmiejska scena muzyczna zawsze była zjawiskiem odrębnym, osobnym. I jest nadal. Dlatego jest tak frapująca i dlatego z taką przyjemnością wciąż się ją odkrywa.
14.04.2024
Urszula Korąkiewicz
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Dziś tę scenę, co roku w innej odsłonie, skupia Sea You Showcase, którego tegoroczna edycja odbyła się w dniach 11-13 kwietnia. Festiwal powstały w odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie (sądząc po frekwencji) na tego rodzaju wydarzenia. I jeśli chodzi o Trójmiasto, aż dziw, że taka impreza powstała tak późno. Zwłaszcza, że tutejsza eklektyczna scena od dekad nie traci swojego bogactwa. I nie chodzi tylko o tę alternatywną czy jazzową, z których przez lata słynęło. W końcu jednak pomysł na to, by zebrać gros jej przedstawicieli w jednym miejscu nabrał fizycznych rozmiarów.
Do trzech razy sztuka, chciałoby się powiedzieć, bo za trzecim razem imprezie towarzyszył koncert specjalny, niejako wprowadzający do tego, co będzie się działo przez kolejne dwa dni. To koncert “Trójmiejska scena gra trójmiejskie piosenki”. Trudno nie zgodzić się z zapowiadającym go Jakubem Knerą, że bez trójmiejskich zespołów właśnie trudno mówić o dzisiejszej scenie alternatywnej, jak i tej sprzed kilku dekad. Twórca serwisu, nomen omen, “Nowe idzie od morza” wiedział, co mówi. Nazwy takie, jak Trzy Korony, Kobiety, Homosapiens czy Ścianka nie tylko wywołują określone wspomnienia, co “odpalają” określone playlisty. Jednej z tych playlist można było posłuchać dzięki ludziom dobrze znanym w Trójmieście i prężnie rozwijającym wspomnianą lokalną scenę, mowa tu o takich osobach jak m.in. Zofia Bartoś, Przemysław Bartoś, Tomasz Koper, Michał Jan Ciesielski i Jakub Leonowicz.
Trudno szczegółowo opisywać, co działo się w kolejnych dniach minuta po minucie, bo w gruncie rzeczy… nie o to w takich tekstach chodzi. Podkreślić trzeba jednak, że taka impreza jak Sea You jest potrzebna, by empirycznie poznać imponującą wyobraźnię obecnej trójmiejskiej sceny. Warto było tam być z wielu powodów. Kilka z nich nie potrzebowało szczególnej promocji. Każdy, kto choć odrobinę interesuje się nie tylko lokalną muzyką wiedział, że na koncertach trzech Tomaszów ze zwyczajnej przyzwoitości, należy być.
Na szalonym koncercie znakomitego skrzypka Tomasza Chyły i jego kwintetu z wyobraźnią wykraczającą daleko poza jazz. Na koncercie Tomka Ziętka, promującego jego debiutancką płytę. Tomka (nawiązując do aktorskich powiązań) czarującego jak James Dean z lekkością (tu uwaga z przymrużeniem oka) Timotheego Chalameta. Wsparty przez doświadczonych kolegów z innych trójmiejskich składów, zafundował koncert pełen wdzięku i “starych piosenek”. Szkoda jedynie, że tak krótki, ale mając na uwadze festiwalowe ramy, nie było co grymasić. Podobnie rzecz się miała w przypadku koncertu Tomasza Makowieckiego. Tomek, wracając po ponad dekadzie ze świetną płytą “Bailando” od pierwszych dźwięków pokazał, że po pierwsze, jego głos ma się świetnie, a po drugie wciąż potrafi rozkochać publiczność. Ta śpiewała z nim niemal cały czas, ale nie ma co się dziwić – romantycznemu czarowi, jaki roztoczył, trudno było się oprzeć. Bartek Chaciński określił jego nową płytę “popem dla dorosłych”. Jeśli tak wspomniany pop brzmi i skłania tak do tańca, prosimy o więcej!
Ten, kogo nie było na Sea You, może sobie pluć w brodę, że nie posłuchał starej gwardii. Chociażby będącej w niezłej formie Bielizny, ale przede wszystkim – klasyka gatunku – Kur, które powróciły do koncertowania. Szalony konglomerat Tymona Tymańskiego, Jerzego Mazzolla, Olafa Deriglasoffa, Piotra Pawlaka i młodszej części – Jacka Prościńskiego i Szymona Burnosa, co tu dużo mówić, porywa. Zwłaszcza że gra cudowny, pastiszowy “P.O.L.O.V.I.R.U.S.”. Płytę, która miała być dowcipem, a stała się klasykiem. “Jesienna deprecha”, “Nie mam jaj” czy “Szatan” brzmią równie abstrakcyjnie dobrze, jak na płycie. I przypominają – nic bardziej najntisowego w tym kraju (a przynajmniej w północnej jego części) nie ma. To gratka nie tylko dla starszej młodzieży (a można będzie ją złapać jeszcze na innym festiwalu showcase – Next Fest w Poznaniu).
I wreszcie, na Sea You warto było być z kilku innych, mocnych powodów. Nie odkryć, bo zespoły te nie są debiutantami, ale, nazwijmy to olśnień, bo zagrały koncerty znakomite. Jednym ze wspomnianych olśnień bez dwóch zdań jest Chrust, wdzięczne folkowe trio. Całą magię zawdzięcza niewątpliwie charyzmatycznej Gosi Oleszczuk o imponującej skali głosu. Chrust udowodnił coś istotnego – wystarczą klawisze, sprawny bębniarz i trzy silne głosy, żeby stworzyć magiczną, transową słowiańską opowieść. Taką, która skutecznie porwała zebraną publiczność. Folkowa eklektyczność i rozpasana energia tria wyłaniające się zza snopów zboża z pewnością były jednym z najjaśniejszych momentów festiwalu.
Podobne zaskoczenie zafundował słuchaczom duet Odet i Szatt. Znana w Trójmieście (i nie tylko) wokalistka ujęła zmysłowym, nastrojowym występem – wplatając w niego mocne taneczne momenty. Ale nie tylko elektronikę przyniosła ze sobą. Dobitnie pokazała, że żaden instrument klawiszowy nie ma przed nią tajemnic, ale i to, że muzyka klasyczna może porwać tłumy. Występ niespodzianka z chórem jej uczniów i kontratenorem Jakubem Borowczykiem – wprowadziła zebranych w zasłuchany zachwyt.
W jazzowe rejony zabrał publiczność zespół Nene Heroine – choć jazzu do końca nie grają, raczej energetyczną mieszaninę z rockiem na czele. Szerzej dali się poznać dzięki singlowi “Wola” z Kasią Lins, ale każdym koncertem dowodzą, że dodatkowej promocji nie potrzebują. Ich muzyka broni się sama. Podobnie rzecz się ma z Ńoko, kwartetem, który pomiędzy jazzowymi, rockowymi, a nawet psychodelicznymi rejestrami, funduje za każdym razem prawdziwy lot w kosmos. Transowy, odważny, pyszny!
Polecamy na eBilet.pl
Wisienką na torcie olśnień był duet Lasy. Jacek Prościński i Maciej Stendek – cóż, “zjedli zęby” na trójmiejskiej scenie, ale pokazali, że zjeść potrafią… każdą publiczność. Set, jaki przygotowali, zawstydziłby niejednego DJ-a w czasach świetności rave’owych imprez. Rytm wybijany przez Jacka i skandowane zachęty Michała spowodowało przed sceną – i na niej – prawdziwe taneczne szaleństwo. Takie, którego prawdopodobnie Teatr Szekspirowski dawno nie widział.
Wszyscy wymienieni bez trudu pokazali na głównej scenie, że świetnie radzą sobie w takiej przestrzeni – nie tylko w formatach typu showcase. Mala scena, czyli Scena Magazyn, też częstowała melomanów smakowitymi kąskami. Hipnotyzującymi wokalistkami – Olędzką i Sarą Kordowską, abstrakcyjnym humorem zespołu Masło i (w moim odczuciu) olśnieniem tej sceny, składem Świtała & Stas – bardzo ciekawym przedstawicielem lokalnej hiphopowej sceny.
Jeśli jest szansa, że bookerów dużych festiwali na Sea You nie było, mają czego żałować. Taka świeża krew przydałaby się niejednej imprezie. Tutaj bez dwóch zdań jest z czego łowić. W końcu nowe idzie od morza.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł