Muzyka rap nigdy nie była gatunkiem jednolitym. Inspiracje zbierane z różnych zakątków kultury i sztuki wpłynęły na powstanie i rozwój licznych odnóg, które dziś funkcjonują jako osobne twory. Wielu raperów, wciąż eksperymentując z brzmieniem, wychodzi przed szereg, stając w opozycji do licznych, podobnych sobie, twórców. Wśród nich jest chociażby Sobel, którego muzyka wyróżnia się na tle polskiej sceny muzycznej.

Muzyczny kocioł. Jak Sobel zaczął grać we własnej lidze?
Muzyka rap nigdy nie była gatunkiem jednolitym. Inspiracje zbierane z różnych zakątków kultury i sztuki wpłynęły na powstanie i rozwój licznych odnóg, które dziś funkcjonują jako osobne twory. Wielu raperów, wciąż eksperymentując z brzmieniem, wychodzi przed szereg, stając w opozycji do licznych, podobnych sobie, twórców. Wśród nich jest chociażby Sobel, którego muzyka wyróżnia się na tle polskiej sceny muzycznej.
25.04.2025
Igor Wiśniewski
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Minęło ponad pół wieku, odkąd hip-hop “narodził się” podczas legendarnej już imprezy organizowanej przez Kool Herca. Od pięciu dekad gorzeje dyskusja, co można określić jako hip-hop, gdzie zaczyna i kończy się rap, jaki ubiór definiuje hip-hopowca, a których spodni lepiej nie zakładać. Rzecz jasna żaden z tych tematów nie jest wart roztrząsania, a tracenie energii na jakąkolwiek polemikę jest co najmniej zbędne. Zmiany pokoleniowe i naturalna ewolucja gatunku to rzeczy nieuniknione i, całe szczęście, coraz większe grono to rozumie. Także w Polsce.
Rap, który znamy dziś, nie istniałby, gdyby nie scena disco. RUN-DMC nie staliby się symbolem komercjalizacji muzyki, gdyby nie rock. Nie powstałoby wiele przebojów, gdyby nie jazzowe czy soulowe sample. To jedna z najbardziej chłonnych, otwartych na inspiracje, ram gatunkowych, jakie oferuje nam muzyka. Rozwój, o którym piszę, sprawił, że dziś definicja rapu jest bardzo płynna. W erze nadmiaru i recyklingu treści próg wejścia jest niesamowicie niski, natomiast sam rynek zunifikował się. W piaskownicy, w której każdy używa tych samych foremek do budowania zamków, coraz rzadziej sięga się po nowe wiaderka.
Czasem buty są po prostu za ciasne
Wciąż zdarzają się na scenie postacie, które nie wpisują się w jeden schemat. Poszukują, mieszają gatunki, robią coś inaczej. Czasem ich alternatywny charakter na dobre spycha ich do podziemia. Bywają jednak przypadki, kiedy dzięki tej nieszablonowości artysta staje w świetle jupiterów. Jedną z takich postaci jest Sobel, który wydał najnowszy album pt. “Napisz jak będziesz”. Krążek zadebiutował 25 kwietnia nakładem Def Jam Recordings Poland. Jak zapowiadał wydawca, jest to album “łączący hip-hop z popem, ze szczyptą ballady”, a “różnorodność artysty stanowi core jego twórczości”.

Staram się być sceptyczny do wszelkich opisów pochodzących od wydawców. Ich zadaniem jest przecież uwypuklić (lub zmyślić) te cechy, które zachęcą słuchacza do kupna albumu lub merchu. W przypadku Sobla w żadne z powyższych stwierdzeń nie wątpię. Autor “Balasany” niejednokrotnie pokazał odbiorcom, jak szeroki jest wachlarz jego możliwości.
Bowiem Sobel już na początku kariery podkreślał, że nie jest kolejnym raperem, jakich wielu. Pierwszą większą popularność zyskał po premierze debiutanckiego “Kontrastu”, również wydanego w rapowej odnodze Universal Music Group. Zaledwie 25-minutowy materiał spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem, cztery lata po premierze osiągając status potrójnej platynowej płyty. Już w 2020 trudno było określić, czy mamy do czynienia z piosenkarzem, czy raperem.
Multigatunkowość kluczem do sukcesu
Trudność ze zdefiniowaniem Sobla w początkowym etapie jego drogi, otworzyła mu ścieżki do niemal nieograniczonej ekspansji. Wśród nawijaczy pojawił się w końcu gość, który wie, jak postawić śpiew i rapowanie na równi. Bez zapraszania kobiet do chórków lub zawodząc na reverbie.
Świadome operowanie wokalem postawiło Sobla w bardzo wygodnej sytuacji. Jego twórczość stała się atrakcyjna zarówno dla fanów popu, jak i słuchaczy rapu, w którym zainteresowany czuje się równie dobrze. Najlepiej obrazuje to album “Pułapka na motyle”, który osiągnął już status diamentowej płyty. Na szczytach list przebojów widzieliśmy rapowego “Bandytę”, uciekające w balladę “Fiołkowe pole” czy bardziej pop-rapowe “Kapie deszcz”. Wachlarz umiejętności, który prezentuje, daje Soblowi samowystarczalność, wpływając na bardziej osobisty charakter jego muzyki. Dobrze obrazują to chociażby “Piękni ludzie” czy “Z tyłu głowy” z nadchodzącego materiału. Drugi z wymienionych singli to również obszerny przegląd arsenału gospodarza, który zgrabnie lawiruje między popem, balladą i rapem w ciągu niecałych trzech minut.

Jeszcze raper czy rapujący piosenkarz?
Próba określenia Sobla jako wykonawcę jest niezwykle trudna, a przede wszystkim – bezcelowa. Nie sposób odmówić mu bardzo dobrego warsztatu rapowego, tym bardziej zanegować umiejętności wokalnych. Jako wokalista świetnie radzi sobie nawet na tle innych gwiazd pop. Jego pozycję piosenkarza ugruntowały m.in. utwory z sanah, czyli najpopularniejszą obecnie polską artystką. Mimo udanych występów obok autorki “Irenki”, są to jedynie dodatki do solowego katalogu.
Z warsztatu Sobla zdają sobie sprawę także inni raperzy. Refreny świdnickiego artysty potrafią wzbogacić single o niezbędne repeat value lub nadać im odpowiedniego wydźwięku, jak w “szarym bloku” Okiego lub “Uzi” Białasa. Nie jest to jednak kolejny “gość od hooków”. Jego udziału w “Dzielnym pacjencie”, “1000 latach” Waimy czy “Testarossie” nie da się spłycić do epizodycznego występu.
Stylistyczny melanż w wykonaniu Sobla przypomina więc spójną mozaikę zamiast mezaliansu gatunków. W polskim rapie to raczej rzadkość, przynajmniej na taką skalę. W dyskusji z pewnością przewinąłby się Taco Hemingway, który nie jest tak plastyczny stylistycznie, lecz ściśle współpracuje z największymi gwiazdami pop, jak Daria Zawiałow czy Dawid Podsiadło. Bardzo wyraźnie skręcił w te rejony także Kuban, lecz w porównaniu do Sobla nie wydaje się tak barwny wokalnie.
Mimo imponującego warsztatu, moja relacja z twórczością Sobla jest skomplikowana. Trudno nie docenić wszechstronności, której brakuje wielu raperom. Jako wokalista ujmuje mnie emocjonalną mocą swojego głosu, zaś jako nawijacz elastycznością flow. Nie umiem jednak przejść obojętnie obok płytkich tekstów i ogólnej monotematyczności, przykrywanych płaszczem artyzmu. Ten, choć nie zakrywa zbyt wiele, wystarczył, żeby skomponować nieszablonową i wartą uwagi kreację, która zachwyciła tłumy.
Przeczytaj też:
Poprzedni artykuł
Następny artykuł