Po raz kolejny przyłączamy się do wspólnego grania z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Podczas 33. finału gramy dla onkologii i hematologii dziecięcej. Weźcie udział w naszych aukcjach! Do wylicytowania m.in. prywatny koncert Lanberry oraz wejście na backstage finału trasy Męskie Granie i gali KSW!
Niektórzy dostają wszystko, inni… Cóż. Przyjrzyjmy się jednak bliżej tym farciarzom, którzy mają więcej niż jeden talent i co więcej: błyszczą nim tak mocno, że dostrzegają go nie tylko rodzice.
04.06.2024
Maja Kozłowska
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Takich, którym dostał się więcej niż jeden talent, jest zaskakująco wiele. Zależności zawodowe są jednak różne: sorry not sorry, ale Rihanna będzie bardziej piosenkarką niż aktorką, a pierwsze skojarzenie z Ryanem Goslingiem (oprócz Kena) to kino, a nie koncerty. Kierunek zmian zazwyczaj działa lepiej z muzyka na aktora, lecz nie jest to reguła, a perłą w koronie tego argumentu jest kariera Ariany Grande. Z drugiej strony, mamy też bohaterów, którzy powinni jednak trzymać się sceny. Harry Styles, kocham cię, ale naprawdę już wystarczy. “My Policeman” i “Don’t Worry Darling” trawi się nieznośnie ciężko – choć wciąż lżej od serialu “The Idol” z The Weekndem. To, to jest serio trudne.
Oczywiście istnieje Lady Gaga i krótko mówiąc, jest wybitna. Jest też Jared Leto, aktualnie w trasie koncertowej z 30 Seconds To Mars, raz laureat Złotej Maliny, innym razem zwycięzca Oscara. Trudny do sklasyfikowania Justin Timberlake. Młodziej? Zendaya. Dokładnie w tym kierunku idziemy.
Ross Lynch, The Driver Era – nastoletnie lata halo?
Ross Lynch wyrósł na disneyowskim gruncie: kolejna dziecięca gwiazda obok Miley Cyrus czy Seleny Gomez (może to powinna być całkowicie osobna kategoria?) Grał Austina w programie dla nastolatków “Austin i Ally”, po drodze wydarzyło się kilka filmów i seriali, przy czym najjaśniej błysnął w netfliksowej sowskiej produkcji “Chilling Adventures of Sabrina”, gdzie zagrał Harveya Kinkle – śmiertelnego chłopaka głównej bohaterki.
Na ekranie co prawda się nim nie zachwycałam, ale wpadłam za to w sidła The Driver Era: zespołu, w którym Ross Lynch gra razem ze swoim bratem Rockym. Kapela Lynchów jest wymierzona idealnie w punkt: indie z popowymi wpływami, ale zbyt alternatywnymi, żeby na dobre osiąść w mainstreamie.
Polecamy na eBilet.pl
Brzmią totalnie jak ulubiony zespół późnego Gen Z, które zdecydowanie woli koncerty w klubach na 1500 osób od trybun na stadionach. Zadziorny bas, rozmarzone chórki i casualowe zaznaczenie, że ta giatarowa muza ma spiłowane zęby. Czasami aura The Neighbourhood, innym razem klimat Bruno Marsa – The Driver Era gwarantuje swobodny rajd po gatunkach, mocniejsze partie wciąż się przydarzają, z nimi się po prostu płynie z prądem.
Suki Waterhouse: chlust brytyjskiego indie prosto z Ameryki
Suki Waterhouse trafił się jackpot – aktora, modelka, piosenkarka. No bez przesady, ile można?! Jej filmografia to co prawda nieznaczne epizody i małe role, lecz na dużym ekranie pojawia się od ponad dziesięciu lat. Brytyjska czwarta, może piąta liga. W aktorstwie, bo muzyka to zupełnie inna para kaloszy. Debiutancki album Suki wydała w 2022 r., a w tym roku grała na Coachelli. Liczby na Spotify są jednak złudne, bo tu 365 milionów przy jednym singlu, tam 48 milionów przy innym, ale kto tak naprawdę wie, że Suki Waterhouse to Suki Waterhouse?
Błąd, obowiązkowo do nadrobienia. Z “alternatywnych” zespołów mamy na pęczki, ale Suki jest inna. Intrygująco dziewczęca, czarująca, wrażliwa. Wisienką na torcie jest dla mnie szczypta autentycznego funu i sporo wewnętrznych eksperymentów. Między albumami trochę się u niej zmieniło: więcej szaleństwa na poczet uporządkowania? Dodam, że jej brzmienie przesiąka sentyment z pazurem: przytłumiona perka, charakterna gitara, gwizdy i niski, lejący się wokal to uzależniające combo. “I Can’t Let Go” zaostrzył apetyty na więcej, więc czekam. Na album i europejską trasę, której fani głośno domagają się głośno i opresyjnie. Ktokolwiek zabukuje Suki Waterhouse – przysięgam, oferuję mu dozgonną wdzięczność.
Djo – na fali minionej epoki
Gość zagrał Steve’a Harringtona w “Stranger Things” i świat absolutnie oszalał na jego punkcie. Przepis na sukces: puppy eyes i matkowanie gromadzie dzieciaków, będąc niewiele starszym od nich. Poza walczeniem o przeżycie w Hawkins Joe Kerry ze znaczniejszych osiągnięć ma na koncie rolę w “Fargo” i filmie “Free Guy” (tu występował m.in. u boku Ryana Reynoldsa, Jodie Comer i Taiki Waititi), no i parę albumów w dystrybucji.
Na gitarze wspiera(ł) chicagowski zespół Post Animal, który drąży psychodeliczny rock, a solo przybrał pseudonim Djo. Pierwszy album w 2019 r., drugi trzy lata później, taktyczna regularność się opłaca – zobaczymy, czy się utrzyma. Marketingowo najlepszym ruchem dla Djo byłoby wydanie TERAZ absolutnie czegokolwiek, tuż po tym, kiedy “End of Beginning” zrobiło gigantyczny ruch na TikToku. Glass Animals przespali największe poruszenie, więc niech będą przestrogą dla wszystkich generujących virale – nawet te przypadkowe.
Djo psychodeliczne klimaty trzymają się kurczowo, choć będąc sam sobie żeglarzem i okrętem, zwrócił się do bardziej nowoczesnego ujęcia. Na jego drugim albumie “DECIDE” czuć elektroniczne ejtisy, gdzieniegdzie przyprószone sztywnością i chrapliwością wpływów kolejnej dekady: jego współczesna interpretacja może być nową metaforą upływającego czasu. Na upartego można porównać go do Talking Heads, ale po co?
Poprzedni artykuł
Następny artykuł