Muzyka rap nigdy nie była gatunkiem jednolitym. Inspiracje zbierane z różnych zakątków kultury i sztuki wpłynęły na powstanie i rozwój licznych odnóg, które dziś funkcjonują jako osobne twory. Wielu raperów, wciąż eksperymentując z brzmieniem, wychodzi przed szereg, stając w opozycji do licznych, podobnych sobie, twórców. Wśród nich jest chociażby Sobel, którego muzyka wyróżnia się na tle polskiej sceny muzycznej.

Lady Gaga powraca. Dlaczego “Mayhem” to najważniejsza muzyczna premiera tego roku?
The queen is back! Już 7 marca światło dzienne ujrzy długo oczekiwany album Lady Gagi. “Mayhem” to jednak coś dużo, dużo większego niż zwykła piątkowa premiera. To nawet coś większego niż (wow) nowa płyta Lady Gagi.
05.03.2025
Maja Kozłowska
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Lady Gaga, jak słusznie wskazuje jej artystyczny pseudonim, w artystycznym świecie jest arystokratką. Skromną – nie przyjęła samozwańczej korony. Swoją pozycję wypracowała latami niezrozumienia, ciężkiej pracy, talentem: takiego efekciarstwa nie było ani przed nią, ani po niej. Koncept artystki poszedł w parze z rewolucją, a po latach od kontrowersyjnego i jakże pamiętnego debiutu, Lady Gaga ponownie prowadzi lud na barykady.

“Mayhem” – najważniejsza premiera tego roku?
Świat jest przedziwnym konstruktem: momentalnie niebezpiecznie idealnie zaplanowanym. Złota formuła, ciąg Fiboncciego, cykliczność. Rytm dnia wyznaczany przez słońce, rytm pracy (niegdyś) przez pory roku, rytm słuchanej muzyki przez trendy. Te: przychodzą, odchodzą, wracają. Do niedawna w popie prym wiodły dwie ścieżki: quality pop i ejtisy, ewentualnie ich miks. Samplowanie starych bangerów weszło artystom w krew, Zetki nawet się nie łapią, że słuchają nowej wersji starej piosenki. Elegancki, czysty miks nawet nieźle brzmi z głośnika z promocji i zapasowych słuchawek. Potem: bum. Fala nostalgii oświetliła łaską lata 2000-2010, które w mainstreamie nie kojarzą się z jakością. Radiowa masówa, parę wyjątków i… Lady Gaga.
“Mayhem” będzie więc powrotem do popowych korzeni artystki. Tych najgłębszych, sięgających “The Fame”, białej peruki z grzywką, “Just Dance” przez sukienkę z mięsa, ikonicznego klipu do “Bad Romance” czy ukłonu w stronę społeczności LGBT utworem “Born This Way”. “Abracadabra” i “Disease” podkreśliły tę paralelę; muzyka jest jakby brudnawa, trochę obrzydliwa, kampowa. 100 procent Gagi w Gadze, podróż w czasie i bangery: bangery, jakich nie było od kiedy Jessie Ware zrobiła “What’s Your Pleasure”, pracując na podobnym mechanizmie wyczekiwanego powrotu.
Lady Gaga ma nas w garści. “Mayhem” klasykiem jeszcze przed premierą?
Mogę dać sobie uciąć – no może nie całą rękę, ale tak z parę palców – że rewolucja obejmie większą część branży, niż tylko bandę fanów gotową całować Lady Gagę po stopach za sam fakt, że oddycha. Artystka co prawda od zawsze sama sobie była sterem, żeglarzem, okrętem, lecz zarazem: ogromną inspiracją dla innych. Mieliśmy quality pop, zaraz na powierzchnię wychynie dirty pop, który rozprzestrzeni się, no właśnie, jak choroba. “Mayhem”? No-no-no. “Mayhem” to dopiero początek. Żeby wywołać pożar wystarczy iskra. Lady Gaga nie bawi się w półśrodki: jej premiera to TNT, to detonacja. Wielki Wybuch spowodował wyginięcie dinozaurów, natomiast artystka postawi na nogi popiary i popiarzy, prezentując alternatywną ścieżkę od tej poprawnej i bezpiecznej z żółtej cegły.
Przeczytaj też:
Polecamy na eBilet.pl
I pociągnie za sobą tłumy. W tył zwrot: na początku mówiłam o Gadze solo, teraz rzecz tkwi w natchnieniu, impakcie i efekcie domina. Oczywiście tylko Gaga może być jak Gaga, nie zmienia to jednak faktu, że… będą próby globalne. Uniegrzecznienia tego, co dotychczas piękne i gładkie na różnych polach i w wielu aspektach. Po światowych festiwalach już rozbijają się gwiazdy Y2K i to te prawdziwe, nie stylizowane: ta fala pójdzie szerzej i zaleje nas muzyką jakości dzisiejszej, lecz echem “zerówek”. Krótko mówiąc: Lady Gaga zdecyduje, czego będziemy słuchać przez kolejne parę lat.
Lady Gaga. Królewski podatek
Trasy koncertowe na poziomie on top to gigantyczne widowiska za gigantyczne pieniądze. Oprócz tego: to wyścigi. O dochód: tak, ale to nie interesuje fanów, ewentualnie pod względem ciekawostkowym. Chodzi o splendor. O rozmach. O to, by szczęka opadła na podłogę i nie wróciła do zawiasów (lub zrobiła to z trudem). Poprzeczkę zawieszono niebotycznie wysoko: “The Eras Tour”, chore wydarzenie. Beyoncé na koniu. Srebrna figura The Weeknda. Piżamowe show Sabriny Carpenter i najlepsze pozycje z “Juno”. Nie wiadomo, gdzie podziać oczy.
Lady Gaga musi to przebić. Założyć obcasy wyższe niż odsetki kredytu hipotecznego w Polsce i slaynąć “Abracadabrą” na żywo na wielkiej scenie. Nie łudzę się za bardzo: show Gagi będzie kosztować i to słono i… skoro nowy rok, to i nowe ceny. Trasa Lady Gagi najprawdopodobniej znowu przesunie granicę tego, ile fani zrobią dla swoich idoli. Little Monsters poświęciliby dla artystki swoje zbędne nerki (te niezbędne prawdopodobnie też), zatem… szykujmy się na show z kosmosu i takie same koszty.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł