Kategorie
eBilet
Muiosh i Zespół Śląsk, fot. A. Walterowicz

Wywiad

Miłość, gorycz i kosmos. Miuosh o drugim tomie “Pieśni Współczesnych”

- Nie chcę uciekać od tego, co w życiu gorzkie, co trudne, co smutne. Nawet miłość potrafi rozrywać. Dlatego “Pieśni Współczesne” mają przygniatać tam, gdzie trzeba i koić tam, gdzie należy - mówi Miuosh. Opowiada o ciągłej chęci rozwijania wyjątkowego projektu, który stworzył z Zespołem Pieśni i Tańca Śląsk.

Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl

Urszula Korąkiewicz: Słuchając drugiego tomu “Pieśni Współczesnych” odniosłam wrażenie, że to, co go odróżnia od pierwszego, to większy rozmach. Zgodziłbyś się z tym?

Miuosh: Nie zastanawiałem się nad tym, ale ten album na pewno jest inny. Spokojniejszy. Po części dlatego, że znaliśmy już boisko, wiedzieliśmy co i jak chcemy zrobić. A po części, dla mnie osobiście, praca nad nim była znacznie bardziej komfortowa. Przy pierwszym tomie najeździłem się po Polsce, bo praktycznie każdy z wokalistów nagrywał gdzie indziej. Ten tom jest mniej szarpany, mniej agresywny. Powstawał niemal domowo, w moim studiu w Katowicach. Nasiedziałem się w nim, ale cieszę się, że wszyscy wokaliści i muzycy dali się do niego zaprosić. I że w pełni zaufali mi jako producentowi.

Kiedy opowiadałeś o pierwszym tomie, mówiłeś, że jeśli chodzi o wokalistów, tworzyły go twoim zdaniem najciekawsze głosy w Polsce, a jednocześnie twoi przyjaciele. Jak było tym razem? Wypracowałeś klucz doboru?

Na “Pieśniach Współczesnych” w zasadzie nie ma osoby, która pojawiłaby się ad hoc. Do pierwszego tomu zaprosiłem przyjaciół, którzy poszli za mną w ten projekt zupełnie w ciemno, kiedy jeszcze nikt o moim pomyśle nie słyszał. Jestem im za to ogromnie wdzięczny. Teraz, kiedy nabrał takiego wymiaru, ludzie sami się garną do tego, żeby dołożyć swoją drugą cegiełkę. Drugi tom też tworzą znajomi, z którymi spotkałem się w różnych, prywatnych i zawodowych okolicznościach. Cenię ich jako wokalistów, tekściarzy, kompozytorów.

Kompletując skład solistów nie chciałem powtórki z części pierwszej, chociaż szybko uświadomiłem sobie, że pewnych historii nikt nie wyśpiewa lepiej niż Natalia Grosiak czy Bela Komoszyńska. Część wokalistów wzięła udział w drugiej trasie pierwszego tomu, kiedy publiczność nie wiedziała jeszcze, że drugi już powstaje i że te osoby będą jego filarami. Tak było z Natalią Szroeder, Dawidem Tyszkowskim, Wiktorem Waligórą czy Maćkiem Musiałowskim. Praktycznie jedyną osobą, która nie miała wcześniej nic wspólnego z pieśniowymi koncertami, był Piotrek Zioła. Ale z nim akurat przyjaźnimy się od lat. Może to nawet dziwne, że nie zaśpiewał na pierwszym tomie, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Na wszystko jest miejsce i czas.

I na wszystkich. Bo drugi tom jeszcze bardziej podkreśla, że to projekt wielopokoleniowy.

Musi taki być. I zawsze będzie. Ale musi też pokazywać, że to nie wiek wykonawców i muzyków świadczy o ich dojrzałości i jakości, tylko serce i talent.

Muiosh i Zespół Śląsk, fot. A. Walterowicz

Ty możesz w nim rozwijać talent do pisania tekstów. Wspomniałeś kiedyś, że zanim stworzysz dany utwór, musisz go najpierw usłyszeć, wyobrazić go sobie. Podczas pracy nad tym tomem towarzyszyły ci konkretne obrazy?

Tak było w przypadku “Zostaw”, pieśni Dawida Tyszkowskiego. Zobaczyłem dokładnie to, co pokazaliśmy w teledysku. I tę wizję przekazałem Dawidowi w formie inspiracji. Ale zazwyczaj ten proces to tylko próba uchwycenia emocji, które przeżywasz, z którymi chcesz się zmierzyć, a trochę się ich boisz. Do stworzenia tekstu może też zainspirować historia, którą ktoś ci opowiedział, bo z jakiegoś powodu się przed tobą otworzył. Takie momenty zawsze rozbudzały we mnie jakąś wrażliwość, którą później przelewałem na papier. Od kilku lat nie piszę już muzyki do gotowych tekstów, tylko tworzę je równocześnie. Ale jakkolwiek to brzmi, w praktyce wcale tak romantycznie nie wygląda.

Nie czekasz na mityczną wenę?

Nie mam żadnych wymyślnych rytuałów. Zazwyczaj tworzę szkice, klikając na komputerku z najmniejszą, najtańszą klawiaturą sterującą pod ręką i telefonem z otwartym notatnikiem. I jeszcze włączonym telewizorem i żoną pracującą obok. Nic mi nie przeszkadza. A najchętniej pracuję w łóżku. Wyglądamy wtedy z Sandrą trochę jak John Lennon i Yoko Ono, tylko z MacBookiem na kolanach.

Z tej intymnej atmosfery płynie inspiracja do pisania tekstów z perspektywy mikro? To osobiste, bliskie człowiekowi opowieści.

Bo to jest historia o człowieku. Chciałem przyjrzeć się mu bliżej. Skupić na emocjonalnym cyklu życia. Każda pieśń jest osobną emocją. Jedne są wyrażane przez mężczyzn, takie, jakie znam ja i jak je odczuwam, a inne musiały przekazać kobiety, bo chciałem uchwycić to, co usłyszałem od mojej żony, mamy, babci i prababci. Chciałem jak najlepiej ująć to, co one czuły. I tak płyta stała się podróżą przez życie. Zaczyna się od niezgody na zastaną rzeczywistość, co fantastycznie wyraża w “Świcie” Piotrek Zioła z Laboratorium Pieśni, które niesamowicie podbija nastrój buntu.

Później przechodzimy do swojego rodzaju przebudzenia świadomości, że życie wiąże się z goryczą, bólem, ale i miłością. Każdym jej odcieniem. Miłość potrafi nas uskrzydlać, ale też rozrywać. Uczyć pożegnań, jak w pieśni Natalii Grosiak i Marcina Wyrostka. Nie chcę uciekać od tego, co w życiu gorzkie, co trudne, co smutne. “Pieśni Współczesne” mają przygniatać tam, gdzie trzeba i koić tam, gdzie należy. Mam nadzieję, że będą towarzyszyć słuchaczom w różnych życiowych momentach. Naprawdę potrafią pięknie wspierać.

W tym miejscu chyba możemy się odbić od krytyki, którą zarzucono ci przy pierwszym tomie, że był “za mało śląski”, za mało nawiązywał do śląskiej tradycji pieśniarskiej. Owszem, wydźwięk “Pieśni” był szerszy, ale wciąż mocno w Śląsku zakorzeniony.

Mnie nie podoba się ani skrajna, ani edukacyjno-muzealna narracja na temat Śląska. Są potrzebne, ale jest ich mnóstwo, od lewa do prawa. Ja i szukam, i potrzebuję czegoś więcej. I gdybym nie spotkał się z Zespołem Śląsk, pewnie w ogóle nie wziąłbym się za tę płytę. To on mnie napędza i inspiruje. Ale umówmy się, “Pieśni Współczesne” to nie jest kolejna płyta Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. On faktycznie ma funkcję propagowania i gruntowania śląskiej tradycji. I to jest piękne.

Ja mam inną funkcję. I chcę ją realizować po swojemu. A do śląskich śpiewników naprawdę zaglądam. Tyle tylko, że to, co w nich znajduję, inspiruje mnie do budowania szerszego świata, na przykład w teledyskach, takich jak do pieśni “Mantra”. Podać więcej przykładów? “Utopiec” bezpośrednio nawiązuje do śląskiej mitologii, chociaż w mojej wersji śpiewa go kobieta. Są też “Doliny” pochodzące z Beskidu Śląskiego, choć przepracowałem je tak, że zostały z nich tytuł i melodia. No i na dobrą sprawę, w “Chmurach”, które śpiewa Natalia Grosiak, przepisałem “Gdybym to ja miała skrzydełka jak gąska”. Opowiedziałem ją po swojemu, bo dla mnie to strasznie smutna historia. A znam ją jako przyśpiewkę, graną pod nóżkę podczas śląskich wesel.

Podobnie podszedłeś teraz do “Zielonej lipki”. Ona też, w zależności od regionu, doczekała się różnych wersji.

Ją też znam jako weselszą piosenkę, przypominającą mazurka. A to też okrutnie smutna historia. Tam jest ból, rozdarte serce. I właśnie z takim pomysłem przyszedłem do Beli Komoszyńskiej. Żeby zaśpiewała ją najsmutniej, jak się da. I wiesz, to zaskakujące, ale przyznała się do tego, że nigdy wcześniej jej nie słyszała. Bela z Sorry Boys, która z folku czerpie garściami. Ostatecznie włożyła swoją wrażliwość w melodię, my rozpisaliśmy do niej muzykę.

Też chyba teraz czerpiesz z folku i ludowości pełnymi garściami.

Bo to wspaniałe rzeczy, do których warto sięgać. Strasznie mnie łapią za serce. Szczególnie na przykład pieśń z ziemi wołyńskiej, którą Smarzowski wykorzystał w scenie wesela w “Wołyniu”. Dokopałem się do niej. Wiem, kto dba o to, żeby nie odeszła w zapomnienie. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się skontaktować i może będziemy mogli sięgnąć po parę rzeczy z tamtego regionu? Może też z innych, które nie były takim monolitem, jak Śląsk.

Jest przecież masa ludzi, którzy chcą dbać o tę ludową spuściznę, o korzenie. Nawet w mainstreamie, weźmy Natalię Szroeder czy Igora Herbuta, którzy śmiało z nich czerpią i się swoich korzeni nie wstydzą. Albo Kayah, która najpierw śpiewała na koncertach “Pieśń Ostatnią” Kory. Nie miałem wątpliwości, że może podołać temu wyzwaniu. I nie miałem też wątpliwości, żeby wyśpiewała finał na drugim tomie. Wykonała wspaniałą pracę. Zresztą, praca z Kasią to sama przyjemność. Ma słowiańską, czy może raczej bałkańską duszę i ogromną wiedzę na temat ludowości i jej instrumentarium. Wiele mnie nauczyła i bardzo mi imponuje.

Takie spotkania rozbudzają w tobie apetyt, który mówi, że w “Pieśniach…” da się zrobić jeszcze więcej?

Ten projekt zawsze był dla mnie czymś więcej, niż tylko płytą. Jest dla mnie sprawą hobbystyczną. I jeśli będzie na to miejsce, to stworzę jeszcze kilka tomów. Chodzi tylko o to, żebym wciąż miał do tego serce. A nadal fascynuje mnie, jak ten projekt nabiera wymiaru, moim zdaniem, niespotykanego w tym kraju. Janek Stokłosa potrafi zhumanizować mój każdy, najbardziej rozbudowany, nieschematyczny pomysł. Niesamowicie mnie to cieszy. Mnie, gościa, którego zawsze ciągnęło do pisania tekstów dla innych wykonawców, bo śpiewać nigdy nie umiał. Gościa, który marzył o komponowaniu, ale umiał tylko co nieco zagrać na klawiszach. A teraz od a do zet aranżuje ze Stokłosą rozbuchane utwory.

A jednak większy rozmach się pojawił!

Muzyczny? Na pewno. Bo mniej się boję brać za rozpisywanie orkiestry. Pierwszy tom był bardziej wyrównany energetycznie, bo kiedy pozwoliliśmy się utworom rozhulać, zostawiliśmy je na tym samym poziomie. Wiedzieliśmy, że słabiej już nie będzie, ale też nie dawaliśmy się porwać chwili. Tylko na koncertach zbierałem się na większą odwagę. Teraz już wiem, że mogę puścić wodze fantazji. Aż jestem ciekawy, co będzie dalej. Bo, szczerze, naprawdę najchętniej brałbym się już za pisanie kolejnego tomu.

Miuosh i Zespół Śląsk, fot. A. Walterowicz

Porozmawiajmy o koncertach. Ostatnie trasy pokazały, że ludzie są głodni waszych występów. To wyjątkowe widowiska. Ale też niezły, kilkudziesięcioosobowy wyczyn.

Na pewno to nie jest zabawa dla muzyków, którzy głównie lubią komfortowo pracować w studiu. O tworzeniu projektu takiego jak “Pieśni Współczesne” można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest komfortową sprawą. Biorąc się za takie rzeczy, musisz mieć świadomość, ile kosztują siły, energii, no i pieniędzy, zwłaszcza jeśli sam jesteś do tego producentem. Musisz myśleć o wszystkim. Mam to szczęście, że takie rzeczy robię od jakichś dziesięciu lat. Otrzaskałem się z materią dzięki jednej czy drugiej współpracy z NOSPR-em, koncertami na stadionie, pracy nad spektaklami teatralnymi, widowiskami, które miałem przyjemność reżyserować pod kątem muzycznym. Żadna z nich nie była łatwa, ale ja sam jako odbiorca nigdy nie sięgałem po rzeczy łatwe.

Wymagasz więcej od swoich odbiorców?

Nie tyle od odbiorców, co od nas samych. Nasze koncerty, wszystkie nasze działania, mają po prostu angażować emocje. Działać na paru płaszczyznach, poruszać zmysły. Stajemy na głowie, by robić to w jak najlepszym stylu. Chcemy dawać kilkudziesięciominutowe spektakle i zostawiać ludzi z długotrwałymi wspomnieniami. Sami z nimi też zostajemy. Bo to, co przeżywa publiczność, rezonuje z nami. A to napędza, żeby tę historię budować na nowo. Najlepiej rozebrać płytę na czynniki pierwsze zaraz po premierze i wyciągnąć z niej co najlepsze. Tak, żeby później znowu dać na żywo jeszcze więcej. Zachować nutę nieprzewidywalności, bo daje nam ogromną satysfakcję.

Może ta unikatowość spotkań z “Pieśniami Współczesnymi” jest tym, co tak przyciąga ludzi?

Mam wrażenie, że ciągną do nich szczególnie dojrzali ludzie, którzy już mają na koncie trochę przeżyć, są oswojeni z pewnymi emocjami, ale potrzebują, by te, z którymi mają kłopot, wyraził kto inny. By poruszył w nich odpowiednią strunę. Wiem to po sobie. I uważam, że nie powinniśmy się wzbraniać przed takimi potrzebami.

Realizacja tych potrzeb, szczególnie w “Pieśniach współczesnych” daje ci twórczą swobodę?

Zauważam, że daje mi równowagę. Pisząc na “Pieśni” nie przestrzelę mojego solowego materiału megalomanią, a jednocześnie “Pieśni Współczesne” nie odbierają mi ambicji solisty. Mam przestrzeń, żeby być alternatywny wobec samego siebie.

Co to znaczy?

“Pieśni” dają mi pewien spokój, muzyczną ciągłość. Mam świadomość, że to nie są rzeczy łatwe, gładkie i radiowe, a jednak jakoś trafiają do ludzi. Nie muszę kombinować i zastanawiać się, co by tu komercyjnego zrobić żeby o sobie przypominać i zachować finansową stabilność. Mam duży komfort. I spokój. I dlatego w tym, co robię solowo mogę być zły, agresywny, być furiatem. Nie muszę niczym przejmować, mogę się wyżyć. I jakoś nadal najlepiej mi to wychodzi w gęstym, około rapowym sosie.

Teraz też możesz też śmielej “wyżywać się” kompozycyjnie.

A wiesz, że zarzucano mi że “Pieśni Współczesne” zbyt patetyczne? Czytałem, że “Miuosh poleciał tak, jakby pisał muzykę do blockbusterów”. Dzięki! Dla gościa, który jeszcze kilka lat temu niewiele wiedział o pisaniu orkiestracji to komplement. W dodatku bardzo ja zwyczajnie lubię kino superbohaterskie! A patos w “Pieśniach” nie pojawia się bez powodu. Najbardziej czekam na patetyczne momenty na koncertach. I koncerty i płyta, muszą mieć to wszystko. Elementy subtelniejsze i patetyczne. I solowe momenty wyciszenia i chóralne śpiewy. I folkowe podróże i zabawę samplami. I zwykłe basy i syntezatory, i lirę korbową, i gadulkę, i nykloharfę, i buzuk,i i mandolinę, i wiolonczelę, i skrzypce. Wszystko na raz.

Miuosh i Zespół Śląsk, fot. A. Walterowicz

I odpowiednią oprawę. Taki sposób wydawania płyt, który proponujesz, szczególnie na potrójnym winylu, z albumem i dodatkami, spotyka się już rzadko. To też nie jest zabawa dla każdego.

Ja po prostu chcę dawać wgląd w piękny świat, w którym jestem. Uważam, że można mi go zazdrościć. To świat wspaniałej przygody, którą przeżywam z Zespołem Śląsk. Chcemy do naszego świata zapraszać, zabierać razem w podróż. Bez reflektorów, makijaży, uniformów. Za to z fantastycznymi ludźmi z energią, sercem i poczuciem humoru. Chcemy pokazywać, jacy naprawdę jesteśmy. I kto stoi za tym rozbuchanym projektem. Po to powstało 300 stron albumu ze zdjęciami, po to powstał film dokumentalny. Po to cała wizualna oprawa, którą wciąż wzbogacamy z żoną i zaprzyjaźnionym Osom Studio.

Nie bez powodu mówisz, że “Pieśni Współczesne” to więcej niż płyta.

Płyta jest tylko nośnikiem emocji. Wyjątkowość “Pieśni Współczesnych” zawiera się w wartości dodanej. W tym, że wyrażamy się na różnych płaszczyznach. W tym, że ten świat można cały czas poszerzać, o czym świadczy fakt, że opowiadanie do nich napisał dwukrotny laureat Nike, Zbyszek Rokita. Opowiadanie wzbogaca kolekcjonerskie wydanie drugiego tomu. I polecam od niego zacząć przygodę. Najlepiej – posłuchać audiobooka czytanego przez Marcina Gawła. A dopiero potem posłuchać płyty. Nie tylko wszystko złoży się w całość. Pozwoli zrozumieć nasz kosmos.

Gorące wydarzenia

Gorące wydarzenia

PGE Projekt Warszawa sezon 2024/2025

04.05.2025-04.05.2025
Warszawa

Orange Warsaw Festival 2025

30.05.2025-30.05.2025
Warszawa

Gdzie na Majówkę w 2025?

Mecze Towarzyskie Reprezentacji Polski w piłce siatkowej

23.05.2025-23.05.2025
Gliwice, Katowice, Koszalin

Alphaville – Forever Young

04.10.2025-04.10.2025
Szczecin, Warszawa, Wrocław

Strefa 57 Festival

02.05.2025-02.05.2025
Przytkowice

XTB KSW 107

14.06.2025-14.06.2025
Gdańsk/Sopot

AC/DC

04.07.2025-04.07.2025
Warszawa

COMA RE-START: Gra o Wszystko

17.10.2025-17.10.2025
Gdańsk/Sopot, Katowice, Kraków i inne

OFF Festival Katowice 2025

01.08.2025-01.08.2025
Katowice

Las Festival 2025

25.06.2025-25.06.2025
Lubawka

FIBA EuroBasket 2025

28.08.2025-28.08.2025
Katowice

Fangor Pulsacje

13.09.2025-13.09.2025
Gdańsk/Sopot, Katowice, Łódź i inne

Young Leosia – Atmosfera Tour 2025

30.04.2025-30.04.2025
Toruń, Warszawa

Sunrise Festival 2025

01.08.2025-01.08.2025
Kołobrzeg

JIMEK & GOŚCIE – SUBKLASYKA TOUR

17.05.2025-17.05.2025
Gdańsk/Sopot, Szczecin

Audioriver Festival 2025

11.07.2025-11.07.2025
Łódź

CEV Champions League Volley 2025 / Final Four

16.05.2025-16.05.2025
Łódź

VNL 2025 – Siatkarska Liga Narodów Kobiet

23.07.2025-23.07.2025
Łódź

Open’er Festival 2025

02.07.2025-02.07.2025
Gdynia

Orange Warsaw Festival 2025

30.05.2025-31.05.2025

Gdzie na Majówkę w 2025?

01.01.1970-01.01.1970

Alphaville – Forever Young

04.10.2025-29.11.2025

Strefa 57 Festival

02.05.2025-13.09.2025

XTB KSW 107

14.06.2025-14.06.2025

AC/DC

04.07.2025-04.07.2025

COMA RE-START: Gra o Wszystko

17.10.2025-07.12.2025

OFF Festival Katowice 2025

01.08.2025-02.08.2025

Las Festival 2025

25.06.2025-25.06.2025

FIBA EuroBasket 2025

28.08.2025-04.09.2025

Fangor Pulsacje

13.09.2025-16.11.2025

Sunrise Festival 2025

01.08.2025-03.08.2025

Audioriver Festival 2025

11.07.2025-13.07.2025

Open’er Festival 2025

02.07.2025-05.07.2025