Kategorie
eBilet
Fot. Łukasz Pęcak

Kultura Osobista

Jak ona to zrobiła? Marika wraca po latach na scenę!

Sama o sobie mówi “Nie powracam, bo nigdy nie odeszłam. Jestem cykliczna, nie szalona”. Marika bo to o niej właśnie mowa jako artystka sceniczną zdobyła uznanie nie tylko za sprawą swojej muzyki, ale również charakterystycznego stylu i energii, którą wnosi na scenę.

Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl

Gorące wydarzenia

Gorące wydarzenia

Warsaw Rocks: Scorpions, Europe & others

26.07.2024-26.07.2024
Warszawa

Eurowizja

Juwenalia

Travis Scott

100. Mistrzostwa Polski w Lekkoatletyce – Bydgoszcz 2024

27.06.2024-27.06.2024
Bydgoszcz

Joker Out + Only The Poets + Isaac Anderson + Franek Warzywa i Młody Budda

13.07.2024-13.07.2024
Warszawa

Sunrise Festival 2024

19.07.2024-19.07.2024
Kołobrzeg

Deep Purple + Jefferson Starship

17.10.2024-17.10.2024
Katowice

Open’er Festival 2024

03.07.2024-03.07.2024
Gdynia

XTB KSW 94

11.05.2024-11.05.2024
Gdańsk/Sopot

VNL 2024 – Siatkarska Liga Narodów

27.06.2024-27.06.2024
Łódź

SBM FFestival 2024

29.08.2024-29.08.2024
Warszawa

Audioriver Festival 2024

12.07.2024-12.07.2024
Łódź

Aiko

02.11.2024-02.11.2024
Warszawa

Thirty Seconds To Mars

09.05.2024-09.05.2024
Kraków

KSW 96

20.07.2024-20.07.2024
Łódź

OFF Festival Katowice

02.08.2024-02.08.2024
Katowice

Sun Festival 2024

26.07.2024-26.07.2024
Kołobrzeg

Lenny Kravitz

21.07.2024-21.07.2024
Kraków, Łódź

Mecze Towarzyskie Reprezentacji Polski w piłce siatkowej

09.05.2024-09.05.2024
Bielsko-Biała, Katowice, Sosnowiec

Eurowizja

01.01.1970-01.01.1970

Juwenalia

01.01.1970-01.01.1970

Travis Scott

01.01.1970-01.01.1970

Sunrise Festival 2024

19.07.2024-21.07.2024

Open’er Festival 2024

03.07.2024-06.07.2024

XTB KSW 94

11.05.2024-11.05.2024

SBM FFestival 2024

29.08.2024-29.08.2024

Audioriver Festival 2024

12.07.2024-14.07.2024

Aiko

02.11.2024-02.11.2024

Thirty Seconds To Mars

09.05.2024-09.05.2024

KSW 96

20.07.2024-20.07.2024

OFF Festival Katowice

02.08.2024-03.08.2024

Sun Festival 2024

26.07.2024-28.07.2024

Lenny Kravitz

21.07.2024-23.07.2024

Przeczytaj transkrypcję wywiadu z Mariką

Cześć! Tu Marika. Oglądaj wywiad ze mną na eBilet.pl

Jacek Stasiak: Jakie są Twoje najlepsze sposoby, żeby nie być zestresowaną na scenie?

Marika: Najlepszy sposób, żeby nie być zestresowaną, to nie być zestresowaną. Stres pojawia się we mnie wtedy, kiedy jestem niepewna, czy oczaruję publiczność, czy zostanę przyjęta i pokochana. I to się zdarza wtedy, kiedy na przykład gram jakąś premierę i jeszcze nie wiem, jak odbiorcy reagują na to nowe, które ze mnie wyszło. Albo w takich chyba sytuacjach. Albo kiedy po prostu w moim miesięcznym, rocznym czy życiowym cyklu mam taki okres przyczajenia, ukrycia się, schowania, wycofania. 

Kiedy jestem misiem o mokrym nosku i potrzebuję, żeby ktoś mnie przytulił i po prostu potrzebuję ciszy, spokoju, a akurat przypada na ten dzień koncert, kiedy ja muszę wyjść do ludzi i być cała dla ludzi i spalać się w tym, to gdzieś tam muszę przeprocesować ten jakiś rodzaj takiej potrzeby, żeby się właśnie ukryć, no bo tego dnia nie mogę chcieć się ukryć. Tego dnia muszę chcieć się właśnie zaprezentować i być z ludźmi, więc to wymaga jakiegoś treningu i sposoby na to są bardzo różne. Można napisać do siebie czuły list, gdzie się przypomina sobie podstawy w ogóle, dlaczego się wchodzi na scenę, co sprawiło, że w ogóle na tej scenie po raz pierwszy stanęłam czy stanąłem, że rzeczywiście jestem do tego predysponowana, że to nie pierwszy raz się wydarza, że jestem w tym naprawdę dobra, o czym świadczy moje doświadczenie i to, że to ciągle się dzieje, ciągle ludzie chcą mnie słuchać, ciągle przychodzą na koncerty i ciągle piszą do mnie, dając sygnały, że to, co tworzę, ich porusza i im pomaga w życiu, coś im to robi w ogóle.

Oprócz takiego czułego listu są też ćwiczenia fizyczne, polegające na tym, że po prostu przyjmuje się takie postawy mocy, takie typu, wiesz, że siadasz na takiego bezczela szefa, albo wstajesz w pozycji superwoman, albo przyjmujesz takie pozycje otwarte i to jest wywiedzione ze świata zwierząt, bo zwierzęta w momencie, kiedy są w sytuacji zagrożenia to zwróć uwagę, jak się zachowują.

JS: Powiększają masę.

M: Powiększają masę, usiłują dać sygnał, że mają większą masę niż w rzeczywistości mają.

Ptaki rozwijają skrzydła, trzepocząc nimi odstraszają rywala bądź też jakiegoś intruza, goryle, małpy. Grupa naczelnych wali pięściami w klatkę, przynajmniej to nam pokazano na filmach i bajkach. Koty się puszą, stawiając sierść do pionu, żeby wyglądały na większe. Generalnie każde zwierzę sygnalizuje, że jest większe niż jest w istocie, dodając sobie tym animuszu, ale to nie jest li tylko takie zewnętrzne, bo właśnie badacze, biorąc tutaj takie technikalia, proszę wybaczyć, ale jeśli mam szczerze i merytorycznie odpowiedzieć na to pytanie, to muszę je uwzględnić, brano wymaz ze śliny z policzka przed wykonaniem dwuminutowej postawy, minimum dwie minuty to musi trwać, żeby zadziałało, postawy mocy i po tym akcie i poziom kortyzolu się zmienił, czyli tego hormonu jakby stresu, nie?

Radykalnie, w związku z czym w momencie, kiedy jakby twoje ciało swoją postawą komunikuje twojemu duchowi, twoim emocjom, twojemu stanowi psychicznemu, wszystko jest ok, jestem w pełni mocy, jestem silna, sprawcza i nic mi nie zagraża.

JS: Przekaz podprogowy?

M: Po prostu ciało i psychę i soma się komunikują. I w momencie, kiedy umysł tłumaczy ciału, że wszystko jest dobrze, jest w stanie opanować drżenie rąk i ściskanie w żołądku.

I kiedy ciało prezentuje tę postawę mocy, sprawczości, siły, niezniszczalności, to jest

w stanie przekonać właśnie psychikę, że wszystko jest ok i jesteśmy bezpieczni, możemy się cieszyć tą chwilą, możemy wejść na scenę i przeżyć to pięknie z ludźmi.

Takich sposobów jest jeszcze wiele, są techniki oddechowe, które mają za zadanie uspokoić oddech, a jak się uspokoi oddech, to już jest naprawdę połowa roboty, za tym idzie psychika i cały człowiek się uspokaja.

JS: A w momencie, gdy przeszliśmy cały proces, mamy wrażenie, że jesteśmy uspokojeni i nagle po minucie to wszystko do nas wraca, a wychodzisz na scenę?

M: No to wtedy…

JS: Show must go on?

M: Show must go on. Ale zazwyczaj jeśli, ja to też bardzo często mówię ludziom, którzy mnie pytają, którzy są jeszcze na początku swojej drogi w takim procesie w zasadzie edukacyjnym, tłumaczę bazując na swoim doświadczeniu i na tym, że wielokrotnie zagrałam świetne sztuki, ale zdarzały mi się też wtopy, zdarzały mi się sytuacje, w których zaśpiewałam na 30% swoich możliwości, ponieważ zjadł mnie stres. I spaliłam się po prostu, podpaliłam się albo spaliłam. W momencie, kiedy się nie stresujesz, kiedy nie masz tremy, kiedy nie jesteś tuż przed wejściem na scenę, tylko kiedy właśnie na przykład zeszłaś ze sceny, kiedy koncert poszedł wspaniale, kiedy masz poczucie triumfu, glorii, chwały i wybraństwa i że w ogóle sztos, to napisz do siebie w takim momencie właśnie jakiś krótki liścik, zapisz go w notatce, w telefonie, gdzie po prostu jesteś na miejscu. Nie jesteś tu przez przypadek. Jakby syndrom oszusta, który często towarzyszy ludziom, którzy mają jakieś tam eksponowane stanowiska, czy nie wiem, osiągają jakiś tam poziom rozpoznawalności, a jednocześnie są wrażliwcami. To jest bardzo częsty przypadek. Chyba Osiecka, chyba Szymborska, chyba wiele osób w ogóle miało poczucie, od czasu do czasu oczywiście, no bo zazwyczaj mamy poczucie, że jednak to, co zrobiliśmy, to zrobiłyśmy, to są nasze realne osiągnięcia, korzystamy z tego doświadczenia. To się nie wydarzyło psim swędem, przypadkiem, jakoś wiatr nie zawiał i nie podrzucił mi kartek z tekstami skądś, gdzieś z ulicy, tylko to są rzeczy wypracowane, wygenerowane.

Ale od czasu do czasu przydarza nam się taki właśnie syndrom oszusta, czyli takie poczucie, że to się jakimś przypadkiem stało i to jest zdradliwe i w ogóle nieprawdziwe i wjedzie na manowce i dostarcza stresu.

Więc w takim momencie, kiedy jesteś przekonany, przekonana, że punkt życia, w którym właśnie się znajdujesz i właśnie coś osiągnęłaś, osiągnąłeś i jesteś z tego dumny, zanotuj to krótko w formie takiego potwierdzenia swojej jakości, wartości, swojego powołania i taką napisz aprobatę, że faktycznie jakby zasługujesz na to miejsce, gdzie jesteś, że całe życie prowadziło cię do tego dzisiejszego dnia, do tej chwili. I że to nie jest przypadek.

JS: A jak często takie notatki wiadomości do siebie wysyłasz?

M: Ja sobie napisałam taką notatkę dawniej. Napisałam ją dokładnie po takim koncercie w Filharmonii w Szczecinie, w Filharmonii im. Karłowicza, gdzie otwierałam znakomity koncert ze znakomitymi artystami, bo tam śpiewała i Bella Komoszyńska, Misia Furtak, Skubas, Natalia Przybysz, Natalia Sikora, mnóstwo artystów, wspaniała orkiestra symfoniczna, wspaniały zespół pod Batutą Macuka, związanego z Katarzyną Nosowską, z Hey, z fantastycznymi zespołami, Pogodno.

I miałam za zadanie zaśpiewać Deszcz w Cisnej, bo w ogóle koncert to były przeboje polskiego big-beatu, tylko w formach odświeżonych, podawane publiczności. Koncert był wyprzedany i koncert był rejestrowany, żeby z tego powstała płyta. 

I ja byłam piosenką otwarcia i śpiewałam Deszcz w Cisnej. Czyli taki klasyk, którego się używa bardzo często w procesie uczenia śpiewu. Więc położyć to byłoby wielką plamą i blamażem, w związku z czym ja byłam po prostu w dużym poruszeniu.

I też mylą się ci, którzy uważają, że ludzie z 20-30 letnią karierą już albo dużymi sukcesami nie przeżywają tremy i zwątpienia w samego siebie tuż przed wejściem na scenę.

Myślę, że każdy z nas to przeżywa. Znaczy może nie każdy, ale wrażliwcy tak mają po prostu. Może też dlatego, że ciągle się mocujemy z samymi sobą i chcemy zrobić coś lepszego niż dotąd, coś więcej niż dotąd.

I mamy też ten parametr jakiegoś rodzaju takiego szacunku i ukochania publiczności. I to już z paroma osobami rozmawiałam, że to jest w dzisiejszych czasach bardzo nie biznesowe to podejście, ale jest.

Ja jestem przekonana, że moja publiczność jest równie wrażliwa i inteligentna, albo bardziej wrażliwa i inteligentna niż ja. I jak piszę, to staram się stanąć na palcach i z najlepszego miejsca w sobie i najmądrzejszego i najczulszego pisać, ponieważ wychodzę z założenia, że ludzie zasługują na to. I w ten sposób piszę.

Ale wracając do rzeczy, to byłam tym bardzo zestresowana i w momencie, kiedy inspicjent w uchu mi już powiedział zaczynamy, Marika wchodzisz, to ja odwróciłam się do mojej menedżerki i mówię, nie pamiętam jak się zaczyna druga zwrotka, nic w ogóle, biała plama, nie mam tego tekstu, jak to leciało? Ona nie pamiętała też, więc popatrzyłyśmy na siebie z takim przerażeniem i ja zostałam delikatnie popchnięta w kierunku sceny. 

JS: Zmotywowana.

M: Nie, nie zmotywowana, ja przerażona. Mówię, Jezus Maria, dobra, Duchu Święty, po prostu podrzuć mi to jak sufler, bo ja w ogóle nie wiem, gdzie jestem. Dobra, będzie co będzie. Najwyżej dwa razy zaśpiewam pierwszą. Jezu, Deszcz w Cisnę, jak mogłam.

Weszłam na scenę, to był super występ, o czym świadczy nagranie płytowe, które się ukazało.

Świetnie zaśpiewałam. Nie pomyliłam tekstu, ten tekst po prostu wypłynął ze mnie.

Coś we mnie mówiło, nic nie pamiętasz, tam jest biała plama. A drugie coś, mianowicie moje ciało, ułożyło usta w ten kształt, który wymagany jest, żeby wyartykułować pierwsze słowa drugiej zwrotki i to poszło. I ja potem zeszłam ze sceny i zeszłam wściekła, bo pomyślałam sobie, co ty zrobiłaś w ogóle. Właśnie odebrałaś sobie wielką przyjemność, wielką radość.

Że jakby ten głos wewnętrzny odebrał ci moment, w którym mogłaś się zachwycić, napawać i rozkoszować się nim. A ty go przeżyłaś w lęku, w stresie, w spięciu. Ostatecznie wszystko dobrze poszło. I tak pomyślałam sobie, boże, czemu mi się to przytrafia? Przecież już tyle lat śpiewam, tyle już koncertów za mną. 

I wtedy postanowiłam, dobra, koniec z tym. Ja muszę napisać do siebie coś takiego, żeby sobie w momencie takiego, kiedy emocje, stres zalewają mi mózg i mi odbierają bardzo cenną i prawdziwą daną, czyli umiesz to? Umiesz to? Jesteś dobra. Nie jesteś tu przypadkiem. Zaproszono cię tu, bo jesteś dobra i w ogóle. 

W momencie, kiedy to zapominam, to po prostu mam to w notatce w telefonie i mogę sobie to szybciutko przypomnieć. I jakby zamknąć oczy i stanąć znowu w tym momencie, kurczę, pamiętasz jak wchodziłaś na scenę Filharmonii w Szczecinie i wszystko po prostu się podpaliło, zupełnie bez sensu, tylko dlatego, że zalał cię kortyzol i w ogóle coś tam, nie?

I wtedy się zaczęłam interesować tymi technikami, czysto fizycznymi, psychologicznymi, jakimiś takimi treningami, co z tym można zrobić, skoro to już jest. I żeby tego więcej nie przeżywać.

JS: Ty nazywasz to trochę też takim syndromem oszusta, a to też nie wynika z naszej takiej mentalności, że my byliśmy trochę wychowani w takim kulcie, że ktoś inny zrobi lepiej, że na Zachodzie to już w ogóle wszystko jest najlepsze, że po prostu nie wierzymy we własne umiejętności?

M: Trochę tak, mamy właśnie przyklęk przed zagranicą wciąż, to już naprawdę Mikołaj Rej bardzo słusznie zauważył i liczni inni poeci, twórcy, filozofowie, że rzeczywiście oglądamy się na zewnątrz i wydaje nam się, że to, co z zewnątrz jest jakieś tam lepsze, bardziej wartościowe. Ale już koniec z tym, naprawdę koniec już z tym.

Nie dalej jak wczoraj przeczytałam gdzieś w internecie informację prasową, która obiegła całe internety, że Iga Świątek z kolejnym trofeum, bo jest zwyciężczynią kolejnego konkursu zawodów tenisowych, to taki sportowy konkurs, i że na trybunach była Zendaya, i że Iga Świątek po meczu miała szansę spotkać się z Zendayą. 

No tak przeczytałam to.

Kurczę, dlaczego ktoś tak napisał?

A ja jestem polonistką i dla mnie język jest bardzo istotny. Uważam, że język naprawdę potrafi stwarzać rzeczywistość. I to, w jaki sposób formułujemy myśli, ma ogromne znaczenie dla sensów, które ostatecznie z nami zostaną. Sensów, które zostaną też powołane do życia, kiedy się wypowiadamy. I w momencie, kiedy ktoś pisze w ten sposób, to sygnalizuje, że Zendaya jest gdzieś wyżej, a że Iga Świątek dostaje szansę.

JS: Kogoś poznać.

M: Ale zaraz, zaraz, czy to nie jest przypadkiem tak, że one są absolutnie na tym samym poziomie? Obie są bardzo rozpoznawalne, obie osiągnęły oszałamiający sukces w swoich dziedzinach i po prostu obie kobiety miały szansę się spotkać, miały okazję się spotkać. I skorzystały z niej, ale sugerowanie, że… rozumiesz?

JS: Że Polska w Hollywood.

M: Jakoś mnie tak to zaskoczyło, że wciąż to myślenie pokutuje, że kurczę, już jakby skończmy z tym, bo z jakiej okazji mamy mieć poczucie niższości? Ale masz rację, tak wychowywano nas trochę w takim przekonaniu i myślę, że musimy się z tych przekonań obierać i reformować w tym zakresie, po to, żeby domino nie poszło dalej i żeby nasze dzieci tego nie dostały. 

JS: To co czujesz występując na scenie?

M: Mnóstwo rzeczy. To zależy co śpiewam. Wiesz, zdarza się wzruszenie takie aż do łez, zeszklenie i ściśnięcie gardła, kiedy jest bardzo wzruszająco, ale przy okazji ostatniej płyty.

Chociaż w kurtynach tak mam, że bywam wzruszona, jak pytam skąd to masz, czy to jest twoje, kto ci do głowy włożył to i kiedy powiesz sobie dość.

A’propos właśnie obierania się z przekonań, które nas nie karmią i nie wspierają. Ale w większości przypadków przy okazji tej płyty czuję radość i taką ekscytację, że oto jestem, że przeszłam kolejne przepoczwarzenie, kolejną jakąś transformację. Przeżyłam etap taki trudny dla mnie, piękny, ale i trudny, tego domowego, miłosnego aresztu z racji macierzyństwa, z racji tego doświadczenia nowego. I znowu jestem na scenie i jestem inna, jestem silniejsza i napawam się tym. Napawam się tym, mam poczucie bycia taką nie wiem, super kobietą, super siłą, super inspiracją i cieszę się, że moje ciało pozwala mi skakać i tańczyć, bo tak, wiesz, trochę jak byłam w ciąży bliźniaczej z wielkim brzuchem, to tak trochę tonowałam ruchy. Spokojny. Więc cieszę się, że, wiesz, znowu mogę ekstatycznie po prostu przeżywać koncerty, że moje ciało w tym uczestniczy w taki dziki sposób, wiesz, nieokiełznany, że mogę po prostu strzelać iskrami radości do moich muzyków, między naszymi oczami przebiega prąd i że mogę gadać głupoty albo mądroty do publiczności, że oni się śmieją albo płaczą, a potem przychodzą się przytulać.

I chyba to, co czuję w tej chwili, jest poczucie odzyskania jakiejś przestrzeni, wielkiej radości i takiej strefy, w której się bardzo realizowałam, bardzo wspomniałam, tęskniłam za tym.

Więc chyba czuję właśnie taką dzikość, radość, Euforię, potrzebę spotkania, takiego opowiedzenia też czegoś. No, chyba tak.

JS: To w którym momencie poczułaś, że to już jest ten moment na powrót? Że chcesz z powrotem wrócić na scenę?

M: Jak dzieci przestały tak chorować. Bo ja tych momentów, że ja poczułam, to ja miałam bardzo wiele, tylko że one okazały się fal startami. Natomiast po prostu musiałam obserwować moich potomków, kiedy oni już na tyle są samodzielni, że ja mogę ich odbiec i pobiec ku swoim przestrzeniom, tylko swoim przestrzeniom.

Więc to nastąpiło dopiero jak dzieciaki poszły do przedszkola, przestały sezonowo chorować non-stop. Zwłaszcza, że przy bliźniętach to jest tak, że jak jedno dziecko coś łapie, to przekazuje to drugiemu dziecku, to pierwsze już się wyciąga, to drugie jeszcze jest chore, to pierwsze wraca do przedszkola, wraca z czymś nowym, popycha temu drugiemu i karuzela się kręci.

Więc w momencie, kiedy ta karuzela trochę zwolniła i przestała wirować niczym  łańcuchówka, to ja wróciłam do pracy i na scenę. I to w zasadzie nie była moja decyzja, tylko ich, nieświadoma.

JS: To jak długo pracowałaś nad tym albumem?

M: W sumie to myślę, że jakieś dwa lata, chociaż niektóre prewki powstały już wcześniej, bo część tekstu, pierwsza zwrotka i refren utworu “Jesteś”. Na przykład tutaj podglądam sobie okładkę teraz, powstały jeszcze jak byłam w ciąży, czyli w ogóle sześć lat temu. Co jeszcze? “Baldachimy” podobnie i część tekstu do “Brokatu”. To są teksty, które powstawały już wiele lat temu, ale leżały, bo nie miały melodii dobrych albo nie miały ich wcale. Natomiast taka intensywna praca to były dwa lata przed wydaniem.

JS: To pisząc teksty dla kogo piszesz?

M: Część piszę dla siebie, żeby przeprocesować jakieś rzeczy, które się we mnie nie mieszczą, które są dla mnie za trudne. I jest to sekcja piosenek autoterapeutycznych.

I wydaje mi się, że takich piosenek autoterapeutycznych napisałam w życiu większość.

I paradoksalnie to one robią największe wrażenie na publiczności. Bo kiedy mówię tak bardzo osobiście do siebie samej, no a siebie się traktuje serio i się siebie nie oszukuje,

chyba, że jesteś idiotą, to siebie oszukujesz, ale jak nie jesteś, to traktujesz siebie serio, jesteś ze sobą po prostu 100% szczery, więc nie ma z tym dyskusji. I tego rodzaju komunikacja po prostu dotyka kogoś, kto jej też słucha. 

Potem wracają do mnie sygnały, że to są rzeczy, które pomagają, wspierają ludziom, którzy ich słuchają, że ktoś ma podobną historię albo kompletnie inną historię, ale ten komunikat coś mu robi.

Piszę czasami do mojego muza, czyli do mojego szczupaka, do mojego partnera, męża, ojca, moich dzieci, ale również szefa moich social mediów, mojego art directora, grafika i najlepszego baristy, bo ostatnio mamy taki mały kącik na insta i ja co rano wrzucam kawkę, którą mi mąż robi, a robi mi takie piękne…

Pyszną kawusię mi robi mąż, ale co więcej, on robi mi piękną kawusię, bo co rano wycina szablon w papierze, w kartonie i różne kształty, są kwiaty, usta, serca, różne.

JS: Co dzisiaj było?

M: Dzisiaj były usta, dzisiaj był całusek i sypie cynamon z góry i kocham cię Szczupaczku.

Więc część tekstów to są teksty, które są inspirowane po prostu moją relacją romantyczną.

I też najważniejszą relacją przyjacielską, bo uważam mojego męża też za mojego  przyjaciela. I między nami dużo się dzieje, wiadomo, no najwięcej się dzieje między nami,

w sensie między mną dzieje się więcej niż między mną a jakimkolwiek innym człowiekiem.

W tej chwili też dużo się dzieje między mną a dziećmi, ale ja nie wiem, czy ja potrafię pisać do dzieci.

Nie znajduję w sobie jeszcze takiego, chociaż jedną piosenkę napisałam, ale to w ramach warsztatów, w ramach Songwriting Camp ZAIKS. Byliśmy w Zakopanem i pracowaliśmy i dostaliśmy zadanie, żeby napisać piosenkę dla dzieci i kolektywnie żeśmy ją napisali.

Natomiast z wyboru takiego repertuaru dziecięcego jeszcze jakoś nie popełniłam. Napisałam książkę z takimi wierszykami, które można upiosenkowić. Więc w sumie tak, odpowiadając na swoje pytania, głównie piszę dla siebie.

Piszę też dla innych kobiet.

Piszę też dla mojego męża.

Czasem piszę dla przyjaciół, przyjaciółek, przyjaciół. Tak, tacy też byli adresaci moich tekstów, a moje dzieci jeszcze nie, ale myślę, że sprawa jest rozwojowa.

JS: A piszesz z myślą o fanach?

M: Pisząc tak ogólnie do ludzi, to znaczy do konkretnych fanów nie, nie. W taki sposób nie pisałam. W założeniu do masy, że masz gdzieś z tyłu głowy, że ten utwór musi się jednak trochę spodobać. No właśnie nie umiem tak pisać, bo czuję, że jak będę myślała o masie, to nie będę widziała nikogo konkretnie. I chyba nie umiem tak pisać, chociaż mogę spróbować, ale doświadczenie pracy w telewizji popchnęło mnie ku takiemu myśleniu, że odbiorca musi być konkretny. Musisz widzieć tę osobę, z którą rozmawiasz. Jakby nie możesz sobie koncypować jakiejś hipotetycznej publiczności, tylko ona musi być bardzo konkretna. I pamiętam, że jak się stresowałam pierwszymi występami przed kamerą telewizyjną w prime time, a nie robiłam tego wcześniej, nikt mnie nie szkolił do tego, nie umiałam tego robić, to żeby sobie właśnie nie wyobrażać tych milionów Polaków przed ekranami, bo nie potrafię sobie ich wyobrazić, a jak usiłuję, to mnie to tylko paraliżuje.

Wyobrażałam sobie po prostu twarz mojej mamy, oczy mojej mamy, bo ona mnie akceptuje i kocha, ale przede wszystkim też jest uosobieniem kogoś, z kim nie rozmawiam jakimś rodzajem skrótu myślowego, slangiem, nowomową i hermetycznymi żartami, tylko z kimś, z kim rozmawiam ładną polszczyzną i bardziej tak, nie wiem jak to ująć, nie że sztywno, tylko bardzo serdecznie, prawdziwie, bo nie ściemniam mamy, a jednocześnie mówię w taki sposób, dbam o to, żeby mnie zrozumiała, więc nie używam takich kontekstów, wiesz, właściwych tylko mojemu pokoleniu, czy coś takiego, czy wiesz, jakby branży, w której funkcjonuję, mojej bańce i tak dalej, tylko staram się wyjść poza to, rozmawiając. I to mi pomogło prowadzić program w telewizji, bo dzięki temu właśnie ja byłam czytelna dla i starych, i młodych, i tak dalej.

No i pisząc piosenki, ja też nie wizualizuję sobie jakiejś masy ludzi, teraz piszę do całej Polski, albo do całego świata piszę, bo piszę po angielsku, tylko zawsze mam bardzo konkretnych odbiorców.

JS: To jaka jest twoja publiczność? Kogo spotkamy na koncercie?

M: Na koncercie spotkamy ludzi, teraz ostatnio widzę, że są to ludzie tacy 25+, ponieważ specyfika moich tekstów jest taka, a nie inna, że no po prostu dla nastolatków to może być czasami trudne do zrozumienia, co ja piszę.

Raczej są to ludzie dorośli, począwszy od studentów, a skończywszy na ludziach w moim wieku, powiedzmy czasem nawet starszych.

Myślę, że proporcja jest na korzyść kobiet trochę przechylona, ale nie ma reguły.

I są to przede wszystkim ludzie, którzy po prostu kochają teksty dobre i w nich upatrują największej wartości.

Muzyka jest nośnikiem, ona jest też istotna, melodie są szalenie istotne, ale wydaje mi się, że to, co magnesuje do mnie moją publiczność, to jest jednak to, w jaki sposób ja używam języka i co ja komunikuję, o czym to jest.

JS: A z racji tego, że miałaś przerwę pomiędzy koncertami, pomiędzy płytami, czułaś się jako taka notoryczna debiutantka, że ponownie musiałaś zadebiutować i pokazać wszystkim dookoła?

M: Czułam się jako ponowna debiutantka, tak. Czułam się tym poruszona, zwłaszcza, że miałam zamiar zaproponować coś bardzo nowego, pierwszy raz tak bardzo konceptualną płytę i o ile poprzedni album Marta Kosakowska zawierał już elektronikę, ale to była taka delikatna, bardziej elektronika, tam bangerowe to były może ze dwa numery, Niebieski Ptak z Grubsonem i Tabletki z Xanaxem były szybsze, takie taneczne.

Natomiast poza tymi dwiema mocniejszymi kompozycjami to raczej było spokojniej. I nawet ta piosenka singlowa, moja kochana piosenka, a jeśli to ja, bardzo ją lubię. Uważam, że dużo dobrego mnie zakomunikowała samej i też innym ludziom. To jest kompozycja, którą zrobiliśmy razem z Gooralem, ale nie Don Guralesco, tylko Gooralem, G-O-O-R-A-L-E. Ona była dużo bardziej właśnie taka stonowana.

No to wracając do rzeczy, mimo że poprzednia płyta była już utrzymana w elektronicznym klimacie, to była w jakimś stopniu wyciszona, delikatna, balladowa. Ja tam byłam w takich kolorach, bo już się szykowałam do nowej roli. Byłam uspokojona i wyciszona, a ta płyta jest bardzo ostra, mocna, szybka, radykalna w swoim przekazie i też w rytmach, w użytych środkach muzycznych i jasne, że się obawiałam, jak to zostanie przyjęte, czy taką mnie ludzie pokochają, więc czułam się trochę jak debiutantka, ale szybko minęło, już się nie czuję jak debiutantka. 

JS: To na zakończenie, chcę posłuchać tej płyty, od jakiego utworu powinienem zacząć? Który najlepiej będzie ilustrował całość?

M: Może od utworu “Jesteś”. 

JS: Dlaczego taki wybór?

M: Chyba dlatego, że widzę co się dzieje ze mną, z zespołem i z publicznością na koncertach, że chyba w tym numerze się najbardziej spotykamy, że to jest chyba najmocniejszy magnes, że ja wyrażam tekstowo w tym utworze to, co w ogóle wyrażam od kiedy wróciłam na scenę po dzieciach, że chcę Ci zdążyć powiedzieć, jak to dobrze, że jesteś, że nie minęliśmy się w tym tłumie.

Jestem wdzięczna, że przydarzyło mi się tak personalnie, osobiście, rodzinnie to, co mi się przydarzyło, że to mogło się nie stać, a się stało. Jestem wdzięczna, że mi się przydarzyła publiczność, że ta publiczność o mnie nie zapomniała, że nawet jest nowa, jest inna, ludzie wracają właśnie po podobnym doświadczeniu jak moje.

Widzę, że też to co się dzieje teraz koncertowo, zwróć uwagę na ten renesans rapowych,

na przykład festiwali i koncertów, gdzie rap miał się dobrze od wielu lat w Polsce, ale chodzi mi o tych rapowych gigantów sprzed lat, tych prekursorów, że jakby ten renesans jest faktem.

Zapełniane są Spodki, Torwary i inne stadiony. I wydaje mi się, że to również dlatego, że ci ludzie, którzy podobnie jak ja słuchali takiej muzy w okresie powiedzmy studiów, w okresie jakiejś swojej dwudziestoletniości, dwudziestoparoletniości, potem założyli rodziny albo biznesy, trochę się zajęli rzeczami. Jeśli założyli rodziny, to dzieci wykosiły ich w ogóle z klubów, bo się musieli zajmować uroczymi bajtlami, mniej lub bardziej uroczymi i ci ludzie już trochę odchowali te bajtle albo postawili swoje biznesy na nogi i już się otrzaskali jakoś w tym zakresie i mogą sobie pozwolić na to, żeby wrócić do rozrywkowej strony życia i znów zacząć chodzić na koncerty. I to jest przesuper. I ja widzę takich ludzi wracających też do mnie. 

JS: I druga młodość. 

M: Tak, tak, tak, tak, tak. U mnie jeszcze to tak w pełni nie dzieje się, dlatego, że moje dzieci mają dopiero 6 lat. Niespełna. Zaraz skończą w kwietniu. Ale też się wydarzy i trochę się już dzieje. Od czasu do czasu już puszczają matkę gdzieś na zewnętrzną. 

JS: Dzięki za rozmowę. 

M: Bardzo dziękuję. Do zobaczenia na koncertach. 

JS: Do zobaczenia.