Kategorie
eBilet

Wywiad

Marcin Zarzeczny w serialu z Michaelem Fassbenderem. “Zrozumiałem, co znaczy mieć swoje pięć minut”

Marcin Zarzeczny w serialu "The Agency"/Materiały prasowe

– Dobitnie się przekonałem, że wyborom muszę się uważniej przyglądać, zawsze kierować się głosem serca – mówi Marcin Zarzeczny. Opowiada o swojej aktorskiej drodze, zawodowych wyzwaniach i ostatnim ekscytującym projekcie – serialu "The Agency", w którym zagrał u boku Michaela Fassbendera i Richarda Gere’a.

Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl

Ula Korąkiewicz: Czujesz, że jesteś w wymarzonym zawodowym momencie?

Marcin Zarzeczny: Na pewno moment, w którym się znalazłem, to nie jest przypadek. Jakoś uparłem się na tę moją ścieżkę i konsekwentnie nią idę. I ta ścieżka uczy mnie życia. I wyborów.

To znaczy?

Kilka lat wstecz nieświadomie rezygnowałem z zawodu. Na rzecz uczenia i prowadzenia agencji aktorskiej. Do tego, żeby się przyjrzeć temu, co się u mnie aktorsko dzieje, inspirowała mnie dopiero jakieś półtora roku temu moja nauczycielka. I byłem na to nawet obrażony. Nie było czemu się przyglądać. Praktycznie nic się nie działo. Ale po naszym warsztacie zdecydowałem się zawiesić działalność agencji po to, żeby znaleźć czas i przestrzeń, żeby mogło coś się zadziać. Dwa dni później znalazłem się w castingu do brytyjskiego serialu. I w nim zagrałem. W tym samym tygodniu pojawiły się dwie kolejne propozycje i zdałem sobie sprawę, że świat jednak sprzyja, jeśli podejmuje się decyzję w związku z tym czego się od niego chce. Słyszę pytania czy się cieszę swoimi pięcioma minutami. I wczoraj moja nauczycielka uświadomiła mi, że w tych pięciu minutach to jestem już od ponad roku. Zrozumiałem, że 5 minut to jest być w twórczym flow. I ja rzeczywiście jestem w twórczym flow jakieś półtora roku. Agencja to moja ósma produkcja, którą współtworzyłem w przeciągu tego czasu.

Nie bez powodu zaczęłam od tego pytania. Nie masz wrażenia, że monodram, który stworzyłeś przed kilkunastoma laty to dziś spektakl-paradoks? Albo świetna ironia losu? “Zwierzenia bezrobotnego aktora” sprawiły, że byłeś zapracowany, dałeś się poznać nie tylko w Polsce. Jeździłeś po świecie, no i spełniłeś wtedy marzenie o graniu w teatrze.

Ten monodram wynikał z mojej miłości do aktorstwa i ludzi. Dał mi lekcję, za którą jestem ogromnie wdzięczny. Odkryłem na przykład, że potrafię pisać świetne rzeczy, jeśli piszę prosto z serca. I przekonałem się, że jestem sprawczy. To poczucie sprawczości było na tyle wymierne, że okazało się, że mogę robić swoje rzeczy i że zabezpieczą mnie one finansowo. Świat odpowiedział mi wtedy naprawdę wspaniałym poczuciem humoru. Kto by się spodziewał, że przez parę lat będę utrzymywać się z grania spektaklu o bezrobociu? Dzielenie się tym tematem pod wieloma względami było trudne, ale przede wszystkim pełne satysfakcji z tego, że przez półtorej godziny mogłem pobyć w tym temacie z widzami i z tego, że tak wielu z nim rezonowało. Wspaniale jest czuć, że wniosłem do świata jakąś wartość.

Czego cię to doświadczenie nauczyło?

Nauczyłem się na tej mojej drodze wielu różnych rzeczy. Potrzebowałem czasu, żeby to zrozumieć. Najważniejszą lekcją jest dla mnie to, że niezależnie od tego, co robię, a na dobrą sprawę mógłbym i piec ciasta, to żeby robić to dobrze, przede wszystkim muszę wiedzieć: po co. I jeśli coś mi nie wychodzi – umieć się cofnąć i przyjrzeć temu, z jaką intencją wystartowałem. Nieraz musiałem sobie przypomnieć że to wszystko wynika z miłości. Że kocham grać, opowiadać historie. To nie tylko lekcja aktorstwa, ale lekcja życia w ogóle.

Lekcja o tym, że żeby się rozwijać, muszę przyjrzeć się temu, co mnie napędza, i też temu co mi nie służy, co blokuje. O tym, że prawda, czasami bywa trudna, ale ostatecznie naprawdę czerpię z tego radość. Że mogę robić to, co robię, że jestem w stanie podejmować duże wyzwania, trudne tematy. Że nawet jeśli mam na planie przed sobą 12 godzin błagania o życie, to robię to w lekkości, w totalnej frajdzie. Że widzę, jak się zmieniam i bardzo to lubię. Że dzięki zmianom w moim życiu pojawiają się nowe rzeczy, coraz większe wyzwania.

A nie pomylę się, jeśli powiem, że mocna, drugoplanowa rola w “Supernovej” Bartka Kruhlika była szczególnym momentem w twojej aktorskiej drodze?

Bardzo ważnym momentem. Szczególnie, że kiedy się pojawił, przechodziłem załamanie. Nie wierzyłem w siebie, a tym bardziej w moje aktorskie umiejętności. Telefon od Bartka z zaproszeniem na zdjęcia próbne zastał mnie na próbach do spektaklu. Nie byłem z nich zadowolony, ale pomyślałem wtedy: „Marcin, jeśli w ogóle chcesz w to wejść, ani na chwilę nie możesz w siebie wątpić. Pamiętam, że już na następnej próbie w teatrze diametralnie zmieniła się jakość mojej pracy. Rola w “Supernovej” ustawiła mnie do pionu. To jeden z moich najważniejszych zawodowych punktów. Jeden z trzech. Bo to oczywiście też “Zwierzenia bezrobotnego aktora”, no i teraz – “The Agency”. Są dla mnie najważniejsze szeroko patrząc, ze względu na to, co się w związku z nimi ze mną działo.

Zostańmy chwilę przy zawodowym rozwoju. Bo to zasługa techniki aktorskiej, którą pracujesz. Holywoodzkiej techniki.

Wspaniałej. Technika Ivany Chubbuck bardzo mi służy. Jest głęboka, bliska mojemu sercu i nauczyła mnie pasjonującego spojrzenia na aktorstwo. Bo w rzeczywistości to historia o rozumieniu człowieczeństwa. Chodzi o to, żebym odnalazł w sobie potrzeby postaci, w którą się wcielam. Żeby im się przyjrzeć, przeżyć je, zbadać. Sprawdzić, czy to, czym żyje bohater może mi pomóc coś zmienić, przepracować, lepiej zrozumieć siebie. Tu nie ma miejsca na ocenę postaci. I to mi się najbardziej podoba. Bo jeśli grasz kogoś w ocenie, to tak naprawdę oceniasz siebie, a więc nie masz odwagi spojrzeć na własną rysę, ciemniejszą stronę. Skoro rządzi tobą strach, to gdzie w tym wszystkim rozwój?

Moim zdaniem temu też służy aktorstwo – jest przyczynkiem do tego, żeby ewoluować. No i fascynują mnie próby zrozumienia postaci – co się wydarzyło i co kieruje człowiekiem, który decyduje się kogoś zabić? Albo co spotkało kogoś, kto uważa, że nie ma najmniejszych szans, żeby być szczęśliwy? Odpowiedzi na pytania muszę znaleźć w sobie. Choć trzeba mieć na uwadze, żeby robić to świadomie. Podchodzę do tego czasem z większą, czasem z mniejszą odwagą, ale to naprawdę cudowna podróż. I drugim wielkim wsparciem jest nauka Metody Spectrum of Creation, gdzie uczę się tworzenia. I kiedy czuję, że coś nie idzie, sesjuję blokujące przekonania z moimi nauczycielkami. I to co wyżej powiedziałem, to suma pracy obiema metodami.

Marcin Zarzeczny/Materiały Prasowe

A skąd właściwie wzięła się w twoim życiu technika Chubbuk?

Właśnie z wcześniejszych niepowodzeń. Miałem ich za sobą naprawdę dużo i czułem, że potrzebuję konkretnych narzędzi wspierających moją pracę. Miałem dużą potrzebę uczenia się czegoś co da mi konkretne narzędzie aktorskie. I znalazłem Ivanę Chubbuck, jedną z najważniejszych trenerek aktorskich w Los Angeles. W podobnym czasie okazało się, że jeden z moich kolegów przeczytał jej książkę, drugi, którego spotkałem na planie w Łodzi, zrobił wcześniej jej kurs w Londynie i gorąco mnie do tego namawiał. Bardzo chciałem, ale to był okres pandemii – jedyną opcją były zajęcia online. Nie byłem przekonany do “onlajnowej” formy kursu, ale świat dawał mi takie znaki, że nie mogłem ich zignorować. A potem po pandemii i tak poleciałem do Stanów. Pracowałem z Ivaną prawie dwa lata i nie mam wątpliwości, że ta decyzja ugruntowała mnie w aktorstwie. Sam z resztą stałem się licencjonowanym nauczycielem tej Techniki na Polskę, Czechy i Słowację.

Marcin Zarzeczny w serialu “The Agency”/Materiały prasowe

Głębokie zaangażowanie, o którym mówisz, to zanurzanie w emocjach postaci – często skrajnie różnych od ciebie. Często w trudnych emocjach – z których trudno się otrząsnąć. Spotykasz się w swojej pracy z pytaniami, czy da się w ogóle od nich odciąć?

Coraz częściej częściej słyszę pytanie: “jak zagrać świetnie, ale tak, żeby nie bolało”? Tak się nie da. Prawda, nie lubimy trudnych emocji, nie pozwalamy sobie w nie wchodzić. Ale skoro będąc w postaci już odczuwamy ból, złość, smutek, rozczarowanie, tęsknotę, to przecież nie po to, żeby w nich tonąć, tylko je przepracować, znaleźć paliwo do działania, żeby się z nimi rozprawić, uleczyć ducha. Głęboko w to wierzę, że żeby zachować zdrowie trzeba leczyć i ciało, i ducha. Temu też służy sztuka. Dlatego, kiedy staję przed zadaniem zagrania postaci diametralnie różnej ode mnie, której działania absolutnie neguję w realnym życiu, tym bardziej znajduję w sobie odwagę, żeby dostrzec w sobie tę ciemną stronę. Nie mogę iść przez życie myśląc, że jestem aniołem. To ani szczere, ani uczciwe.

Diametralnie różną postacią jest z pewnością jest Alexiei, białoruski agent, którego zagrałeś w “The Agency”. To znowu, skomplikowana rola. Pole do popisu. Przygotowując się do zagrania, polubiłeś w jakimś stopniu swojego bohatera? Co było najtrudniejsze do zagrania, a co kręciło?

Nie patrzę na role jako pole do popisu tylko z perspektywy oddania tej historii, którą przechodzi bohater. Szukam znaku równości i ten znak równości powoduje, że zaczynam szczerze kochać swojego bohatera. Przecież on przechodzi takie historie jak my wszyscy, jak ja. Jest inaczej skonsturowany, podejmuje inne decyzje, ale przechodzi to samo. To jak wtedy nie kochać drugiego człowieka, który dokładnie siedzi w tym samym co ja?

Marcin Zarzeczny i Michael Fassbender w serialu “The Agency”/ Materiały prasowe

Pytam o to, dlatego, że na mnie duże wrażenie wywarła scena przesłuchiwania przez CIA. Scena mocna i bardzo wymagająca. Jak się do niej przygotowałeś? Jak wydobyłeś z siebie takie pokłady emocji?

Pracowałem dokładnie nad tym, co jest celem i motywacją mojej postaci, co uważa za niezbędne do przeżycia i szukałem między nami znaku równości. W przypadku scen przesłuchania, poza moim super solidnym przygotowaniem, ogromną inspiracją stał się kostium. Wróciły do mnie wspomnienia mojego dziadka, który był więźniem obozów pracy i przeżył komorę gazową. Czułem przed jedną ze scen, że jestem już bardzo mocno ugruntowany w swoim paliwie wypracowanym w ramach przygotowań domowych i prób. Przyszła do mnie myśl, że mogę sięgnąć po jeszcze więcej włączając inspirację, która przyszła do mnie po założeniu kostiumu. Czułem, że żeby tam wejść, potrzebny mi jest krzyk, że muszę użyć swojego głosu. Więc siedziałem tak w kontenerze, przywiązany do krzesła, w ciemności i zacząłem krzyczeć, zadałem sobie tylko pytanie co pomyślą o mnie ludzie na planie i zdecydowałem, że wyrażenie historii mojej i dziadka jest dla mnie ważniejsze od oceny innych.

Po nakręceniu pierwszej sceny z cyklu przesłuchaniowego, kiedy wyszedłem na pierwszą przerwę, podszedł do mnie chłopak i powiedział: “Marcin, świetna robota. Widziałem, że parę osób przy monitorach płakało”. I ja wtedy pomyślałem: nieźle, przecież to dopiero początek. Wyszło świetnie, dlatego, że byłem świetnie przygotowany i pracowałem ze świetnymi ludźmi, i ze wspaniałym reżyserem Joe Wrightem, który był ze mną w tej podróży blisko. Byłem otwarty na inspiracje, które mogły do mnie przyjść z każdej strony i dałem im się prowadzić. A w nagrodę dostałem brawa na planie, wiadomości od widzów i znajomych zza granicy, którzy już mieli okazję widzieć serial. I pisali mi, że bardzo przeżyli moje sceny i że wywróciłem duszę na lewą stronę.

Lepszego komplementu aktor chyba nie może usłyszeć.

To było przemiłe. Ale potwierdza też to, że jeśli jestem w pełni oddany roli, podejmuję wyzwanie opowiedzenia historii i robię to szczerze, to to porusza widza. A koniec końców wszystko, co robimy, robimy nie tylko dla siebie, ale też i dla widzów. Naprawdę świetnie czyta się później takie wiadomości. Cieszą mnie też wiadomości od widzów z Wielkiej Brytanii, którzy mieli okazję obejrzeć serial “Out there”. Jedna widzka napisała mi na przykład, że ogląda wszystkie sześć odcinków w tę i z powrotem, bo miałem małą rolę, a szkoda, bo chciałaby widzieć mnie na ekranie więcej po obejrzeniu “The Agency”. To bardzo miłe.

Ale to nie jedyne pochwały, które zebrałeś. W socialach pisałeś, że wiele usłyszałeś od Michaela Fassbendera.

Mam świetne wspomnienia ze spotkania z Michaelem. Dostałem od niego mnóstwo ciepła i uznania. Cenił moje zaangażowanie. Rozmawialiśmy między ujęciami i przybijaliśmy sobie piątkę. Bardzo fajnie się z nim grało, czułem, że mam świetnego partnera, z którym można się bawić i w scenie rywalizować o to, kto wygra. Naprawdę dobre doświadczenie, ale tu nie chodzi tylko o Michaela.

Dużo świetnego feedbacku tak naprawdę dostawałem na każdym kroku, i od Richarda Gere’a, i reżyserów, producentów, nawet od panów kierowców. Mnie również z nimi świetnie się pracowało. I cieszę się, że miałem ogromną przyjemność pracować ze wspaniałymi, cenionymi twórcami filmowymi. Z Dixie Chassay, która była odpowiedzialna za casting, a pracowała wcześniej przy fantastycznych “Biednych Istotach” czy “Faworycie”. Z Joem Wrightem, reżyserem m.in. “Dumy i uprzedzenia” i “Pokuty”. Cudownie było obserwować go przy pracy i widzieć, że cieszy się z niej jak dziecko.

Marcin Zarzeczny w serialu “The Agency”/Materiały prasowe

Takie momenty przypominają, że mimo że spotykasz się z ludźmi, których podziwiasz, to zwyczajnie grasz do tej samej bramki. Że w tym momencie nie jest ważne, kto jest bardziej rozpoznawalny, a że działacie na tym samym poziomie. Chyba nie ma lepszej lekcji partnerstwa.

Dokładnie. Znalazłem się we wspaniałym gronie, z którym dodatkowo współdzielę wartości. Nie mogłem wystartować z poczuciem “gorszego”. Albo próbując udowadniać, że zasługuję na to, żeby znaleźć się w tym gronie. Skończyłoby się to fatalnie. Jadąc tam bardzo dobrze wiedziałem, że cokolwiek by się działo, muszę się trzymać swojej wizji, opartej na równości, na partnerstwie, na zaangażowaniu. No i miłości do opowiadania historii. Dzięki temu miałem dostęp i do emocji, i do swojego potencjału. A na planie – naprawdę, czułem się na swoim miejscu. Ale wcześniej, uwierz, zdarzało się, że dyrektorzy teatrów mówili mi wprost, że nie chcą się ze mną spotykać, bo skończyłem Studium Aktorskie w Olsztynie. Że po takiej szkole nie mam prawa być na scenie.

Tym bardziej ten przeskok w podejściu buduje. A nie jest przypadkiem tak, że poza oczywistym, chociażby znacznie większym budżetem, różnicą między pracą w polskich i zagranicznych produkcjach jest właśnie to podejście, nastawienie na kolektywną pracę?

Mam po tych moich wszystkich doświadczeniach poczucie, że jeśli doświadczenie okazuje się kiepskie, to dlatego, że ryba psuje się od głowy. Ale mam to szczęście, że międzynarodowe produkcje, w których pracowałem, w Wielkiej Brytanii i Estonii, tę głowę miały zdrową. W “The Agency” pracowało się w wysokich jakościach. Na własnej skórze przekonałem się, co znaczą “amerykańskie standardy”. Grasz dwujęzyczną rolę, po angielsku i po rosyjsku – masz świetnego coacha językowego. Wchodzisz na plan i za każdym razem witają cię po imieniu, bo są świetnie przygotowani i wiedzą, kim jesteś.

Dla mnie to wspaniała jakość współpracy. Troska o każdego, nawet odgrywającego najmniejszą rolę. Dbałość o to, żeby po prostu było dobrze, bo wszystkim zależy, żeby pracę wykonać dobrze w miłej atmosferze. Miałem świetny komfort pracy, pod każdym względem. O nic nie musiałem się dopraszać, czułem się naprawdę zaopiekowany. Do tego stopnia, że na przykład – nikt nie miał problemu z tym, by wydłużyć mi “plan pracy” tylko po to, żebym mógł pójść na imprezę z okazji pożegnania lata, którą dla wszystkich zorganizował Michael. Naprawdę, całość była czystą przyjemnością.

Jakiego kierunku byś sobie życzył? Domyślam się, że na mapie są nie tylko kolejne międzynarodowe produkcje. Co dalej?

Życzę sobie pięknych ról. Może już nie tak bardzo związanych z odzyskiwaniem mocy jak w przypadku Alekseia Orekhova czy wielu innych postaci jakie tworzyłem, ale takich, które w najciemniejszych historiach umieją dostrzec nadzieję w sytuacjach, gdzie mogłoby się wydawać, że już na nią nie ma miejsca. Chcę tworzyć rolę o nadziei i miłości. Obecnie nie mam żadnej nowej pracy, jestem na etapie castingów i poszukiwań agenta w Polsce.

Czyli teraz, oczywiście mając na uwadze zdobytą wiedzę i doświadczenie, moglibyśmy stwierdzić, że tym bardziej dajesz się ponieść zawodowej przygodzie?

Myślę, że wykochałem sobie to, co teraz do mnie przychodzi. Bardzo chciałem takich wyzwań. Wcześniej zdarzały mi się projekty, z których nie byłem zadowolony, a raczej – nie byłem zadowolony ze swojej pracy. Ale to była dla mnie lekcja. Dobitnie się przekonałem, że wyborom muszę się uważniej przyglądać, zawsze kierować się głosem serca, nawet kosztem tego, że przez jakiś czas tej pracy znowu mieć nie będę. Podejmując kolejne decyzje muszę być świadom tego, z jakiego miejsca je podejmuję i co się z tym wiąże. Ale oczywiście, z otwartymi ramionami pracuję na nowe wyzwania i jestem ciekaw, z kim w najbliższym czasie przybiję piątkę na planie.

“The Agency” (polski tytuł: “Agencja”) to polityczny thriller, remake słynnej francuskiej produkcji, znanej w Polsce jako “Biuro Szpiegów”. Serial jest dostępny w Polsce na platformie SkyShowtime. Premiera 10 lutego. 

Gorące wydarzenia

Gorące wydarzenia

PGE Projekt Warszawa sezon 2024/2025

04.05.2025-04.05.2025
Warszawa

Orange Warsaw Festival 2025

30.05.2025-30.05.2025
Warszawa

Gdzie na Majówkę w 2025?

WSZYSCY JESTEŚMY KACPERCZYK TOUR

22.10.2025-22.10.2025
Gdynia, Katowice, Lublin i inne

Alphaville – Forever Young

04.10.2025-04.10.2025
Szczecin, Warszawa, Wrocław

Strefa 57 Festival

02.05.2025-02.05.2025
Przytkowice

JIMEK & GOŚCIE – SUBKLASYKA TOUR

17.05.2025-17.05.2025
Gdańsk/Sopot, Szczecin

EKIPA festiwal 2025

20.06.2025-20.06.2025
Kraków

FIBA EuroBasket 2025

28.08.2025-28.08.2025
Katowice

12 points go to… Finał Eurowizji 2025 w kinie

17.05.2025-17.05.2025
Warszawa

Mecze Towarzyskie Reprezentacji Polski w piłce siatkowej

23.05.2025-23.05.2025
Gliwice, Katowice, Koszalin

COMA RE-START: Gra o Wszystko

17.10.2025-17.10.2025
Gdańsk/Sopot, Katowice, Kraków i inne

Męskie Granie 2025

27.06.2025-27.06.2025
Gdańsk, Kraków, Poznań i inne

CEV Champions League Volley 2025 / Final Four

16.05.2025-16.05.2025
Łódź

Fangor Pulsacje

13.09.2025-13.09.2025
Gdańsk/Sopot, Katowice, Łódź i inne

Sunrise Festival 2025

01.08.2025-01.08.2025
Kołobrzeg

AC/DC

04.07.2025-04.07.2025
Warszawa

Las Festival 2025

25.06.2025-25.06.2025
Lubawka

OFF Festival Katowice 2025

01.08.2025-01.08.2025
Katowice

Be Active Tour 2025 powered by Reebok Ewa Chodakowska

10.05.2025-10.05.2025
Gdańsk/Sopot, Kraków, Łódź i inne

Orange Warsaw Festival 2025

30.05.2025-31.05.2025

Gdzie na Majówkę w 2025?

01.01.1970-01.01.1970

Alphaville – Forever Young

04.10.2025-29.11.2025

Strefa 57 Festival

02.05.2025-13.09.2025

EKIPA festiwal 2025

20.06.2025-21.06.2025

FIBA EuroBasket 2025

28.08.2025-04.09.2025

COMA RE-START: Gra o Wszystko

17.10.2025-07.12.2025

Męskie Granie 2025

27.06.2025-23.08.2025

Fangor Pulsacje

13.09.2025-16.11.2025

Sunrise Festival 2025

01.08.2025-03.08.2025

AC/DC

04.07.2025-04.07.2025

Las Festival 2025

25.06.2025-25.06.2025

OFF Festival Katowice 2025

01.08.2025-02.08.2025