Po zagraniu kilku koncertów w 2024 roku, Coma zapowiada specjalne wydarzenie na Atlas Arenie w ich rodzinnej Łodzi. Czyżby zespół wznowił działalność?
Wielkostadionowy. Dawid Podsiadło w spektakularnej trasie
Wśród rodzimych popowych wykonawców Dawid Podsiadło nie ma sobie równych. Nieprzekonanych po odsłuchu jego płyt (jeśli tacy są) musiały przekonać koncerty, które ostatnio daje. A szczególnie te, które zagrał w Gdańsku, otwierając nową stadionową trasę koncertową.
03.06.2024
Urszula Korąkiewicz
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Dawid Podsiadło, odkąd został objawieniem telewizyjnego talent show, nie był w zasadzie nigdy na fali znoszącej. Dobrą passę ma… praktycznie od dekady. Ale i nic dziwnego, bo to jeden z najbardziej kreatywnych i pracowitych artystów młodego pokolenia. W ostatnim czasie zebrał entuzjastyczne recenzje za najnowszą płytę, “Lata dwudzieste”.
Na krążku po raz kolejny udowodnił, że ma talent do pisania przebojów, jak “Wirus” i emocjonalnych, wzruszających ballad, jak “Mori”. Niezależnie od tego, w jakim tonie utrzymany jest utwór, publiczność potrafi zaśpiewać go od początku do końca, czego dowiodła chociażby ta zgromadzona na gdańskim stadionie.
Dawid rozpoczętą właśnie trasą kontynuuje świętowanie 10 lat na scenie, choć podkreślał kilkukrotnie i do mikrofonu i z przygotowanych specjalnie klipów, że sam nadal nie może uwierzyć w to, że tak długo żyje muzykowaniem i w to, że prawdopodobnie jeszcze długo się to nie zmieni. Filmowe wstawki właśnie to urokliwe wspomnienia z minionych tras koncertowych – i halowych i stadionowych. A przy okazji wdzięczny ukłon w stronę przychodzącej na koncerty publiczności. Niezbyt często Podsiadło zaprasza ich do siebie tak blisko.
W gruncie rzeczy, mimo ogromnego rozmachu produkcyjnego i rozmiarów samego obiektu, podczas jednego i drugiego koncertu Dawida można było poczuć się jak na wielkiej domówce. Blisko siebie, ale i blisko samego piosenkarza. Ten przez cały koncert dbał o to, by zmniejszać dystans – zabawnymi wtrąceniami, pozowaniem do zdjęć, pląsami, a nawet żartami bez puenty. A to wszystko w akompaniamencie salw śmiechu kilkudziesięciotysięcznej widowni.
Zarówno pierwszy, jak i drugi gdański koncert (i dalej – kolejne na trasie), były naszpikowane przebojami. Od “Trójkątów i kwadratów”, przez “Nieznajomego”, po “Małomiasteczkowego”. No i oczywiście – nie zabrakło naręcza piosenek z najnowszej płyty – i podrywających publikę z miejsc “Tazosów” i właśnie czułego, nostalgicznego “Mori”. A wszystko od minimalistycznych, tylko na fortepian, po rozbuchane (z orkiestrą dętą) aranżacje.
Całemu koncertowi towarzyszyły imponujące wizualizacje na wielkich telebimach zawieszonych nad sceną 360 (ta staje się już koncertowym znakiem rozpoznawczym Dawida). A to i tak nie wszystko. Podsiadło wraz ze swoją ekipą zadbał o to, by koncert zmienić w prawdziwie widowiskowe show, upstrzone zaskakującymi atrakcjami. I tak „Nie ma fal” towarzyszyły pływające w powietrzu delfiny i wieloryb, a piosence “Post” kilkumetrowe płomienie ognia. W tym momencie Podsiadło uprzedził dowcipnie, że „zrobi się gorąco”, ale i tak widownia chyba nie spodziewała się takich efektów pirotechnicznych. Te nie zniknęły przy piosence “Diable”, wdzięcznie przechodzącej w finale w motyw “Sympathy for the Devil” Rolling Stones.
Każdy element – muzyczny i wizualny – koncertu mówił jasno: gdyby podsumować Dawida Podsiadło jednym słowem – byłby to eklektyzm. Wokalista płynnie (a nawet śpiewająco) porusza się pomiędzy gatunkami i stylami, doskonale przy tym bawiąc. Przy okazji – zabawiając też publiczność. Trasa dopiero się zaczęła, ale (niestety) szybko skończy – w końcu to tylko siedem koncertów. Chciałoby się powiedzieć, że powtórka już się należy. Bo Dawid Podsiadło to urodzony showman – małomiasteczkowy, ale wielkogaba… wielkostadionowy.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł