Linkin Park oficjalnie wraca na scenę! Zespół zapowiedział nowy album i już wkrótce wyruszy w trasę koncertową! Skład zasili Emily Armstrong. Jesteście gotowi na solidną dawkę nowości?
Kochają go Nicki Minaj, Iggy Pop i Ricky Gervais, ma miliony wyświetleń na Spotify. Kim jest idol gwiazd?
Możesz cenić jego twórczość albo nie. Jednego jednak odmówić mu nie można - jego muzyka jest jak tlen! Jest wszechobecna i spotykamy się z nią na co dzień nawet, nie zdając sobie z tego sprawy. Ten niepozorny 60-letni mężczyzna jest obecnie najpopularniejszym w streamingu artystą muzyki współczesnej na świecie! W czym tkwi sekret jego fenomenu?
29.03.2024
Aleksandra Gieczys
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Ludovico Einaudi. Do jego fanów należą Nicki Minaj, Iggy Pop i Ricky Gervais. Irlandzki piłkarz Jonathan Walters mówi, że słucha jego muzyki, aby wyciszyć się i skupić przed wyjściem na boisko.
Pomyślcie tylko: ten niepozorny 60-letni mężczyzna – wyglądający jak bardziej stylowy Larry David – grający, jak wydawać by się mogło, równie niepozorną i dyskretną muzykę na pianinie jest najpopularniejszym w streamingu artystą muzyki współczesnej na świecie! Jedno na dziesięć odtworzeń muzyki klasycznej w Wielkiej Brytanii to jego kompozycja. Liczba dziennych odtworzeń jego muzyki na You Tube wynosi ponad milion a na Spotify ma 9 354 479 słuchaczy w miesiącu, czyli więcej niż Beethoven (7 880 165) i Mozart (7 201 563).
Włoski kompozytor i pianista odebrał solidne tradycyjne wykształcenie w Conservatorio Verdi w Mediolanie oraz szlifował swoje umiejętności pod przewodnictwem włoskiego kompozytora okresu powojennej awangardy Luciano Berio. Nie poszedł jednak w ślady słynącego z eksperymentowania z nowymi formami komunikacji muzycznej i elektroniką protektora.
Gdy w 1982 roku wyjechał na stypendium do USA zafascynował się amerykańskim minimalizmem i wtedy wyruszył – jak mówi w wywiadach – w trwającą do dziś “podróż ku esencjalności, osiągając maksymalną intensywność wyrazu przy użyciu niezbędnego minimum”.
I rzeczywiście – po eksperymentach z rozmaitymi stylami, które pomogły mu rozwinąć charakterystyczne brzmienie od ponad trzech dekad Einaudini uprawia twórczość, którą najlepiej scharakteryzować można jako połączenie klasycznych elementów z odrobiną nowoczesnego minimalizmu.
Czasami język muzyczny utworów Włocha porównywany jest z miniaturami Howarda Skemptona i Philipa Glassa, ale moim zdaniem brak tu analogii, bo jeśli nawet Einaudi w pierwszym odczuciu plasuje się na pograniczu podobieństwa do Glassa, mimo wszystko nie jest to ta sama liga.
Rzeczywiście; minimalistyczne, płynące, swobodnie fortepianowe pasaże Einaudiego składają się najczęściej – podobnie jak u Glassa – z powtarzających się motywów muzycznych, które są rozwijane w czasie tworząc cykl łamanych akordów. Jednak tutaj podobieństwo się kończy – te konstruowane przez Einaudiego wariacje melodii w swojej programowej prostocie różnią się zarówno ładunkiem dramaturgicznym, jak i złożonością i nie oferują progresji harmonicznych porównywalnych do tych, jakie można znaleźć w muzyce Philipa Glassa.
Gdybym miała postawić Ludovico Einaudianiego w jednym szeregu z jakimś muzykiem, to najwięcej korelacji i podobieństw z jego twórczością widzę u takich współczesnych kompozytorów, jak Nils Frahm, Chad Lawson, Yann Tiersen albo Ólafur Arnalds.
Właśnie ta programowa prostota i bardzo przystępny, spójny i melodyjny styl, przyniosły kompozytorowi światową sławę i ogromną popularność. Łagodna, przestrzenna muzyka fortepianowa Einaudianiego cieszy się dzisiaj mianem mainstreamowego top of the top i nie ma co z tym faktem dyskutować. Artysta daje koncerty w największych i najbardziej prestiżowych salach koncertowych świata a wybuchy euforii publiczności na jego koncertach – jak napisał pewien dziennikarz The Guardian – bardziej przypominają koncerty Arctic Monkeys niż recital muzyki klasycznej.
Uwagę szerszej publiczności przyniósł mu już jego pierwszy – zainspirowany powieścią Virginii Woolf – solowy album “Le Onde” z 1996 roku. Z kolei wydany w 2001 roku album “I Giorni” utorował Ludovico Einaudiemu drogę do prawdziwego, światowego sukcesu. Tytułowy utwór z płyty stał się prawdziwym hitem – pojawił się w różnych filmach (najbardziej pamiętany jest z filmu “Nietykalni” z 2014 roku), telewizji i grach wideo, takich jak “Vanguard Bandits”, “Pro Evolution Soccer” i “Spore Hero”. Na przestrzeni kolejnych lat podobny sukces odniosły takie utwory utwory, jak m.in. “Experience”, “Primavera”, “Life”, “Petricor”, “Divenire”.
