Muzyka rap nigdy nie była gatunkiem jednolitym. Inspiracje zbierane z różnych zakątków kultury i sztuki wpłynęły na powstanie i rozwój licznych odnóg, które dziś funkcjonują jako osobne twory. Wielu raperów, wciąż eksperymentując z brzmieniem, wychodzi przed szereg, stając w opozycji do licznych, podobnych sobie, twórców. Wśród nich jest chociażby Sobel, którego muzyka wyróżnia się na tle polskiej sceny muzycznej.

Tamino – orientalny władca żywiołów. Szept, który niesie burzę
Tamino mógłby być smutnym bardem, ale wybrał inną drogę. “Every Dawn’s a Mountain” to pamiętnik derwisza samotnego włóczęgi - który jednak porywa tłumy.
07.04.2025
Maja Kozłowska
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Mniej – znaczy więcej. Tamino jest żywym uosobieniem powiedzonka, które nie tylko w muzyce, ma równie wielu przeciwników, ilu zwolenników. Artysta ma na swoim koncie trzy solowe albumy i… każdy jeden uderza słuchacza z mocą kopalnianego tąpnięcia. Trzęsienie ziemi. Morze łez. Szklane oczy. Tamino-Amir Moharam Fouad, bo tak brzmi jego pełne imię i nazwisko, skrzętnie korzysta z tego, co dała mu natura. Belgijsko-egipskie korzenie mocno osadziły go w dwóch skrajnie różnych kulturach: europejskiej i arabskiej. Jego unikatowe brzmienie to żadna więź – bliżej temu do całkowitego przenikania i totalnej symbiozy.

Tamino
Fortepian, skrzypce, an(g)ielski wokal. Jesteśmy w domu. Wielu słyszeliśmy takich smutasów, melancholijnych poetów, stojących samotnie na scenie w snopie wąskiego światła. To nie jest Tamino. On nie jest kolejnym czy którymś z kolei. Orientalne wpływy stanowią realną warstwę, nie tylko szlif czy wykończenie. Charakterystyczne brzmienie oud, instrumentu będącego protoplastą lutni, w jego piosenkach jest jak zaklęcie. Zatrzymuje czas i pamięć, szepcze o odległych miejscach, przemyca klimatyczne stopklatki: wiatr, pustynię i wodę. Który artysta ma moc poskramiania żywiołów?

Tamino. Przyjemność z sypania soli na rany
Próby opakowania Tamino w etykietki spełzłyby na niczym. Zamiast przypisywać go do gatunków, lepiej zdecydować się na skategoryzowanie go wśród artystów tworzących muzykę klimatyczną. Tylko tyle, aż tyle? Jego najnowszy album “Every Dawn’s a Mountain” jest niczym boleśnie dokładna introspekcja, na tyle absorbująca, że łamiąca czwartą ścianę. Wcześniej podkreślałam jego połączenie z żywiołami i naturą: ta trzecia płyta, te czterdzieści pięć minut pozwala na przeżycie całego dnia i newralgicznego doświadczenia skrajnych punktów doby. Wschód, południe, zachód, północ. Tamino z dużą dozą ostrożności, lecz zarazem zaufania miękko szepcze nam do uszka swoje sekrety: ciężar dotrzymania tajemnicy i podzielenia bólu opada na barki, ale jakoś wydaje się to małą ceną w zamian za te opowieści. Melodyjne, kojące, ostatecznie wręcz czułe – choć i smyczki, i podrygujące struny oud, i nawet sam wokal, trafiający w wyższe rejestry, wpuszcza pod skórę cień niepokoju.
Dojmujący smutek, wdzięczność, dążenie do zamknięcia: spektrum emocji jest szerokie, a ich ujście, jak wodospad. Huczne, choć nie tak hałaśliwe. Tekściarstwo Tamino momentami przywodzi na myśl T.S. Eliota – w szczególności “Dissolve” nie pozwala uwolnić się od tego skojarzenia, prawdopodobnie przez dekadenckie wypalenie.
Tamino. Koncertowy spektakl cieni
Choć minimalistyczna, muzyka Tamino wywołuje ciarki oraz specyficzne poczucie doświadczenia świata i ogromnej przestrzeni. Wspominam z autopsji – podobne emocje wyzwala podczas koncertów. Jakkolwiek rzadko to mówię, jego performance byłby idealny do oglądania na siedząco – brak innych, rozpraszających bodźców, bolących nóg, klubowego zapachu piwa.

Oprawa występów artysty podkręca uczuciowość, podkreśla jego pochodzenie, lecz jednocześnie – kusi, kusi, zamknąć oczy. Wyłączyć się i poddać dźwiękom, płynąć z prądem razem z nimi. Tamino jest przewodnikiem wybitnie introwertycznym, mocno skupionym. Koncerty podobnie – są skoncentrowane, przeznaczone przeżywaniu. Przeżywaniu, nie nagrywaniu. Słuchaniu. Chłonięciu. Wsiąkaniu.
Polecamy na eBilet.pl
Tamino posiada niesamowity dar: rozstroi, żeby poskładać. Połamie, by posklejać. Ugodzi, aby uleczyć. To niesłychane, przekształcać negatywną energię w… nadzieję? Może bardziej: spokój. W jego refleksji i zwątpieniu można bowiem znaleźć też oczyszczenie. Dość to wszystko uduchowione i tak, w pewien sposób zaspokaja spirytualne potrzeby. W poszukiwaniu czegoś większego – warto zwrócić się ku niemu. Zaspokoić pustkę. Albo niedosyt. Nawet ten ssący, najgorszy – trudny do zagłuszenia.
Przeczytaj też:
Poprzedni artykuł
Następny artykuł