Zeszłoroczna reprezentantka naszego kraju na Eurowizji podzieliła się z fanami nowymi informacjami na temat jej albumu, którego premiera odbędzie się już na początku lutego. Dowiedz się o czym opowiada najnowsze wydawnictwo Luny!
Mark Knopfler, czyli muzyka, którą postanowiłam pokochać od nowa
Zarówno "One Deep River", jak i "The Boy" to wydawnictwa godne włączenia do spuścizny mistrzów country-folku. To dzieła dojrzałego artysty u szczytu swoich możliwości. Skierowane do odbiorcy potrafiącego docenić, na czym polega magia poetyckiej ballady, która płynąc sobie nieśpiesznie swoim własnym, wolniejszym nurtem opowiada historie traktujące o sprawach ostatecznych. W tej muzyce jest naprawdę wiele do odkrycia. Ta idealnie skomponowana mieszanka rocka, bluesa, folku i country ma wiele warstw i smaczków. A na ich tle Knopfler snuje niezwykle intymną i nostalgiczną opowieść o swoim dzieciństwie nad rzeką Tyne.
03.06.2024
Aleksandra Gieczys
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Trochę trwało zanim zdecydowałam się odsłuchać najnowszy, dziesiąty studyjny album Marka Knopflera “One Deep River”. Muzyk zniknął z mojego “muzycznego radaru” gdy po rozwiązaniu Dire Straits w połowie lat 90. rozpoczął karierę solową. Dlaczego? Tak jak dla większości moich rówieśników Dire Straits był zespołem naszych ojców – pamiętam ten czas, gdy albumem “Brothers in Arms” mój tata dosłownie katował magnetofon w naszym domu i samochodzie. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, w nieskończoność. To było zdecydowanie “too much”.
Mój “odwyk” od Knopflera trwał więc trzydzieści lat i dobrze nam było bez siebie. W każdym razie ja nie zarejestrowałam jego braku w moim życiu. Moje pokolenie miało własną muzykę. Sięgałam owszem z przyjemnością do kolekcji płyt taty, ale po Genesis, Pink Floyd, Deep Purple, Marillion. Samodzielnie odkrywałam też Led Zeppelin i The Rolling Stones, ale Dire Straits jakoś się do tego grona odkurzanych przeze mnie klasyków nie zaliczali, a i tata nie słuchał solowych projektów Knopflera, więc punktu zaczepienia było brak, a ja omijałam muzykę artysty szerokim łukiem.
Teraz – szykując się do recenzji najnowszego wydawnictwa Knopflera – musiałam zrobić więc rzetelny research. Co myślę po nadgonieniu zaległości? Żal mi tych straconych lat!
Może do Knopflera musiałam dojrzeć tak, jak dojrzałam do Dylana, Springsteena czy Waitsa? Bezsprzecznie jest to muzyk ich pokroju. Twórca, którego pozycja od dziesięcioleci nie podlega dyskusji, więc może pozwolić sobie na absolutną artystyczną wolność bez konieczności dostosowywania swej wizji do ekonomicznych uwarunkowań rynku muzycznego i rad speców od muzycznego marketingu.To już wiem na pewno – Knopfler karierę solową zrobił na własnych warunkach, bez oglądania się na aktualne trendy.
Zdumiało mnie ,jak obszerna i bogata jest jego twórczość po Dire Straits! Muzyk wydał dziesięć solowych płyt i prawie tyle samo ścieżek dźwiękowych do filmów, nie wspominając już o wydawnictwach, będących efektem współpracy z innymi muzykami.
Jednym z takich projektów był Notting Hillbillies który Knopfler zrealizował wspólnie z gitarzystą – a prywatnie przyjacielem od czasów licealnych – Stevem Phillipsem. Jedyny album grupy (w skład zespołu weszli jeszcze Ed Bicknell i Marcus Cliffe) “Missing… Presumed Have a Good Time” ukazał się w 1990 roku i – oprócz tego, że w mojej opinii jest absolutnie wspaniały! – pokazuje chyba najlepiej punkt odniesienia dla solowej twórczości Knopflera.
Ta droga jest zapewne oczywista dla wiernych fanów muzyka ale dla mnie nie lada zaskoczeniem było, że ten przeniósł swoje zainteresowania tak bardzo w folkowo-poetyckie rejony. Jego zawodzący nosowy wokal i charakterystyczne leniwe brzmienie gitary wspaniale komponują się z obranym kierunkiem, gdzie country przenika się z bluesem i z folkowymi, celtyckimi wpływami. To głównie kameralne, niespieszne granie, które chwilami ociera się o arcydzieło powściągliwości, ale … w tej muzyce jest naprawdę wiele do odkrycia! Za maską pozornej prostoty kryje się wiele warstw, smaczków i niezwykle celnie zaaranżowanych – a w warstwie poetyckiej szczerych aż do bólu – perełek.
Szczególnie zachwycił mnie wydany w 2012 roku album “Privateering” godny wielkiej spuścizny mistrzów zarówno country, jak i poetyckiej ballady.
“One Deep River”
Dziesiąta studyjna płyta Marka Knopflera, która ujrzała światło dzienne w kwietniu, nie wywróciła do góry nogami rynku muzycznego. Jest to znajome terytorium, gdzie nie usłyszymy nic ponad to, co znamy z wcześniejszej twórczości Knopflera. A jednak kompozycje są na tyle intrygujące, a poziom wykonawczy tak wysoki, że “One Deep River” bez wahania mogę uznać za jedno z najciekawszych dla mnie osiągnięć w solowym dorobku muzyka.
Jest to pięknie skonstruowany zestaw utworów, w których Knopfler łączy ulubione muzyczne barwy w dźwiękowy obraz, który brzmi jak, cóż … Mark Knopfler! To brzmienie dojrzałego artysty u szczytu swoich możliwości.
Nic tu jednak nie jest przekombinowane. Główną rolę na “One Deep River” odgrywają oczywiście riffy gitar i melodie – ujęta w idealne proporcje mieszanka rocka, bluesa, folku i country. Na ich tle artysta snuje niezwykle intymną i nostalgiczną opowieść. Jej tematem przewodnim jest rzeka Tyne, która przecinając rodzinne miasto Knopflera (Newcastle w Anglii) tworzy wyraźny obraz granicy między przeszłością a teraźniejszością. Artysta napisałw komunikacie dotyczącym wydania nowej płyty:
“Przekroczenie Tyne zawsze masz gdzieś z tyłu głowy. Robiłeś to za młodu i to samo uczucie powraca za każdym razem, gdy znów to robisz. Czy wyjeżdżasz, czy też wracasz do miasta, znów łączysz się ze swoim dzieciństwem. Ta siła nigdy nie gaśnie”.
Mark oddaje hołd starym czasom – piosenki, przywołując klasyczne brzmienia, ujmują nostalgią. Półakustyczne piosenki o staromodnym, rustykalnym brzmieniu płyną sobie nieśpiesznie swoim własnym, wolniejszym nurtem. Trudno nie ulec ich urokowi, podobnie jak opowiadanym przez artystę historiom, traktującym najczęściej o sprawach ostatecznych. W tym głosie słychać lata życiowych doświadczeń, zmęczenie, ale i wewnętrzny spokój.
Najbardziej żywiołowymi kawałkami na płycie są cudowny utwór “Scavengers Yard” z bluesowym gitarowym riffem i “Ahead Of The Game” w rytmie rockabilly. Z kolei “Janine” to pełen miłości hołd dla brzmienia Bakersfield.
Większość albumu to jednak ballady. W “Sweeter Than The Rain” Knopfler brzmi prawie jak Johnny Cash z późnego okresu. Ciekawa jest też ballada w rytmie walca “Black Tie Jobs” pięknie wzmocniona smyczkami i lakoniczna country-folkowa “Watch Me Gone”. Na uwagę na pewno zasługuje też “Tunnel 13” – piosenka opowiadająca o braciach D’Autremont, którzy w tunelu nr 13 jedenastego października 1923 roku dokonali bardzo brutalnego napadu na pociąg. Muzyk kończy utwór zaskakującą puentą: “Tunnel 13 to miejsce w piosence, skąd pochodzi piękna sekwoja do mojej gitary”. Nie rozumiałam tego zakończenia. Jak wyjaśnił mi jeden z czytelników (którego serdecznie pozdrawiam!) w tym lakonicznym stwierdzeniu, który wzięłam za cierpki słowny żart, kryje się kolejna historia. Mianowicie: drzewo z sekwoi odzyskanej z tunelu nr 13 (braciach D’Autremont podczas napadu wysadzili pociąg w powietrze, w wyniku czego tunel spłonął) zostało wykorzystane do zrobienia m.in. gitar. Podobno ich brzmienie jest wyjątkowe – ma ciepły, niepowtarzalny ton i ogromną projekcję. Niesamowita historia!
Moim faworytem na płycie jest poruszający “This One’s Not Going To End Well” z przepiękną folkową partią skrzypiec, który z każdym przesłuchaniem staje się coraz lepszy i lepszy. Dramatyczny ton tej ballady opowiadającej o handlarzach niewolników trudno zapomnieć.
Album zamyka modlitewny utwór “One Deep River”, na którym Knopfler snuje refleksje nad przemijaniem. Generalnie w piosenkach na na “One Deep River” czuć ducha zbliżającego się kresu. Jednak w ostatnim utworze, zamiast smutku i rozpaczy, dominuje światłość.
“The Boy”
Knopfler zaskoczył wszystkich wypuszczając praktycznie równocześnie z ostatnią płytą EP-kę “The Boy”. Wydaje mi się, że to specjalne wydawnictwo medialnie trochę przepadło pośród zamieszania związanego z pełnowymiarowym albumem artysty. A jest to rzecz świetna! Zebrane tutaj melodie są tak inne od wyciszonej, medytacyjnej “One Deep River”.
Na “The Boy” złożyły się cztery oryginalne utwory, których punktem odniesienia była fascynacja Knopflera wesołym miasteczkiem z czasów jego młodości w Newcastle.
I tak Knopfler przywołując wspomnienia, obrazy, dźwięki i emocje cofa się do świata swojej dziecięcej Arkadii by zabrać nas w nostalgiczną podróż przez tereny targowe, jarmarki i tętniącą życiem kulturę małych miasteczek Wielkiej Brytanii lat 50. i 60. XX wieku.
Od fantastycznej wodewilowej piosenki “Mr Solomons Said”, brzmiącej z lekka szantowo piosenki “All Comers” po balladę “The Boy” – każda kompozycja oferuje wgląd w czarujący świat wędrownych trup cyrkowych i wesołych miasteczek. Sam muzyk mówił, że tworząc utwory odwoływał się do wspomnienia walk bokserskich organizowanych w wesołym miasteczku, gdzie publiczność mogła zmierzyć się z zawodowym zawodnikiem – jeśli walka trwała trzy rundy, każdy śmiałek dostawał zapłatę.
Co ciekawe, EP-ka powstała dzięki współpracy Knopflera z byłym członkiem Dire Straits a prywatnie wieloletnim przyjacielem, Guyem Fletcherem. Muzycy opowiadają o tym projekcie, że jest dziełem braterskiej miłości i rzeczywiście to uczucie serdecznej przyjaźni rezonuje na “The Boy” z autentycznością i pasją obecną w utworach.
“The Boy” jest wspaniałym świadectwem poświęcenia Knopflera swojemu rzemiosłu, jego lirycznych umiejętności opowiadania historii poprzez piosenkę i potwierdza ponadczasowy urok jego muzyki.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł