Kategorie
eBilet

Wywiad

Cinnamon Gum tuż przed trasą. “Wciąż sięgamy po rzeczy, które nie doskonałe” wywiad z Maciejem Milewskim

Fot. Materiały promocyjne/K. Kacperski

Cinnamon Gum, autorski projekt Macieja Milewskiego (znanego wcześniej jako MaJLo), to prawdziwy wehikuł czasu. Zespół w mistrzowski sposób łączy brzmienia klasycznego soulu i funku lat 60. i 70. z nowoczesną wrażliwością. Ich ostatni album, "The Cinnamon Show", nagrany w technice mono i z użyciem analogowych instrumentów, to hołd dla minionej epoki i dowód na to, że w muzyce wciąż liczy się autentyczny "klimat", a nie tylko cyfrowa perfekcja.

Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl

Już za chwilę siedmioosobowy zespół przeniesie tę niezwykłą, analogową duszę na scenę. Najbliższe koncerty z trasy “The Cinnamon Show” odbędą się już w przyszłym tygodniu: 12 listopada 2025 w warszawskim klubie Niebo oraz 13 listopada 2025 w krakowskiej Poczcie Głównej. Zanim jednak usłyszymy ich na żywo, Jacek Stasiak (eBilet NOW) rozmawiał z Maciejem Milewskim o filozofii brzmienia, procesie twórczym i świadomym słuchaczu.

Cinnamon Gum

12.11.2025-13.11.2025
Kraków, Warszawa
12.11.2025
Cinnamon Gum
NIEBO
Dowiedz się więcej
13.11.2025
Cinnamon Gum
Poczta Główna
Dowiedz się więcej

Jacek Stasiak (eBilet NOW): Muszę przyznać, że byłem mega zaskoczony, kiedy cztery miesiące temu usłyszałem o Twoim nowym projekcie i odkryłem, że Cinnamon Gum to Ty. Cały czas katuję na głośnikach Twój solowy album “Recovery” i nagle takie “WTF, o co chodzi?”.

Maciej Milewski (Cinnamon Gum): (Śmiech) Dużo osób nie skleja tych dwóch projektów i w sumie dobrze. Taki był plan od początku, żeby to mocno oddzielić, żeby te światy się ze sobą nie łączyły.

Jacek Stasiak: W takim razie przejdźmy do tej bardziej oficjalnej części. Powiedz mi, czy to prawda, że gdyby nie pewne gumy do żucia, które przywoził Twój tata, to byś się nigdy nie zakochał w muzyce i ten projekt by nie powstał? Czy to już zbyt duże uproszczenie?

Maciej Milewski: Nie wiem, czy projekt by nie powstał, czy siłą rzeczy i tak dotarłbym do tego gatunku. Ale z pewnością te gumy cynamonowe to jest element, który bardzo mocno kojarzy mi się z tą muzyką zachodnią, z muzyką soulową. Faktycznie, były one jednym z prezentów, które dostawałem od ojca, przywożącego je ze Stanów. Ciężko mi dziś powiedzieć, co by się stało, gdybym nie zaraził się tą muzyką w tak młodym wieku. Gumy były jakimś dodatkiem, ale dziś są dla mnie symbolem, elementem kojarzącym się z moimi pierwszymi krokami w muzyce jazzowej i soulowej.

Jacek Stasiak: Patrząc na polski rynek, mam wrażenie, że terminy “soul” i “jazz” są stosowane niemal wymiennie. Trochę nie wiemy, jak nazwać ten gatunek, który tworzy dziś Emeli Sandé czy nawet projekt Silk Sonic. Ile w Twojej muzyce jest soulu w jazzie, a ile jazzu w soulu?

Maciej Milewski: Historycznie rzecz biorąc, jazz był pierwszy – w latach 40. i 50. miał swoje lata świetności. Muzyka soulowa wywodzi się bardziej z muzyki gospel i bluesa, do której po prostu dołączali muzycy jazzowi jako instrumentaliści. Wokaliści gospelowi potrzebowali silnego wsparcia muzycznego, a jazzmani, którzy w tamtym czasie jamowali w zadymionych klubach i wyrażali się w muzyce improwizowanej, potrzebowali po prostu pieniędzy. Chodzili więc do studia i na zasadzie wynajmu brali udział w projektach, które były wtedy bardziej komercyjne.

Soul był muzyką radiową, która się wtedy kształtowała. Dlatego ja w muzyce soulowej widzę olbrzymie wpływy muzyki jazzowej – pod kątem harmonii, rytmiki i wszystkich kwestii brzmieniowych. Moja droga też tak przebiegała: najpierw byłem mocno zanurzony w jazzie, a dopiero później dotarłem do soulu. Można śmiało powiedzieć, że jazz to korzenie muzyki soulowej.

Jacek Stasiak: Mówisz o korzeniach. Myślisz, że my teraz do nich wracamy, czy raczej tworzymy tę muzykę na nowo, odważnie mieszając jazz i soul z elementami popu czy bluesa?

Maciej Milewski: To zależy od projektu. Wspomniany przez Ciebie Silk Sonic to muzyka zdecydowanie oparta na brzmieniach vintage, soulowych i funkowych, ale zrobiona bardzo szeroko, “trójwymiarowo”. Ja w swoim projekcie staram się bardziej odnosić do muzyki z lat 60. i 70.. Ostatni album, “The Cinnamon Show”, zrobiłem w ogóle w technice mono. To jest coś, co w mainstreamie raczej by się nie obroniło. To celowe obniżanie jakości muzyki.

Jacek Stasiak: Na czym polegała ta technika? Używałeś archaicznych instrumentów i sprzętu, żeby to zarejestrować?

Maciej Milewski: Poniekąd tak. Korzystałem z taśmy oraz ze starych urządzeń i instrumentów, które miałem akurat w studiu – starej perkusji, gitar, syntezatorów. Ale nie mogę powiedzieć, że w stu procentach zrobiłem ten album tak, jak zrobiliby to producenci z lat 60. Te “zabawki” są dzisiaj bardzo kosztowne i kolekcjonerskie. Na pewno jednak starałem się odnaleźć w tej przestrzeni. Korzystałem mało z komputera, choć dziś jest on urządzeniem, bez którego ciężko przejść przez ten proces.

Fot. Materiały promocyjne

Jacek Stasiak: Spytam trochę prowokacyjnie: dlaczego tak utrudniałeś sobie pracę? Mamy na tyle rozwiniętą technikę, że mogłeś to zarejestrować w standardowych warunkach i dopiero w postprodukcji nałożyć specjalne efekty, żeby wydobyć to brzmienie.

Maciej Milewski: Tak, ale to jest tak samo jak z fotografią czy filmem. Uważam, że oddanie charakteru retro, na przykład w fotografii, czyli robienie zdjęcia “cyfrówką” i próba obrobienia go tak, by wyglądało jak analogowe, to proces dużo trudniejszy i bardziej czasochłonny niż po prostu zakup filmu do aparatu analogowego.

W analogowych instrumentach i urządzeniach jest coś “randomowego”. Wszelkie filtry cyfrowe i wtyczki, które mają naśladować ten klimat, są nadal poniekąd bardzo sztuczne. Są pozbawione tej losowości, tego elementu zaskoczenia. Korzystają z jakiegoś schematu, z presetu. Nawet jeśli chcemy dodać “vintage’owy” szum, to szum z magnetofonu szpulowego jest inny – on żyje, on się waha, nie jest idealny.

To jest pierwszy aspekt. Drugi jest taki, że sam proces produkcji jest inny. Tak samo jak proces robienia zdjęć analogiem. Wymaga innego podejścia, wyzwala więcej kreatywności, uczy cierpliwości. Masz określoną liczbę klatek na filmie, więc inaczej podchodzisz do kadru. Wiesz, że światło jest problematyczne, że musi być go więcej. Tak samo w muzyce – zamiast klikać myszką, masz fizyczny kontakt z instrumentami. Pracujesz inaczej. Uważam, że to właśnie w procesie twórczym, a nie w samej obróbce, leży sedno sprawy.

Jacek Stasiak: Rozumiem ten proces twórczy, ale bądźmy szczerzy – słuchacz, który słucha tej muzyki w samochodzie albo na słuchawkach za 5 złotych, nie usłyszy tej różnicy.

Maciej Milewski: On jej nie usłyszy, ale pytanie, czy jej nie poczuje. To jest pytanie, na które ciężko odpowiedzieć. Dlaczego tak bardzo lubimy słuchać utworów z lat 60. i 70.? Najlepiej sprzedające się albumy to wciąż The Beatles. To muzyka, która jest niedoskonała. Mimo że dzisiaj mamy techniczne możliwości, by wszystko brzmiało krystalicznie czysto i głośno, pozbawione błędów technologicznych, to wciąż sięgamy po rzeczy, które nie są doskonałe.

To dla mnie dowód, że nie chodzi o jakość, tylko o klimat. Zatrzymaliśmy się na obrazie 4K, choć technologia poszła dalej. Dziś robi się teledyski stylizowane na kamerę 8mm, dodając ziarno i prześwietlenia. Według mnie to świadczy o tym, że nie szukamy coraz lepszej jakości, tylko właśnie klimatu.

Wracając do pytania – tak, słuchacz na słabym sprzęcie tego nie “odbierze” w ten sposób. Ale staram się nie myśleć takimi kategoriami. Raczej myślę o sobie, żeby mieć z tego frajdę, a po drugie, myślę o słuchacze, który zostanie ze mną na dłużej. O kimś, kto kupi winyl. A jeśli kupi winyl, to znaczy, że ma gramofon i że jest dla niego istotny rytuał słuchania muzyki. I on prawdopodobnie nie będzie tego słuchał na słuchawkach za pięć złotych.

Jacek Stasiak: Czyli masz nadzieję, że Twoim odbiorcą jest słuchacz świadomy, który wie, czego szuka, a nie słuchacz przypadkowy?

Maciej Milewski: Myślę, że jest bardzo dużo świadomych słuchaczy. Wynika to poniekąd z dużego zainteresowania nośnikiem winylowym i docenienia sposobu wydawania muzyki. Ja ostatnie single również wydałem na winylu, co jest dzisiaj w Polsce niespotykane.

Jacek Stasiak: Single na winylu? Na bogato.

Maciej Milewski: (Śmiech) Z jednej strony na bogato, z drugiej – właśnie w starym stylu. Jak ostatnio poszedłem do zaprzyjaźnionego dziennikarza z Radia Gdańsk, Kamila Wicika, z singlem na winylu, to poczułem się jak w latach 60. Że żeby zaprezentować swój singiel, trzeba pójść do radia, wręczyć tę płytę fizycznie, mieć kontakt wzrokowy. To wszystko jest dla mnie bardzo wartościowe.

Być może ta moja fascynacja wynika z tęsknoty. Lepiej czuję się w takim wolniejszym życiu, gdzie docenia się kontakty międzyludzkie, celebruje czas słuchania muzyki. Posiadanie winyla w ręku, z tą okładką, nie musząc łączyć się z internetem, żeby posłuchać muzyki… Okazuje się, że mając małą kolekcję, zanurzamy się w te albumy bardziej.

Jacek Stasiak: Skoro był etap pójścia z winylem do radia, to kolejny etap – sprzedaż winyli na koncertach, prosto z bagażnika?

Maciej Milewski: Od pierwszego koncertu, który miał miejsce w lutym, sprzedajemy winyle na koncertach. Nie zawsze mam możliwość stać przy stoisku, ale zazwyczaj po koncercie wychodzę do ludzi, żeby podpisać płyty i z nimi porozmawiać. To jest dla mnie niezwykle cenne.

Jacek Stasiak: Macie już kilka koncertów za sobą. Jak to brzmienie mono, ten klimat dawnych lat, przenieść na warunki koncertowe?

Maciej Milewski: Przede wszystkim, posiadając duży zespół na scenie. Gramy w siedmioosobowym składzie, a tak naprawdę jest nas ósemka, licząc realizatora dźwięku, który jest bardzo ważnym członkiem zespołu. Korzystamy z instrumentów z tej epoki, poniekąd z technik nagłośnieniowych z tamtych lat. Używamy odsłuchów podłogowych, tak zwanych “wedży”, a nie dousznych słuchawek. Przez to na scenie jest głośniej niż w nowoczesnym zespole.

Kluczowe jest też to, że nie podpieramy się komputerem, żadnymi samplami. Wszystko jest faktycznie grane live, bez metronomu. To oznacza, że tempa są ruchome – zależy, jak bardzo się podekscytujemy. (Śmiech) Jak mocno, to potrafimy zagrać utwór dużo szybciej niż na płycie. Podpieramy się też stylistyką ubioru i otoczką wizualną, a same aranżacje studyjne już uwzględniają to, że będziemy grali ten materiał na żywo.

Jacek Stasiak: W takim razie zespół, który Ci towarzyszy, jest piekielnie zdolny czy piekielnie zgrany? Granie w ten sposób, z dużą dozą improwizacji, wymaga niesamowitego wyczucia.

Maciej Milewski: Myślę, że jedno i drugie. Zespół, z którym gram, to ludzie, z którymi grałem już w wielu innych składach. Znamy się ze studiów na Akademii Muzycznej w Gdańsku. Graliśmy razem projekty jazzowe, zarobkowe, graliśmy dżemy przez kilka lat w Trójmieście. Spędziliśmy ze sobą mnóstwo czasu, bawiąc się muzyką, więc znamy się bardzo dobrze muzycznie. A druga sprawa, że to po prostu bardzo zdolni muzycy, którzy słuchają podobnej muzyki i nie mam problemu z przekazaniem im mojej wizji brzmienia.

Jacek Stasiak: Czy w takim razie każdy koncert jest inny? Żonglujecie setlistą, czy to raczej spontaniczne “wycieczki” w trakcie utworów?

Maciej Milewski: Setlista zazwyczaj jest taka sama, choć zależy od miejsca. Na letnich festiwalach, jak Męskie Granie, mieliśmy 30-minutowe sloty, więc musieliśmy ją okroić. Ale generalnie trzymamy się koncepcji płyty “The Cinnamon Show” – jest intro, rozwinięcie, punkt kulminacyjny i zejście. Traktuję to konceptualnie.

Natomiast w ramach tej setlisty gramy utwory bardzo różnie. Przedłużamy je, reagujemy na bieżąco na siebie nawzajem i na odpowiedź publiczności. Często jest tak, że nasz perkusista zagra dłuższe solo, za którym pójdzie inny muzyk, i wszystko nagle skręca w zupełnie inną stronę. Z całą pewnością każdy nasz live jest inny.

Jacek Stasiak: Cinnamon Gum to stosunkowo młody projekt, a już wychodzicie na tak zwaną arenę międzynarodową. To kwestia przypadku, czy jednak ciężkiej pracy, by dobić się do zagranicznych wytwórni?

Maciej Milewski: To jest, myślę, zasługa kilku kwestii. Pierwsza jest taka, że nie ukrywam, że od początku korzystam ze swojego doświadczenia, które nabyłem jeszcze w projekcie Milo. Doświadczenie budowania projektu od początku, aby był on spójny i szedł w konkretnym kierunku, nie skręcając nigdzie i nie podejmując decyzji, które nie przybliżają projektu do celu, który sobie założyłem. Więc od samego początku cel był jasny, wiedziałem, w jakiej społeczności muzycznej chcę pracować.

Dzięki za rozmowę

Gorące wydarzenia

Gorące wydarzenia

Archive

08.04.2026-08.04.2026
Warszawa

5 Seconds of Summer – Everyone’s a Star – World Tour

22.04.2026-22.04.2026
Łódź

PRO8L3M – Ex Umbra Ad Libertatem Tour

14.11.2025-12.12.2025
Gdańsk/Sopot, Katowice, Kraków i inne

Czas na kluby!

Mystic Festival 2026

03.06.2026-03.06.2026
Gdańsk

FAME 28: Armagedon

22.11.2025-22.11.2025
Warszawa

Dziadek do orzechów – UCB

01.12.2025-20.12.2025
Dąbrowa Górnicza, Kielce, Kraków i inne

Lost Generation: The Offspring, Papa Roach, The Rasmus, Hollywood Undead i Lagwagon

16.06.2026-16.06.2026
Kraków

Przemek Kucyk Tour

10.11.2025-19.11.2025
Katowice, Lublin, Szczecin

Taneczny Spodek 2026 – Festiwal Muzyki Disco

14.02.2026-14.02.2026
Katowice

To Kraków Tworzy Metamorfozy feat. Smolik

10.11.2025-10.11.2025
Kraków

MAYDAY Poland: Progress

10.11.2025-10.11.2025
Katowice

Kwiat Jabłoni – Przesilenie Tour

15.02.2026-28.04.2026
Gdynia, Katowice, Kraków i inne

COMA RE-START: Gra o Wszystko

21.11.2025-07.12.2025
Katowice, Kraków

Rzeszowskie Juwenalia 2026

Rzeszów

SnowFest Festival 2026

06.03.2026-06.03.2026
Szczyrk

Pojedynek Legend XXI wieku – Galacticos Show

25.04.2026-25.04.2026
Chorzów

Nothing More

16.11.2025-16.11.2025
Warszawa

Targi Japońskie Nasza Japonia

15.11.2025-16.11.2025
Katowice

Wiktor Dyduła

09.11.2025-12.12.2025
Białystok, Gdańsk, Katowice i inne