Scena Impostora to program, w którym fani muzyki trafiają do jednego pokoju z prostym zadaniem: udowodnić, że naprawdę należą do tego fandomu. Problem w tym, że nie każdy mówi prawdę.
Zaskakujące, nietypowe i ciekawe miejsca w Polsce, które warto zobaczyć w weekend
Cudze chwalicie, a swego nie znacie – ile razy słyszałeś to stwierdzenie? A wiesz, jakie jest prawdziwe? Mamy w Polsce takie miejsca, które zapierają dech w piersiach i przywodzą na myśl zagraniczne destynacje. Co więcej: pogoda w Polsce też nie jest najgorsza (poważnie, mogło być gorzej!), więc warto wybrać się w niedalekie zakątki, z których przywieziesz fantastyczne wspomnienia. Sprawdźmy, jakie nietypowe, ciekawe i zaskakujące miejsca w Polsce znajdziesz. Tylko ostrzegamy: przygotuj sobie coś do pisania (albo rób screeny), bo do wielu z tych miejsc będziesz chciał się wybrać!
13.11.2025
Klaudia Jaroszewska-Kotradii
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Ciekawe i nietypowe miejsca w polskich górach
Zacznijmy od polskich gór. Mamy dla ciebie takie miejsca, że spadną ci kapcie. Jeśli stoisz, może lepiej będzie, jak usiądziesz. Gotowy? No to lecimy z tematem!
Mofeta im. prof. Henryka Świdzińskiego (granica wsi Jastrzębik i Złockie)
Wyobraź sobie pana Henryka Świdzińskiego, który wybrał się na spacer i tak sobie szedł jak gdyby nigdy nic, aż tu nagle natrafił na miejsce, w którym Matka ZIemia sobie oddycha. Ot, taka szczelina, dziura można powiedzieć, z której ulatnia się gaz, a błoto bulgocze. Wyobrażasz sobie, jak mógł się przestraszyć? Wyglądało to trochę jak siedlisko wiedźmy z bagien, ale może tak nie do końca.
No dobra, nie wiemy, czy faktycznie tak wygląda ta historia, ale prawdą jest, że prof. Henryk Świdziński jest uważany za odkrywcę mofety na granicy Jastrzębnika i Złockiego. Ktoś postanowił uznać ją za pomnik przyrody nieożywionej i koniec końców nosi imię swojego “wynalazcy”.
Możesz tam pojechać i zobaczyć dwa miejsca, z których wydobywają się gazy:
- “Bulgotkę”,
- “Dychawkę”.
Brzmi ciekawie? A jeszcze ciekawsze jest to, że gdy nie wieje wiatr, giną wszystkie owady, które nad mofetą przelatują. Wszystko przez dwutlenek węgla, który w takich ilościach (stężenie ok. 95%) jest trujący… nad ziemią tylko, a raczej nie zamierzasz się tam kłaść, prawda? Jeśli będziesz oglądał to ciekawe miejsce z bezpiecznej odległości, nic ci nie grozi.
Kaplica Czaszek w Kudowie-Zdroju
UWAGA: Czytasz ten fragment na własną odpowiedzialność!
Wyobraź sobie, że wchodzisz do niewielkiej barokowej kaplicy. Cisza. Tylko echo twoich kroków i… puste oczodoły tysięcy czaszek, które spoglądają na ciebie ze ścian.
To nie dekoracja filmowa ani halloweenowa atrakcja. To Kaplica Czaszek w Kudowie-Zdroju – jedno z trzech takich miejsc w całej Europie.
Zbudował ją ksiądz Wacław Tomaszek, czeski duchowny, który pewnego dnia – zupełnie przypadkiem – odkrył w skarpie przy kościele w Czermnej ludzkie kości. Zamiast odwrócić wzrok, postanowił im nadać drugie życie. Przez blisko 20 lat, razem z grabarzem i kościelnym, zbierał szczątki ofiar wojen i epidemii, oczyszczał je i układał w kaplicy, która dziś jest pomnikiem przemijania.
Wnętrze robi wrażenie. Znajdziesz tam chociażby:
- około 3 tysiące czaszek i kości ludzkich, które pokrywają ściany i sklepienie,
- kolejne 20–30 tysięcy, które spoczywają w krypcie pod posadzką,
- a wśród nich czaszki żołnierzy, chłopów, kobiet i dzieci – świadkowie wojen trzydziestoletniej, siedmioletniej, a także epidemii, które przetaczały się przez te tereny.
Na ołtarzu znajdziesz barokowy krucyfiks, a obok niego dwie rzeźby aniołów. Jeden trzyma trąbkę z napisem “Powstańcie z martwych”, drugi wagę z inskrypcją “Pójdźcie pod sąd”. Trochę przerażające…
Przed wejściem do kaplicy znajduje się kamień z napisem w trzech językach: “Ofiarom wojen ku upamiętnieniu, a żywym ku przestrodze.”
Nie sposób nie poczuć tu symbolicznego ciężaru słów: to, co widzisz, nie jest tylko makabryczną ciekawostką, ale przypomnieniem, że życie i śmierć oddziela cienka granica.
Anomalia grawitacyjna w Karpaczu – miejsce, w którym Newton się myli?
Uwaga, sensacja! Twój samochód jedzie sam… pod górę!
Nie, to nie żart. Tak jest napisane na tablicy w Karpaczu Górnym, na niepozornej ulicy Strażackiej. Znajdziesz tam fragment drogi, na którym fizyka zdaje się robić sobie przerwę. Wystarczy wrzucić luz, a samochód (a nawet woda, piłka tenisowa czy deskorolka) zaczynają toczyć się w górę, wbrew zdrowemu rozsądkowi
Jak to możliwe? Czy to czarna magia, zaburzenie pola grawitacyjnego albo kara za grzechy fizyków?
Spokojnie! Odpowiedź tkwi w nauce (chociaż ta ostatnia brzmiała ciekawie, prawda?).
To złudzenie optyczne, tzw. magiczna górka. Droga w rzeczywistości lekko opada, ale otaczające ją drzewa i nachylenie terenu tak mylą nasze oczy, że wydaje się, jakby biegła w przeciwnym kierunku.
Choć… jest pewien haczyk. Pomiar wykonany niedawno wykazał, że przyciąganie ziemskie w tym miejscu jest niższe o ok. 4% niż wokół. Przypadek? Być może. A może nie do końca.
Jedno jest pewne: to punkt obowiązkowy na mapie Karpacza. Bo nawet jeśli Newton ma rację, to przez chwilę możemy udawać, że jednak nie.
Groty Mechowskie – najkrótsza podróż w głąb ziemi
Groty Mechowskie, położone we wsi Mechowo koło Pucka, to jedyna jaskinia na Niżu Europejskim i jednocześnie… najkrótsza trasa podziemna w Polsce.
Nie daj się jednak zwieść jej długości – to, co zobaczysz w środku, zostanie w twojej pamięci na długo. Czekają tam bowiem na ciebie:
- piaskowe kolumny,
- delikatne stalaktyty,
- fantazyjne kształty, które przypominają miniaturowe skalne miasto.
Wszystko powstało dzięki wodzie, która przez wieki wypłukiwała ze skał miękki materiał, a później pomogli jej ludzie, poszerzając i utrwalając korytarze.
Spacer po jaskini trwa zaledwie kilkanaście minut. Trasa ma około 60 metrów długości i 2 metry wysokości (jesteś wyższy? No to się schylisz, jaki problem?).
Wyobraź sobie ten zapach wilgotnego piasku, chłód podziemi i światło odbijające się od piaskowcowych kolumn… chętnie byśmy się tam teraz wybrali, a ty?
Srebrna Góra – twierdza, której nigdy nie zdobyto
Twierdza Srebrna Góra, największa twierdza górska w Europie, została zbudowana w XVIII wieku przez Prusaków, by chronić zdobyty Śląsk. Zajmuje dwa szczyty – Forteczną Górę i Ostróg – i składa się aż z sześciu fortów, z których centralny, donżon, ma mury grube na 12 metrów i 151 pomieszczeń na trzech kondygnacjach.
To jednak nie tylko mury i kamienie. W twierdzy znajdziesz także:
- magazyny,
- olbrzymie studnie,
- zbrojownię,
- piekarnię,
- browar,
- warsztaty rzemieślnicze,
- szpital,
- więzienie.
Wszystko po to, by garnizon mógł wytrzymać 3–5 miesięcy oblężenia. Ilu żołnierzy mógł ochronić? W środku mieściło się ponad 3,7 tysiąca ludzi, wraz z 264 działami i moździerzami.
Twierdza tak poważnie broniła się tylko raz. Miało to miejsce podczas wojen napoleońskich Bawarczycy i Wirtemberczycy próbowali ją zdobyć, ale ogień artyleryjski zrobił swoje, a podpisanie pokoju w Tylży uratowało ją przed zdobyciem. Nigdy później nie została zajęta!
Historia warowni jest równie fascynująca co jej mury:
- XIX wieku była więzieniem dla działaczy politycznych,
- w XX wieku – karnym obozem jenieckim dla polskich oficerów (m.in. kontradmirała Józefa Unruga).
Do historii przeszła śmiała ucieczka dziewięciu polskich oficerów w nocy z 5 na 6 maja 1940 roku – trzech z nich zdołało wydostać się aż do Syrii!
Dziś twierdza jest pomnikiem historii i atrakcją turystyczną. Możesz spacerować po fortach, wejść do donżonu, obejrzeć imponujące mury i poczuć klimat XIX-wiecznej warowni. A jeśli dodamy do tego pogłoski o Bursztynowej Komnacie ukrytej gdzieś w jej murach… to cóż, musisz się tam wybrać.
Kompleks Riese – podziemne miasto Hitlera
Czy wiesz, że pod Górami Sowimi kryje się jedno z najbardziej tajemniczych miejsc w Polsce? Zaledwie 20 minut drogi od Wałbrzycha, pod ziemią rozciąga się sieć podziemnych tuneli, sztolni i ogromnych hal, które razem tworzą coś w rodzaju podziemnego miasta – Kompleks Riese, czyli “Olbrzym”.
Riese obejmuje m.in. Zamek Książ (tam można wejść do tuneli, by je zwiedzić), Walim, Jugowice Górne, Włodarz, Głuszycę, Osówkę, Soboń, Sokolec i Wielką Sowę (a być może nawet Mosznę, choć nikt do tej pory nie znalazł wejścia do tej części tuneli).
Wykopaliska rozpoczęto w 1943 roku na polecenie Hitlera. Góry Sowie były idealnym miejscem na ukrycie czegoś wielkiego – zarówno przed aliantami, jak i przed oczami zwykłych ludzi. Zdaniem historyków kompleks miał być najbezpieczniejszą kwaterą Führera, odporną na bombardowania. I skrywającą coś naprawdę niebezpiecznego. Niektóre hale mogły służyć jako fabryki tajnej broni, a pobliskie złoża rud uranu sugerują nawet, że Riese mogło być miejscem pracy nad bronią jądrową Rzeszy. Czy kiedyś odkryjemy prawdę? Raczej nie, ale historycy i inni specjaliści ciągle nad tym pracują.
Choć brzmi to wzniośle, pamiętajmy, kiedy owa budowa miała miejsce. Kosztowała życie dziesiątek tysięcy więźniów obozów, głównie Żydów. Kiedy Niemcy zorientowali się, że zbliżają się wojska radzieckie, w popłochu zabili większość robotników i zniszczyli dokumentację – tak, że dokładne przeznaczenie podziemnych tuneli pozostaje do dziś tajemnicą.
Spacer po Riese to podróż w miejsca, gdzie historia miesza się z legendą, a ciemne korytarze pamiętają wydarzenia, których nikt z nas nie chciałby przeżyć.
Piekło pod Niekłaniem – skałki, rezerwat przyrody czy coś znacznie innego?
Wyobraź sobie miejsce, w którym skały wyglądają, jakby sama Matka Natura bawiła się w rzeźbiarza, tworząc grzyby, kominy, stoły, baszty, a nawet… sfinksy. Tak wygląda rezerwat przyrody nieożywionej Skałki Piekło pod Niekłaniem, położony w północnej części województwa świętokrzyskiego, niedaleko Niekłania Wielkiego. Skałki ciągną się na długości około 1 kilometra, a ich wysokość dochodzi do 8 metrów.
To nie tylko fascynująca aranżacja wiosenna Matki Natury, ale też prawdziwy raj dla turystów – przez rezerwat prowadzą czarny i niebieski szlak, a całość jest częścią Piekielnego Szlaku (odważysz się nim przejść?). W szczelinach skalnych kryje się unikatowa paproć – zanokcica północna, pozostałość po klimacie polodowcowym, którą warto zobaczyć choćby jedynie z ciekawości.
Ale zanim tam wyruszysz, posłuchaj legendy (przynajmniej będziesz się chociaż trochę bać!). Mówi się, że sam Lucyfer zaganiał tam niesforne diabły do pracy. Te przerzucały kamienie, wspinały się po skałach, które zaczęły roztaczać piekielny blask, czym straszyły okolicznych mieszkańców. A kto wie – może wciąż nocą niektóre z nich harcują pośród fantazyjnych formacji skalnych?
Skałki Piekło pod Niekłaniem to miejsce, gdzie natura spotyka się z legendą, a każdy spacer pośród tych fantazyjnych form budzi wyobraźnię i… lekkie dreszcze (wcale nie z zimna).
Fascynujące miejsca nad wodą (czasem dosłownie!)
No dobrze, góry za nami. Teraz wybierzemy się nad (czasem dosłownie) wodę, obok wody, na skrzyżowanie, a nawet pomiędzy wodę! Ale od początku.
Kolorowe Jeziorka – bajkowe barwy Karkonoszy
Wyobraź sobie cztery małe jeziorka u podnóża Wielkiej Kopy w Rudawach Janowickich, każde w innym kolorze – zielone, błękitne, purpurowe i niemal czarne. Brzmi jak bajka? A jednak to prawdziwe Kolorowe Jeziorka, które powstały na terenie dawnych niemieckich kopalni pirytu. Najstarsza z nich – Hoffnung – dała początek Purpurowemu Jeziorku (1785), a pozostałe:
- Neues Glück – Błękitnemu (1793),
- Gustav Grube – Zielonemu (1796).
Jeziorka leżą na różnych wysokościach (więc musisz trochę pospacerować):
- żółte – 555 m n.p.m., okresowo wysychające,
- purpurowe – 560 m n.p.m., pełne związków żelaza, nadających wodzie intensywny kolor,
- błękitne – 635 m n.p.m., klarowne dzięki związkom miedzi,
- zielone – 730 m n.p.m., najmniejsze i również okresowo wysychające.
Ich niezwykłe barwy to czysta chemia: skład mineralny dna i ścian kopalni zabarwił wodę, tworząc spektakularny efekt wizualny. A w okolicy znajdziesz także hałdy zmielonych skał i niewielkie skalne zagłębienia, czasem z jaskinią, które nadają miejscu niemal baśniowy charakter.
Dla turystów przygotowano szlaki: zielony prowadzi z Wieściszowic na Wielką Kopę, a niebieski to droga rowerowa. Jest tam parking, więc możesz przyjechać samochodem, a potem wybrać się na barwny spacer.
Statki płynące po trawie? Takie rzeczy tylko w Polsce (dokładniej na Kanale Elbląskim)
Wyobraź sobie żaglówkę sunącą po wodzie, a chwilę później robiącą to samo, ale… po trawie. Brzmi jak magia? A jednak to rzeczywistość Kanału Elbląskiego, jednej z największych i najciekawszych atrakcji Warmii i Mazur. Łączy on Ostródę z Zalewem Wiślanym i wykorzystuje przy tym jeziora położone na różnych wysokościach – różnica poziomów sięga aż 100 metrów!
Sekret tkwi w genialnym pomyśle inżyniera Georga Jacoba Steenke: system 5 pochylni, po których statki suną na platformach ustawionych na szynach, napędzanych siłą przepływającej wody. To rozwiązanie pozwala pokonać dużą różnicę wzniesień bez użycia silników, mostów czy wysiłku ludzkich mięśni. Dzięki temu łodzie “płyną” w górę i w dół – czasem po trawie, czasem po wodzie – tworząc spektakularne widowisko dla miłośników techniki (i dla dzieci. Dla dzieci wszystko jest ciekawe).
Wyjątkowość tego miejsca doceniono wielokrotnie:
- w 1978 roku uznano go za zabytek techniki,
- w 2011 za pomnik historii,
- a w 2007 roku w plebiscycie “Rzeczpospolitej” znalazł się wśród siedmiu cudów Polski.
Kanał Elbląski to nie tylko atrakcja dla miłośników żeglarstwa, ale również pokaz inżynierskiego geniuszu i niecodziennych rozwiązań, które sprawiają, że statki mogą płynąć… po trawie. Cóż, jak to mówią: takie rzeczy tylko w Polsce.
Chodź, zobacz skrzyżowanie. Ale nie takie zwykłe!
Wyobraź sobie miejsce, gdzie dwie rzeki spotykają się… i ani trochę się nie mieszają. Tak wygląda skrzyżowanie rzek Wełny i Nielby w Wągrowcu na Pojezierzu Wielkopolskim. To jedyne takie miejsce nie tylko w Polsce, ale i w Europie – a podobno jedno z zaledwie dwóch na świecie (wybacz, ale nie jesteśmy w stanie sprawdzić tego na żywo).
Rzeki przecinają się niemal idealnie pod kątem prostym, a każda płynie dalej swoim własnym korytem. To, co odróżnia je od typowych połączeń rzecznych, to fakt, że są “równorzędne” – zwykle jedna rzeka wpada do drugiej, a tutaj wody praktycznie się nie mieszają. Chcesz się o tym przekonać? Wrzuć patyk do jednej z rzek, a on popłynie prosto przez skrzyżowanie.
Choć z perspektywy skrzyżowania wszystko wygląda idealnie, natura lubi czasem robić niespodzianki – Nielba ostatecznie wpada do Wełny zaledwie 2 km dalej, ale tego już ze skrzyżowania nie widać (a czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal i możemy cieszyć się tym ewenementem dalej).
Choć skrzyżowanie rzek wygląda jak magiczne zjawisko, w rzeczywistości jest wynikiem działalności człowieka. Powstało w XIX wieku w wyniku prac melioracyjnych prowadzonych przez cystersów.
Polskie Malediwy? To w Jaworznie!
Wyobraź sobie miejsce, w którym turkusowa woda mieni się na słońcu, wokół wznoszą się wapienne skały, a z wysokich urwisk roztacza się widok, który jest tak bardzo insta-friendly. Tak wygląda Park Gródek w Jaworznie. Choć w nazwie pojawia się słowo “arboretum”, w rzeczywistości jest to park rekreacyjno-przyrodniczy – idealny do spacerów, obserwacji przyrody i fotografii krajobrazowej.
A wiesz, że to, co dziś zachwyca, kiedyś było… kamieniołomem? Dolomit wydobywano tu przez dziesięciolecia dla Zakładów Dolomitowych “Szczakowa”. W 1997 roku wstrzymano pracę pomp i w ciągu kilkudziesięciu godzin woda zalała głębsze partie wyrobiska, tworząc zbiornik Gródek. A w nim? Dwie zatopione koparki, fragmenty sprzętu, wraki pojazdów – gratka dla nurków i fotografów.
Ale to nie wszystko. Czekają tam na ciebie dodatkowe atrakcje (nawet, jeśli nie chcesz nurkować, żeby zobaczyć koparkę):
- Zbiornik Wydra z lazurową wodą,
- drewniane pomosty i ścieżki edukacyjne,
- punkty widokowe na urwiskach kamieniołomu,
- bacówka z zagrodami zwierząt.
Spacerując po parku, możesz podziwiać różnorodne siedliska – murawy i łąki ciepłolubne, lasy grądowe i bory, tereny naskalne oraz podmokłe. Woda w zbiornikach jest tak czysta, że widać podwodną roślinność, jakiej nie spotkasz nigdzie indziej w okolicy.
Chcesz się poczuć jak na egzotycznym wybrzeżu? To koniecznie odwiedź to miejsce!
Polecamy na eBilet
W tym miejscu możesz chodzić po wodzie…
I nawet nie zmoczysz butów (no chyba, że się naprawdę postarasz). Mowa o Kładce Śliwno-Waniewo w Narwiańskim Parku Narodowym. Drewniana trasa o długości ponad kilometra prowadzi przez rozlewiska i bagna Narwi, a na trasie czekają na ciebie pływające pomosty, które przeciąga się własnymi siłami po linach lub łańcuchach. Każda platforma unosi 10–15 osób, więc poczujesz się jak kapitan własnego mini-statku… tylko zamiast po wodzie czasem suniesz nad błotem czy trawą.
Spacer kładką to nie tylko frajda dla miłośników przygód. To też okazja do podglądania ptaków i rzadkich gatunków, np. niebieskiej żaby (jeśli będziesz miał szczęście, bo z niebieskimi żabami nigdy nic nie wiadomo).
A na końcu czeka wieża widokowa, skąd rozpościera się spektakularny widok na bagna (tak, możesz poczuć się jak Shrek), łąki i rozlewiska Narwi (nie Narnii, ale równie pięknie tam wygląda).
A może na odludzie?
Na co dzień pracujesz z ludźmi i delikatnie mówiąc, masz już ich dość? A może masz dzieci i czasem marzysz, żeby rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady, no ale tam też są tłumy i już sam nie wiesz, co robić? No to łap te miejsca na odludziu!
Prawdziwy azyl na Podlasiu
A może chcesz naprawdę zniknąć na kilka dni? Skit Świętych Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich to miejsce, do którego cywilizacja dociera niczym pociągi jeszcze 10 lat temu (czyli z dużym opóźnieniem), a ciszę przerywa jedynie śpiew ptaków i szum Narwi. Prawosławny męski skit powstał w 2009 roku w uroczysku Kudak, na obrzeżach wsi Odrynki. Do dziś pozostaje jedyną tego typu pustelnią w Polsce.
Do skitu prowadzi drewniana kładka o długości 800 m, rozciągająca się nad rozlewiskami Narwi. Kładka sama w sobie jest atrakcją – krok po kroku odkrywasz błękitne wody, bagna, trzcinowiska i otaczającą dziką przyrodę. Wiosną i jesienią, gdy poziom wody się podnosi, skit wygląda jak samotna wyspa pośród granatowych fal Narwi.
Skit powstał z inicjatywy archimandryty Gabriela, który odrzucił propozycję biskupstwa w diecezji przemysko-nowosądeckiej i postanowił znaleźć swoje miejsce… z dala od świata. To on przez lata był jego jedynym mieszkańcem, budując wspólnotę mnichów w duchu prawosławnej tradycji.
Spacer po skicie to doświadczenie samotności wśród natury, medytacja w drewnianej cerkwi, kontakt z dziką przyrodą i poczucie, że czas płynie tu zupełnie inaczej. Wędrując kładką i odkrywając uroki uroczyska Kudak, możesz poczuć, czym jest prawdziwe odludzie.
Krzywy Las – co tu się zadziało?
Niedaleko Gryfina, w okolicach wsi Nowe Czarnowo, znajduje się jedno z najbardziej niezwykłych miejsc w Polsce – Krzywy Las. Na powierzchni zaledwie 0,33 hektara rośnie tu około stu sosen, których pnie wyginają się tuż nad ziemią pod kątem blisko 90 stopni, by po kilku metrach znów wystrzelić pionowo w górę. Wszystkie są wygięte w tym samym kierunku – na północ.
To niezwykłe skupisko drzew powstało prawdopodobnie w latach 30. XX wieku. Najbardziej znana teoria głosi, że sosny celowo zdeformowali stolarze lub szkutnicy, by uzyskać idealnie wygięte fragmenty drewna – tzw. krzywulce, wykorzystywane później do budowy mebli, sań czy łodzi. Według innej hipotezy, zaproponowanej przez prof. Kremera, drzewa ścięto jako choinki, pozostawiając dolną gałąź, która z czasem przejęła funkcję pnia i wyrosła w charakterystyczny łuk.
W 2020 roku rozpoczęto rewitalizację Krzywego Lasu, finansowaną przez Fundację Polskiej Grupy Energetycznej. Powstały ścieżki spacerowe i tablice informacyjne, a w 2021 roku Nadleśnictwo Gryfino założyło “powierzchnię zastępczą” – miejsce, gdzie tysiąc młodych sosen zostanie sztucznie wygiętych, by zachować ten niezwykły fenomen przyrodniczy.
Spacer po Krzywym Lesie to doświadczenie niemal baśniowe. Gdy między pniami przefiltrowuje się światło, trudno oprzeć się wrażeniu, że to sceneria z filmu fantasy (i że za chwilę zza drzew może wyłonić się ktoś z magicznego świata).
Jak król na zamku – zamki w Polsce, których jeszcze nie widziałeś
Chcesz poczuć się niczym król, ale nie masz ochoty na zwiedzanie oczywistych budowli? W takim razie mamy dla Ciebie dwa zamki warte uwagi.
Stary Książ, który tak naprawdę jest nowszy niż Nowy
Zanim pojedziesz do popularnego Zamku Książ w Wałbrzychu, warto zerknąć kawałek dalej – na Stary Książ. I choć nazwa sugeruje, że to coś starszego, w rzeczywistości “stary” jest tylko w formie i romantycznym klimacie ruin.
Zamek wznosi się na lewym wzgórzu nad przełomem Pełcznicy, w sercu Książańskiego Parku Krajobrazowego. Strome, skaliste zbocza i głębokie wąwozy rzeki tworzą krajobraz, który mógłby spokojnie konkurować z pocztówkami z Szwajcarii.
Rodzina Hochbergów postanowiła stworzyć ruiny, na które miło by się patrzyło (wiesz, te romantyczne wizje…). W latach 1794–1797 architekt Christian Wilhelm Tischbein przebudował ruiny średniowieczne na malowniczy zamek romantyczny. Powstały stylizowane na gotyk wieże, bramy i fragmenty murów, które miały przypominać dawną świetność zamku. Dziś robią wrażenie na każdym, kto tu dotrze.
Dziś Stary Książ to malownicza ruina z fragmentami budynków, renesansowymi portalami i śladami kaplicy. Wystarczy wejść między kamienne mury, poczuć chłód wiekowych murów i spojrzeć w dal, na zielone doliny Pełcznicy, by poczuć, że to miejsce żyje własnym życiem, w rytmie przyrody, historii i… lekkiego romantycznego chaosu. To idealne miejsce na oświadczyny (szczególnie w blasku zachodzącego słońca. Choć nie polecamy wracać stamtąd w ciemnościach)!
Wielki pałac… tyle że w ruinie
Wyobraź sobie, że jedziesz przez spokojne, opolskie wsie, aż nagle zza drzew wyłania się coś, co wygląda jak disneyowski zamek po apokalipsie. Strzeliste wieże, puste okna, ślady po rzeźbach i herbach. A jednak w tym wszystkim wciąż widać dawny przepych. To pałac w Kopicach, niegdyś jedna z najpiękniejszych rezydencji Śląska, dziś – majestatyczna ruina z duszą.
Zbudowany w XIX wieku dla hrabiego Hansa Ulricha von Schaffgotscha i jego żony Joanny Gryczik von Schomberg-Godulla, był czymś więcej niż tylko pałacem. Był niemal jak list miłosny zapisany w kamieniu. Wspólnie stworzyli rezydencję, która mogłaby śmiało konkurować z zamkami Bawarii.
Neogotycka bryła, wieże zwieńczone iglicami, oranżeria, rozarium, a do tego kaplica z witrażami i maswerkami… Brzmi bajkowo? I było bajką – do 1945 roku.
Po wojnie pałac czekał smutny los wielu śląskich rezydencji: podpalenie w 1956 roku, grabieże, rozbiórki, dewastacje. Zniknęły rzeźby, herby, a nawet fontanna. Mimo kolejnych planów odbudowy – od krakowskich inwestorów po luksemburskich wizjonerów – nikt nie zdołał przywrócić mu dawnej świetności.
Dziś widać jeszcze herb Schaffgotschów nad wejściem, ruiny wież, ślady oranżerii i kaplicy. Teren jest monitorowany, wejście zamknięte, ale możesz spacerować po przyległym parku – usiąść nad stawem, spojrzeć na odbicie ruin w wodzie i wyobrazić sobie bal sprzed 150 lat.
Niczym Atlantyda – miasta, które były wymazane z map
A co powiesz na zwiedzanie miasta, które kompletnie wymarło? Nie musisz jechać do Prypeci koło kopalni w Czarnobylu, by tego doświadczyć. W Polsce także mamy kilka takich miast.
Borne Sulinowo – miasto, którego nie było
Nie znajdziesz go na starych mapach. Drogi prowadzące do niego nagle się urywają. Zamiast witacza czeka szlaban i strażnik z karabinem. Brzmi jak początek thrillera? A to nie fikcja, tylko Borne Sulinowo – jedno z najbardziej tajemniczych miejsc w Polsce.
Przez dziesięciolecia oficjalnie nie istniało. Dopiero w 1993 roku, po odejściu Armii Radzieckiej, miasteczko pojawiło się na mapach.
Historia zaczęła się w latach 30. XX wieku, gdy na miejscu wsi Lipie (niem. Linde) Niemcy zbudowali potężny garnizon wojskowy. To właśnie tu powstała szkoła artylerii Wehrmachtu, którą w 1938 roku osobiście otworzył Adolf Hitler.
W 1939 roku utworzono obóz jeniecki Oflag II D Gross-Born, w którym przebywali m.in. polscy oficerowie i uczestnicy Powstania Warszawskiego. Po wojnie miasto przejęła Armia Czerwona, która zamieniła je w ściśle strzeżoną bazę Północnej Grupy Wojsk. Do 1992 roku było to zamknięte radzieckie miasto, w którym stacjonowało nawet 15 tysięcy żołnierzy. Krążyły nawet legendy o tajnych podziemiach, tunelach ewakuacyjnych, szpitalach i składach broni nuklearnej…
Dopiero w czerwcu 1993 roku Borne Sulinowo otwarto dla cywilów. Spacerując ulicami, możesz odkrywać ślady dawnej świetności. Wytyczono tu specjalny szlak turystyczno-spacerowy, prowadzący przez 21 punktów związanych z historią miasta.
Ale Borne Sulinowo to nie tylko militarne pamiątki. To także leśne miasto, zatopione w zieleni i ciszy. Gdy w sierpniu zaczynają kwitnąć wrzosy, cały krajobraz zmienia się w fioletowe morze.
Kłomino – miasto widmo
W samym sercu lasów Pojezierza Drawskiego, zaledwie 12 km od Bornego Sulinowa, leży Kłomino – miejsce, które jeszcze niedawno tętniło życiem, a dziś przypomina scenografię do filmu postapokaliptycznego. Czasami nazywane „polskim Czarnobylem” albo „miastem widmem”, wciąż budzi fascynację… i niepokój.
Powstało w latach 30. XX wieku jako zaplecze poligonu artyleryjskiego Wehrmachtu. Po wojnie teren przejęła Armia Radziecka. Powstały tu bloki mieszkalne, sklepy, kino, garaże – pełne, samowystarczalne miasteczko dla 82 Gwardyjskiego Pułku Strzelców Zmotoryzowanych. Po odejściu Rosjan w 1992 roku Kłomino opustoszało. Przez chwilę planowano jego sprzedaż, potem – rewitalizację. Żaden z pomysłów nie wypalił. W 2008 roku rozpoczęto wyburzanie budynków, a z czasem niemal wszystko zniknęło pod warstwą zieleni i ciszy.
Dziś Kłomino to symbol zapomnienia – miejsce, gdzie z betonowych ruin wyrastają sosny, a echo odbija się od pustych klatek schodowych. W 2012 roku mieszkało tam zaledwie 12 osób.
Pstrąże – tajne miasto w środku lasu
Ukryte pośród borów Dolnego Śląska, niedaleko Bolesławca, Pstrąże przez dziesięciolecia było miejscem, którego… nie było. Oficjalnie nie istniało na mapach, a wstęp dla cywilów był zakazany. Przez lata funkcjonowało jako zamknięte miasto radzieckiego garnizonu. Most na rzece Bóbr został wysadzony, aby uniemożliwić dostęp ludności cywilnej.
Pstrąże żyło własnym, tajnym życiem za murem. Mieszkańcami byli żołnierze i ich rodziny. Funkcjonowały tu m.in. przedszkole, szkoła, sklepy, a nawet klub “Kadet” i Dom Oficera. Według niektórych relacji, w miasteczku mogła być przechowywana broń atomowa (choć nigdy tego nie potwierdzono).
W 1992 roku Rosjanie opuścili Pstrąże. Polskie władze rozważały zasiedlenie osiedla, jednak ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu. Miasto zaczęło niszczeć, a z czasem stało się miejscem ćwiczeń wojskowych, straży pożarnej i policji.
W 2016 roku rozpoczęto rozbiórkę dawnych budynków garnizonowych. Dziś o Pstrążu przypominają jedynie ruiny bloków, resztki mostu i pomnik zwycięstwa z czasów radzieckich.
To jak, w które z tych miejsc zamierzasz się wybrać?
Poprzedni artykuł
Następny artykuł
Klaudia Jaroszewska-Kotradii – multipasjonatka, która nie potrafi usiedzieć w miejscu. Zafiksowana na punkcie rozwoju i zdobywania wiedzy wszelakiej. Prywatnie mama, żona i kreatywna dusza, która na równi uwielbia Sanah i The Hardkiss.








