Po raz kolejny przyłączamy się do wspólnego grania z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Podczas 33. finału gramy dla onkologii i hematologii dziecięcej. Weźcie udział w naszych aukcjach! Do wylicytowania m.in. prywatny koncert Lanberry oraz wejście na backstage finału trasy Męskie Granie i gali KSW!
Branża muzyczna narzuca ogromne tempo, ale czasami trzeba zwolnić, by móc powrócić - z tarczą. To właśnie zrobił duet Blauka, czyli Georgina Tarasiuk i Piotr Lewańczyk, którzy utworami “Kiks” i “Simona” zapowiadają swój drugi, długo oczekiwany album. W naszej rozmowie opowiedzieli o swoich nowych fascynacjach, obawach i… synestezji.
22.11.2024
Maja Kozłowska
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Maja Kozłowska: Od premiery “Miniatury”, waszej pierwszej płyty, minęło sporo czasu. Co takiego wydarzyło się w waszym życiu przez te pięć lat, z czego jesteście dumni?
Georgina Tarasiuk, Blauka: To prawda, pięć lat to sporo nie tylko w świecie muzyki, ale też i życia. W ciągu tego czasu udowodniliśmy sobie, że chyba nie ma takiego cienia, z którego człowiek nie potrafiłby się wygrzebać. Pod koniec 2020 roku, w środku pandemii, musiałam skonfrontować się z niespodziewanym odejściem mojego Taty. Nie chcę przez to powiedzieć, że trudne doświadczenia, trauma całkowicie i łatwo mijają – wręcz przeciwnie, ale sumienna praca ze sobą powoduje, że z upływem miesięcy, a nawet lat, można oswoić przeszłość.
Czy w waszych inspiracjach i upodobaniach muzycznych zaszły jakieś fundamentalne zmiany? A może dokonaliście jakiegoś osobistego odkrycia?
Piotr Lewańczyk, Blauka: Pierwszą rzeczą, która może rzucić się w ucho słuchaczom zaznajomionym z naszym debiutanckim albumem jest to, że “Kiks” – nasz pierwszy singiel z nadchodzącej płyty posiada trochę inne brzmienie. Słyszeliśmy już komentarze: “słuchajcie, to jakby stara Blauka, ale coś tam jest zupełnie innego i w sumie nie wiem, co to jest” – i jest w tym dużo prawdy. Próba uchwycenia pewnego nastroju zbliżyła nas znacznie do muzyki indie, dreampop i poniekąd shoegaze, a więc na naszym muzycznym radarze mimowolnie pojawiły się dawno niesłuchane przez nas brzmienia, np: Cocteau Twins, Slowdive, Men I Trust. Czujemy, że w dalszym ciągu jesteśmy gdzieś na mapie vintage, ale jest to dla nas zupełnie świeża i nowoczesna jego odsłona. Odkrycie? Wayes Blood. Album “Titanic Rising” przesłuchaliśmy więcej razy, niż chcielibyśmy się przyznać, a londyński koncert w ramach Pitchfork Music Festival w listopadzie ubiegłego roku był absolutnie fenomenalny.
Czy przy tworzeniu nowego albumu zdecydowaliście się na jakiś ruch, który był dla was totalnie czymś nowym? Jeśli tak, co was popchnęło w jego kierunku?
Piotr: Przede wszystkim – w momencie, w którym czytelnik czyta te słowa, nasz drugi album jest już gotowy. Jest to dla nas zupełnie nowe doświadczenie, ponieważ pierwsze single “Miniatury” wydaliśmy na półmetku procesu twórczego, kiedy całościowy obraz albumu był jeszcze w planach. Posiadanie ukończonego materiału muzycznego jest uwalniające i daje poczucie spokoju, choć w trakcie tworzenia wymaga wiele cierpliwości i samodyscypliny. Nowa muzyka i pomysły na długi czas pozostają na pulpicie roboczym, nie dostaje się też feedbacku od słuchaczy, co więcej – chciałoby się podzielić czymś nowym, ale nie można, jeszcze nie teraz…
Kolejna nowość dla nas to sposób nagrywania. Nadchodzący album powstał metodą, można by rzec “patchworkową”, czyli złożoną z wielu sesji nagraniowych, w różnych miejscach, w naszym przypadku na przestrzeni ponad dwóch lat. I tak – z Michałem Gołąbkiem, gitarzystą i współkompozytorem albumu pracowaliśmy głównie w jego prywatnej pracowni na Mokotowie. Z Jerzym Markuszewskim, perkusistą, nagrywaliśmy w większości w jego sali Cats and Ghosts Studio przy ul. Towarowej. Były też pojedyncze sesje u Arkadiusza Kopery w Black Kiss Studio. Georgina wszystkie piosenki nagrała w zaciszu naszej muranowskiej, domowej pracowni, gdzie też nagrałem partie basowe i złożyliśmy wszystkie powstałe elementy. Ostatni szlif w postaci miksu i masteru należał do Marcina Borsa. Taki patchworkowy, homerecordingowy proces nagrywania był długotrwały, ale też elastyczny, i co najważniejsze – dawał przestrzeń na swobodne i bardzo przemyślane muzyczne decyzje.
Czy to, w jaki sposób wasz album wygląda, odstaje od jego początkowej koncepcji?
Georgina: Zdecydowanie tak. Pewnie pamiętasz, że w 2020 roku pojawił się singiel “Trefne Fanty”, który wtedy już miał zapowiadać nasz drugi album. Równolegle pracowaliśmy nad nowymi szkicami i pomysłami, które jednak nie przetrwały i nie znajdą się na drugim albumie, podobnie jak same “Trefne Fanty“. Porzuciliśmy je, widząc jak bardzo jesteśmy daleko od nich nastrojem i jak bardzo zmieniło się nasze życie i my sami.
Wróciliście melancholijni – chyba nawet bardziej, niż fani mogliby oczekiwać. Gdzie podziała się ta “magia” znana z “Miniatury”?
Georgina: “Miniatura” też była w pewnym sensie melancholijna. To był inny odcień melancholii – jaśniejszy, sentymentalny, ubrany dla niepoznaki w lżejsze brzmienia. Magia, jak to ładnie nazwałaś, wcale nie zniknęła, raczej przeobraziła się. Ma teraz inny wymiar i stworzona została z innych doświadczeń – trudnych, niewygodnych, takich o których często chcemy zapomnieć i które męczą nas przed snem, nie dając zasnąć. Okazuje się jednak, że konfrontacja z nimi, przyniosła bardzo ciekawe wnioski, z których powstały historie na tej płycie.
Polecamy na eBilet.pl
Czy codzienność będzie motywem przewodnim nowego albumu?
Piotr: Nadchodzący album z pewnością będzie bardziej uziemiony, owiany wątpliwościami i problemami, z którymi każdy z nas się boryka. Czy taka jest codzienność? Bywa i tak. Przecież codzienność to nie tylko błogi daydream z naszych wcześniejszych utworów jak “Fantazmat”, czy “Domek na Plaży”, ani beztroska rekreacja z “Polany”, ani mówione z przekąsem “ja cię kocham zawzięcie, a ty mnie zażarcie”. To też emocje trudne do przepracowania, niezrealizowane marzenia, to też strach o przyszłość.
Nową erę zaczęliście od… pomyłki, ponieważ to właśnie oznacza słowo kiks, czyli tytuł waszego najnowszego singla. Czy podczas nagrywania zdarzyły wam się jakieś wtopy lub nieporozumienia?
Georgina: Nasza praca jest bardzo symbiotyczna. Rzadko kiedy nasze zdania na temat muzyki są odmienne. Jeśli nawet dochodzimy do jakiegoś ślepego zaułka, to szukamy razem, dyskutując i odczuwając, słuchając czegoś wielokrotnie, czasami też odpoczywając od danego utworu. Trochę jak w związku, chociaż w nim pewnie łatwiej zdarza się nam wszystkim od czasu do czasu jakiś kiks.
Piotr: Można by śmiało powiedzieć, że wspólna praca nad muzyką to taka makieta, pomniejszony model życia w związku. Zaufanie, zrozumienie potrzeb drugiej osoby i cierpliwość mogą okazać się nieodzowne w obu przypadkach.
W taki sam sposób radzicie sobie z tymi osobistymi i tymi zawodowymi? Kto z was jest bardziej skłonny iść na kompromis?
Georgina: W emocjach jesteśmy trochę jak dzień i noc. Ja mam swoje zdanie, ale nie uważam się za nieomylną, lubię patrzeć na to, co zrobiłam z dystansem, testować to pod wieloma kątami. Przyjmuję krytykę z pokorą i wyznaję zasadę, że jak coś byłoby wybitne, nie poddawało by się tego pod wątpliwość.
Piotr: Mamy różne podejście do tworzenia muzyki. Georgina mocno rezonuje na płaszczyźnie emocji i intuicji, ja z kolei jestem bardziej analityczny. Wielokrotnie okazywało się, że to, co działa w teorii, nie do końca działa emocjonalnie – a z drugiej strony czasami to, co było bardzo emocjonalne, zaburzało proporcje lub też nie działało w kontekście innych elementów. Istotne było w takim momencie to, aby odpuścić – na samym końcu przecież ważne jest to, co jest najlepsze dla muzyki, a nie nas samych.
Jesteście parą prywatnie i parą zawodowo. Jak odpoczywaliście od muzyki w tym najbardziej gorącym okresie tworzenia?
Piotr: W moim przypadku odpoczynek od muzyki był niemałym wyzwaniem w ostatnich dwóch, trzech latach. Nie mówię tu tylko o procesie produkcji drugiego albumu Blauki, ale też o wyjątkowo intensywnym, paroletnim etapie koncertowym Mroza, z którym mam przyjemność występować wraz z jego zespołem. Choć może to wyglądać jak, parafrazując, “work-work balance”, mimo wszystko udało się nam znaleźć przestrzeń do odpoczynku, łapiąc energię poprzez podróże. Te bliskie, jak dom moich rodziców w pięknych okolicznościach Wysoczyzny Elbląskiej, ale też te dalsze – jak uwielbiany przez nas Berlin i Nowy Jork.
Georgina: Tak, to prawda, są to miejsca, w których ładujemy baterie. Dla mnie dodatkowym odpoczynkiem jest ruch – nie tylko w trakcie tworzenia, ale też podczas zupełnie zwykłych dni. Należę do tej grupy osób, która odczuwa ulgę psychiczną po wysiłku fizycznym. Dużą satysfakcję przynosi mi trening cardio i basen. Jeszcze dwa lata temu nie umiałam właściwie pływać, teraz wchodzenie do wody wprowadza mnie w stan zupełnego relaksu, a bezwolne unoszenie się na wodzie, pozwala zupełnie rozluźnić mięśnie te w ciele, jak i te w głowie.
Zawsze chciałam o to zapytać. Skąd znacie te wszystkie dziwne słowa – “kiks”, “fantazmat”… Macie ich jeszcze trochę w zanadrzu?
Georgina: Bardzo lubię takie słowa, które nie są standardowe, mają ciekawe znaczenie i do tego zgrabnie brzmią. W swoich tekstach zwracam uwagę, czy dane słowo ładnie ułożyło się we frazie, czy nie gryzie, nie razi i nie brzmi dziwnie, a jeżeli ma już tak zwracać na siebie uwagę, to chcę, żeby słuchacz wyczuwał moje intencje. Chciałabym, żeby czuł, że dane słowo nie znalazło się w tym miejscu przez przypadek. Zanim jeszcze na poważnie zaczęłam pisać, często jakieś słowo powodowało u mnie wręcz cielesne odczuwanie, na przykład takie słowo “kondygnacje”. Jak to się pięknie układa. Czy mamy więcej takich słów w zanadrzu? Mamy.
Blauka jest projektem, który uważam, że śmiało można uznać za audiowizualny. Czy myślicie o swojej muzyce też w kategorii smaków albo innych abstrakcyjnych wrażeń?
Piotr: Z wrażeń synestezyjnych najbliższe jest nam połączenie muzyka-obraz. Począwszy od pierwszych singli przykładamy bardzo dużą wagę do wizualnej wartości naszych teledysków i ważne jest dla nas to, aby słuchacz-widz doświadczył w pełni świata, który stworzyliśmy i do którego chcemy go zaprosić. Nie będzie przesadą jeżeli powiem, że mamy ogromne szczęście do artystów wizualnych, którzy chcą z nami ten świat kreować. Obraz do “Kiks” to jest już nasza trzecia współpraca z niezwykle kreatywnym i utalentowanym reżyserem Mateuszem Białęckim, tym razem nagrana w większości na taśmie 16 mm.
Idąc za ciosem – jaki malarz mógłby przenieść Waszą muzykę na płótno?
Georgina: Samo już słowo “melancholia” nasuwa szereg obrazów, a przecież dawniej mówiło się tak na depresję. To ciekawe pytanie. W ostatnim czasie mieliśmy okazję odwiedzić kilka naprawdę zacnych zbiorów, między innymi ten w Art Institute of Chicago. Niesamowita kolekcja. Mieliśmy tam okazję przyjrzeć się obrazom Edwarda Hoppera czy mniej znanym dziełom Rene Magritte’a. Obaj mają kilka wspólnych nam mianowników – wyobcowanie, niepewność czy samotność. W samotności możesz czasem czuć się dobrze, oswoić ją i rozgościć się w niej, być szczęśliwym samym ze sobą. Możesz też czuć się samotny będąc z kimś bardzo blisko czy to w związku czy przynależąc do jakiejś grupy, a mimo wszystko czuć się w niej zupełnie sam.
Miałam możliwość posłuchać wasz drugi singiel, “Simonę”, jeszcze przed oficjalną premierą. Czy można interpretować go jako rozszerzenie “Kiksu”. Czy to znak, że cały album przybierze formę spójnego storytellingu?
Georgina: Faktycznie jest wspólny mianownik tych tekstów, chociaż nie traktowałabym “Simony” jako dalszego ciągu tej konkretnej opowieści. Pisałam ją jako osobną historię opowiadającą o współczesnej dziewczynie, która zderza się z gorzką rzeczywistością. To ujęcie jej rozczarowań, marzeń, niespełnionych oczekiwań i próby radzenia sobie z tymi zawodami, również w relacjach. Mimo wszystko zawsze można zacząć od nowa i spróbować się odnaleźć w tym pędzącym świecie, bo “głęboka woda nie jest wcale mętna”.
Piotr: Tematy poruszane na nadchodzącym albumie są różne, wspólną cechą jest to, że są na wskroś osobiste, zaglądające mocno w środek nas samych – i mam nadzieję słuchaczy również. Myślę, że wspomniany przez ciebie spójny storytelling można uświadczyć w warstwie muzycznej, bo staraliśmy się stworzyć album dystynktywny i konceptualny w brzmieniu.
Zapytam, zanim zapytają o to fani – dlaczego „Simona”?
Georgina: Długo szukałam imienia, które zawierałoby w sobie ten rodzaj energii i najlepiej pasuje do opowiedzianej historii. Chociaż o Simonie wyczytamy, że to imię “tej która słucha” – ja chciałabym żeby to ona została wysłuchana i usłyszana. W moim odczuciu to imię ma w sobie pewien rodzaj ciężkości i smutku, który był dla mnie inspiracją. Simona według mnie mogłaby być też dobrym pseudonimem. Lubimy się pod nimi ukrywać i pokazywać tylko to, co błyszczące, nieskazitelne – szczególnie w dobie social mediów.
Czy mieliście wątpliwości przed takim odsłonięciem – różnych obaw i słabości? I czy taka szczerość przychodzi łatwo, kiedy się tworzy, czy im dłuższa przerwa, tym większe wątpliwości?
Georgina: Choć kalendarz nie kłamie, dla nas ta przerwa wcale nie trwała tak długo. Od pewnego momentu, kiedy już zaczynałam godzić się ze swoimi trudnymi doświadczeniami, nie miałam już żadnych wątpliwości – coś zmieniło się we mnie diametralnie. Nie miałam też zamiaru się zasłaniać, chciałam, żeby na tym albumie znalazły się prawdziwe emocje w większości wychodzące z mojego wnętrza. Nie boję się pisać o swoich słabościach i lękach, mam też nadzieję, że nasi słuchacze znajdą w tych słowach swoje odbicie i będą mogli dzięki temu łatwiej przechodzić przez własne doświadczenia.
Który singiel do tej pory jest waszym ulubionym? Czy może na koniec zostawiliście najlepsze według was kawałki?
Piotr: Do premiery albumu zostało jeszcze trochę czasu i z pewnością im będzie bliżej, tym więcej będziemy odsłaniać. Na ten moment mogę powiedzieć, że to co wyjątkowe dla mnie to to, że każdy utwór ma w sobie pewną singlową energię – taką, która swoją zawartością w treści tekstowej i muzycznej mogłaby wypełnić takie właśnie pojedyncze wydanie. Każdy z nich ma w sobie inspirującą cechę, która pozwoliłaby nakręcić do niej teledysk. Bardzo się cieszę, że udało się zebrać na płycie crème de la crème naszej muzycznej pracy ostatnich paru lat i nie mogę się doczekać aż ujrzy ona światło dzienne.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł