Samodzielne pisanie tekstów w polskim rapie przechodzi do lamusa? Raperzy coraz częściej chwalą się tworzeniem piosenek na zlecenie lub zarzucają innym korzystanie z tego typu usług. Chociaż ghostwriting przestał być tematem tabu, artyści jeszcze nie są gotowi, by grać w otwarte karty.

Maggie Reilly: “Nie spodziewałam się, że ‘Moonlight Shadow’ będzie takim hitem”
Z dala od mediów społecznościowych, ale blisko wielu pokoleń wiernych słuchaczy. Maggie Reilly od wielu lat kultywuje swoją misję, stale uzupełniając swój muzyczny katalog i dając wyjątkowe koncerty. Już wkrótce wystąpi w Polsce, a przed wydarzeniem udało nam się z nią porozmawiać.
12.09.2025
Martyna Kościelnik
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Martyna Kościelnik: Ogromny staż na scenie sprawił, że jesteś postrzegana przez wielu twórców jako idolka. Czas, by to pytanie padło w twoją stronę – kto jest lub był twoim idolem? Kto sprawił, że zaczęłaś interesować się muzyką?
Maggie Reilly: Mój tata. Był wokalistą, gdy byłam dzieckiem, więc zawsze podziwiałam jego głos. Śpiewałam z nim na imprezach i w domu, a czasami zabierał mnie na koncerty. Myślę, że to on od początku wskazał mi tę drogę.
Tak wyglądał twój początek, a teraz czasy i podejście do muzyki się zmieniło. Stawiałaś swoje pierwsze sceniczne kroki jeszcze przed erą mediów społecznościowych. Jak oceniasz proces dotarcia do słuchacza w tych czasach? Jak myślisz, czy media społecznościowe dodatkowo angażują słuchaczy? A może ich rozpraszają?
Szczerze mówiąc, nie wiem, nie mam zbyt wiele wspólnego z mediami społecznościowymi, to nie jest przestrzeń, na której pracuję. Zauważyłam, że inni twórcy używają ich do udostępniania fragmentów swoich piosenek, dzięki czemu fani mogą się dowiedzieć, co robią. Sama nie jestem z tym specjalnie zaznajomiona, więc się w to nie bawię, bo nie wiem, jak to działa. Myślę, że po prostu podążam tą samą ścieżką, którą kierowałam się zawsze – czyli grać na żywo i liczyć na to, że słuchacze przyjdą i będą się ekscytować utworami. Mam nadzieję, uda mi się tak dalej funkcjonować, bo nie do końca rozumiem tych wszystkich współczesnych rzeczy.

Maggie Reilly – Moonlight Shadow Tour 2025
Jakie to uczucie, gdy widzisz, że publiczność dorastała i dojrzała razem z tobą?
To bardzo ciekawe, bo w zależności od tego, gdzie jestem i co robię, grupa wiekowa moich odbiorców jest bardzo różna. Mogą to być małe dzieci, które lubią moje piosenki, bo ich rodzice i dziadkowie im je puszczali albo słyszały je w radiu, więc później przychodzą z rodziną na koncerty, festiwale plenerowe i tak dalej. To całkiem miłe, że mam zróżnicowaną publiczność, że nie są to tylko ludzie, którzy dorastali tylko w tym samym czasie, co ja. Cieszy mnie to, że moja nowsza twórczość trafia do różnych grup wiekowych. Wiesz, ludzie słyszą je i mówią: “O, podoba mi się to, to interesujące”. Nie chciałabym być ograniczona do jednej grupy wiekowej, jeśli chodzi o materiał, więc to wspaniałe, jeśli stworzę piosenkę, która jednoczy i porusza słuchaczy w różnym wieku.
Jaką atmosferę koncertową cenisz bardziej: wielkie sceny czy kameralne występy?
Lubię oba. Mają zupełnie inną energie. Festiwale plenerowe są fantastyczne, ponieważ wszyscy są tam, by się bawić, a atmosfera jest zależna od pogody. Jeśli jest bardzo słonecznie, ludzie świetnie się bawią. Jeśli pada – ludzie też się bawią, ale w innym stylu, wiesz, z parasolkami i płaszczami przeciwdeszczowymi. Ale mniejsze koncerty też są świetne, bo mają bardziej kameralny klimat, co jest idealną przestrzenią do zaprezentowania repertuaru o podobnej, intymnej atmosferze.

Skoro mówimy o piosenkach – czy jest w twoim repertuarze utwór, który stał się hitem, chociaż sama się tego nie spodziewałaś?
Całkiem sporo utworów mnie tak zaskoczyło. Ale myśląc o całości, wydaje mi się, że “Moonlight Shadow” stał się największą niespodzianką. Gdy ją nagrywaliśmy, wszyscy ją kochaliśmy, ale nie sądziliśmy, że będzie tak długowieczna. Chodzi o to, że była popularna już od wydania i przez lata zdobywała nowych fanów, którzy ją uwielbiali. To niesamowite! Dla nas była po prostu miła piosenka z folkowym klimatem, a w żadnym wypadku nie przypuszczaliśmy, że do tej pory będzie aż tak popularna.
Polecamy na eBilet.pl
Jak wyglądała kobieca scena muzyczna w latach 80.? Czy uważasz, że kobietom było “ciężej” się przebić do mainstreamu?
Cóż, nigdy tak nie myślałam. Nie wiem, czy to dlatego, że dorastałam w Glasgow z bardzo silną mamą i babcią, które zawsze dawały mi silne poczucie tego, że jestem równa każdemu. Zawsze pracowałam z chłopakami w zespole i nigdy nie czułam się gorsza od żadnego z nich. Zawsze czułam się równa, a może nawet w pewnym sensie uprzywilejowana, będąc kobietą. Nigdy nie miałam poczucia, że to, co robię, stanowi jakiś problem. Miałam naprawdę dużo szczęścia. Wiem, że inni czasem mogli mieć z tym trudności. Ja nigdy ich nie miałam. Myślę, że zawsze było wiele kobiet w branży. Czasami nie były aż tak widoczne, ale zawsze było mnóstwo wokalistek na listach przebojów. Jeśli cofniesz się do lat 60., masz wiele tych amerykańskich zespołów. Wiesz, Tina Turner, The Shirelles, było wtedy dużo girlsbandów. Suzi Quatro też gra od lat, zawsze była liderką grupy. To wszystko, co mogę powiedzieć. Może po prostu miałam szczęście. Ale wciąż uważam, że w muzyce zawsze było dużo kobiet. Dla mnie one zawsze tam były, więc nie widzę żadnej różnicy między przeszłością a teraźniejszością. Kobiety zawsze były obecne i robiły mnóstwo świetnych rzeczy.

Czy odczuwałaś różnicę w śpiewaniu samodzielnym a śpiewaniu jako gość na płytach? Czy te procesy nie robią ci żadnej różnicy? Czy śpiewa się równie swobodnie?
Lubię oba. Robi się ciekawie, gdy zaprasza mnie do współpracy ktoś, kto wykonuje zupełnie coś innego, niż oczekuje się tego ode mnie. Tak było na przykład z The Sisters Of Mercy – nikt się tego nie spodziewał, a dla mnie to było naprawdę świetne doświadczenie. Jestem otwarta na współpracę z innymi, ponieważ sprawia mi to przyjemność i pozwala się oderwać od tego, co robię sama. Ale lubię też śpiewać piosenki i interpretować utwory innych cenionych przeze mnie artystów. Oba przypadki są dla mnie korzystne.
Przeczytaj też:
Polecamy na eBilet.pl
Jaką współpracę muzyczną wspominasz najlepiej?
Myślę, że to będzie Jack Bruce. Od dawna byłam jego ogromną fanką, miałam jego wszystkie solowe albumy, a później poznałam go osobiście i polubiłam na żywo. Po jakimś czasie zadzwonił do mnie i zapytał, czy mogłabym z nim trochę pośpiewać. Trochę w to nie wierzyłam, bo on zawsze był moim bohaterem, wiesz? To tak, jakby John Lennon zadzwonił i zapytał o możliwość wspólnego nagrania piosenki na album. Zawsze to miło wspominam, jak każdą inną współpracę. Świetnie było z The Stranglers. Lata temu robiłam też coś z Mike’em Battem. Świetnie wspominam wspólny czas Nickiem i Davidem z Pink Floyd. Lubię kooperacje. To naprawdę ciekawe doświadczenie, gdy wkracza się w czyjąś muzykę i zastanawia się, jak się w nią wpasować.
Czy planujesz nawiązanie nowych kooperacji w najbliższej przyszłości?
Poproszono mnie o zrobienie kilku rzeczy i mam nadzieję, że znajdę na to czas, bo to właśnie on odgrywa główną rolę. Chodzi o to, by sprawdzić, czy się dopasujemy, czy da się wszystko zorganizować tak, by się spotkać, nagrać… Ale tak, mam kilka rzeczy i mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować w ciągu kilku najbliższych miesięcy.
Twoja ostatnia płyta – “Elfinguard” – jest przepełniona mitologią i legendami. Jak wspominasz proces twórczy nad albumem? Skąd konkretnie czerpałaś informację i wiedzę z tej tematyki?
Cóż, w zasadzie Stuart i ja już jakiś czas temu postanowiliśmy, że pracujemy nad musicalem i chcieliśmy, by opowiadał o folklorze i tradycjach Szkocji – z wykorzystaniem krajobrazów i różnych opowieści, które połączyliśmy. Początkowo widzieliśmy to jako spektakl teatralny, a im dłużej nad tym pracowaliśmy, tym bardziej utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że to powinno przybrać formę albumu. W ten sposób mielibyśmy płytę, a jeśli projekt teatralny faktycznie powstanie, to muzyka będzie już gotowa i stanowiłaby solidną bazę, na której możemy dalej się rozwinąć. I tak właśnie zrobiliśmy. Chcieliśmy wykorzystać elementy szkockiej natury, jak The Five Sisters of Kintail, czyli pasmo górskie, czy wir wodny Corryvreckan. Ujęliśmy wszystkie miejsca, wokół których dorastaliśmy na wsi i staraliśmy się wpleść coś na kształt baśni. To był główny zamysł i mam nadzieję, że udało nam się go oddać.
Czy planujesz pracę nad nowym materiałem?
W tej chwili pracujemy nad próbami do koncertów, bo chcemy wprowadzić kilka nowych piosenek, których jeszcze wcześniej nie graliśmy. Potem, pod koniec trasy w październiku, planujemy nagrać trochę nowego materiału oraz kilka utworów, których jeszcze oficjalnie nie wydaliśmy, a mamy je w formie demo i od dawna planujemy je zarejestrować. Pomysł jest taki, by na początku roku ukazała się nowa płyta zespołu – i wtedy będziemy mogli znowu ruszyć w trasę, tak, żeby album wyszedł jeszcze przed nią. Taki mamy plan. Jest jeszcze kilka projektów w Hiszpanii w marcu przyszłego roku, a oprócz tego różne rzeczy z zespołem tu i tam. W następnym miesiącu mamy jeszcze kilka występów i zobowiązań do dokończenia. Ale zasadniczo głównym celem jest nagranie nowej płyty i wydanie jej na początku roku.
Zanim Maggie Reilly przystąpi do pracy nad nowym albumem, ruszy w trasę, podczas której dwukrotnie wystąpi w Polsce. Koncerty odbędą się 30 września w Starym Maneżu w Gdańsku oraz 1 października w warszawskiej Progresji.
Przeczytaj też:
Poprzedni artykuł
Następny artykuł