Może właśnie w tych możliwościach adaptacyjnych tkwi sekret fenomenu sukcesu muzyki Ludovico Einaudianiego? Jego twórczość można śmiało określić jako idealną muzykę tła. Dlatego też najbardziej znany jest właśnie w roli twórcy muzyki filmowej. I to wysoce rynkowego. Pisał muzykę m.in. filmów “Czarny łabędź” Darrena Aronofsky’ego, “J. Edgar” Clinta Eastwooda, “I’m Still Here” Casey Afflecka oraz do nagrodzonych ostatnio Oscarem, BAFTA i Złotym Globem filmów “Nomadland” Chloé Zhao i “Ojciec” Floriana Zellera.
Nagrywa też chętnie ścieżki dźwiękowe dla teatru, baletu i … reklam. Mogliście natknąć się na jego twórczość np. w reklamie British Airways, Guinnessa lub Santandera. Jego muzyka jest jak tlen! Jest wszechobecna i spotykamy się z nią na co dzień nawet, jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Przez purystów i branżowych dziennikarzy twórczość Einaudianiego regularnie jest krytykowana i określana jako powierzchowna, nijaka, niewymagająca i po prostu zła. Jego język muzyczny określany jest jako żałośnie wąski. “Wszystko kręci się wokół tego samego centrum tonalnego!” – pomstują krytycy.
Szczególnie utkwiła mi w pamięci ocena Roberta Majewskiego w Gazecie Wyborczaj, który pisał:
“Takie kompozycje można tworzyć hurtowo. Pamiętam, jak podczas studiów, w przerwach między zajęciami, co bardziej egzaltowane koleżanki pitoliły na pianinie podobne kawałki. Niestety, w ostatnich latach takie granie stało się niezwykle modne. Słyszymy je w windach, supermarketach i pretensjonalnych restauracjach, gdzie jakiś pan i jakaś pani wyznają sobie miłość, popijając półsłodkim winem Carlo Rossi”
Czy Einaudiani gdy gra te “banalne i mdłe” arpeggia na swoich wyprzedanych do ostatniego biletu koncertach bierze sobie do serca te recenzje i złośliwości? Jak mówi: absolutnie nie. Po jego stronie stoją wierni sympatycy, publiczność koncertów i kolekcjonerzy płyt.
Mówi, że podczas tworzenia muzyki najważniejsze jest dla niego nawiązanie relacji z “każdym zwykłym człowiekiem” i przyznaje, że “jest pod większym wrażeniem, gdy to nie krytycy a woźni teatru i elektrycy na zapleczu sceny mają przyjemność ze słuchania jego muzyki i biją mu brawo po koncercie”.
Spojrzenie na biografię Ludovico Einaudianiego może bardzo pomóc w wyjaśnieniu tej światopoglądowej postawy. Jego dziadek ze strony ojca był przecież prezydentem Włoch wkrótce po drugiej wojnie światowej. I chociaż sam Einaudi twierdzi, że “nie ma obsesji na punkcie polityki”, to nie da się zaprzeczyć, że to głoszone przez niego egalitarne przesłanie i populizm – który, jak mówi jest pragnieniem “dotknięcia muzyką jak największej liczby istnień ludzkich” – wydaje się być właśnie gestem politycznego wyrazu. Może się mylę, ale bardzo miło było by w to wierzyć.
Niezależnie czy jest się fanem twórczości Einaudiego, czy nie, trzeba przyznać, że jako jeden z nielicznych, wyniósł swoją muzykę wysoko ponad klasowe podziały i potrafił przemówić do słuchaczy z grupy nawet przypadkowych konsumentów muzyki.
Najlepiej jest samemu wyrobić sobie zdanie i wybrać się na jeden z licznych koncertów z muzyką kompozytora, które odbywają się w wielu miastach w Polsce.
Ludovico Einaudi włącza często do swojej twórczości inne gatunki, w tym ambient, pop, rock, folk i tzw. “muzykę świata”. Osobiście bardzo przypadł mi do gustu “Taranta Project” – do którego kompozytor zaprosił kilkudziesięciu muzyków z różnych kręgów kulturowych, grających tradycyjną muzykę ze swojego regionu i chór kultywujący sardyńską tradycję śpiewu. “Taranta” stanowi więc fuzję folkloru włoskiego, północnoafrykańskiego i tureckiego. Większość materiału stanowią opracowania tradycyjnych melodii włoskich, które są wzbogacane zaskakującą orkiestracją i “cudzoziemskimi” wpływami. W efekcie włoska muzyka nabiera tutaj miejscami transowego, afrykańskiego i arabskiego charakteru a wszystko tworzy kolorowy, niezwykle oryginalny, zgrabny i porywający zestaw. Obok fortepianu na nagraniach słyszymy sporo tradycyjnych instrumentów, jak m.in. ritti, kemencha, ney, mandolina, dudy czy afrykańskie perkusjonalia.
Innym ciekawym i zapadającym w pamięć projektem, w który zaangażował się Einaudi był jego występ z 2016 roku, który odbył się … na pływającej scenie, która została umieszczona na tle arktycznego lodowca Wahlenbergbreen (Svalbard, Norwegia). Artysta okazał w ten sposób swoją solidarność z kampanią Greenpeace mającą na celu ochronę Arktyki przed takimi zagrożeniami, jak wydobywanie w tym regionie ropy naftowej. Dzięki pomocy muzyka akcję wsparło ponad osiem milionów osób.
To piękny przykład tego, że światową popularność artysta potrafi zmonetyzować nie tylko dla własnej korzyści ale i w szczytnych celach. Robi to zresztą bardzo często, angażując się nie tylko w akcje ekologiczne i dotyczące zmian klimatycznych, ale też w projekty związane m.in. z pozyskiwaniem środków dla organizacji działających na rzecz pomocy migrantom i ofiar wojen.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł