The Weeknd potwierdził oficjalnie datę premiery swojego pożegnalnego albumu "Hurry Up Tomorrow".
The Dumplings: spalony – zatopiony? Bop, flop i wielkie nadzieje
Zespół ze sceny zszedł, zagrał “ostatni” koncert, później kilka kolejnych - również “ostatnich” ukośnik “pożegnalnych”. Aż w końcu, sześć lat po ostatniej płycie The Dumplings wybudzili się z branżowej śpiączki i zaatakowali singlem “W naszym zabetonowanym mieście”. Polska czekała cierpliwie?
11.07.2024
Maja Kozłowska
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
The Dumplings – dekada od debiutu, wszyscy jesteśmy starzy
Korona polskiej alternatywy należy do Brodki – piszę te słowa bez najmniejszego wahania. Od “Grandy” się zaczęło, chronologia przyznaje jej pierwszeństwo, a obecna pozycja artystki pozwala jej na twórczość totalnie nienastawioną na popularność. Dla konkretnego kogoś, nie dla wszystkich. To był 2010 rok. The Dumplings debiutowali cztery lata później. Przywołanie Brodki oczywiście nie jest przypadkowe; mother figure dla całego gatunku.
The Dumplings pojawili się raczej nieoczekiwanie, a ich album “No Bad Days” w tamtych czasach był ekstraświeży, jak letnie zakupy z ryneczka. Justyna Święs i Kuba Karaś nie mieli wtedy nawet 20 lat i choć teraz nie robi to takiego wrażenia, to mówimy o czasach, gdy streamingi były szczytem burżujstwa (Spotify weszło do Polski w 2013 r.), a selfpublisherzy nie mnożyli się jak grzyby po deszczu. Polsko-angielski debiut wyznaczył ich styl, mocno eksplorowany w kolejnych wydawnictwach. Elektroniczne zakusy jeszcze nie trendowały: w Polsce Artur Rojek właśnie rozbił rynek chusteczek higienicznych, bo wydał ultra płakuwę tzn. “Beksę”, hymnem Męskiego Grania był “Elektryczny” (nadal topka!), a Natalia Przybysz złamała tabu albumem “Prąd”. Działo się dużo, ale niewiele w klimacie popu połechatnego oldschoolowym synthem. Oddam jednak honory Coals, którzy również swój pierwszy raz mieli w 2014 r. z niestety zapomnianą EP-ką “Homework”, no i Brodce, już powoli dążącej do eksperymentalnego “Clashes”
The Dumplings – Polska Worldwide Edition
Okres powiedzmy do 2014-2016 r. postrzegam jako ten, w którym polska muzyka była w ogromnym odwrocie. Masówki i radiówki, (nie uwzględniam hip-hopu, który zawsze miał swoją publiczność, podobnie metal): ostatecznie przełamane kształtowaniem się gatunku, zmianami klimatu i debiutami. W tym czasie rosło też poważanie do języka ojczystego w muzyce, częściowo zapewne spowodowane radiowymi restrykcjami, ale być może sprzedawaniem dealów 2w1: słów, które nie skręcają i produkcji, która aż unosi.
The Dumplings tutaj nie trafili w sedno i pozostali w trybie fifty-fifty. Radzili sobie, nawet z anglojęzycznymi tytułami albumów (jesteśmy w tej chwili przy “Sea You Later”). Ich największe hity to jednak polskie strzały. “Betonowy las” z pierwszej płyty, wybitne “Kocham być z tobą”, do którego teledysk prześladuje mnie do dziś, “Nie gotujemy” – tutaj akurat bardziej nostalgicznie niż widowiskowo. Moim zdaniem tytuł MVP sezonu należał im się tak samo, jak Fryderyk 2024 za Artystę Roku Vito Bambino, a “Odyseusz” został ograbiony z należnego uznania. Przynajmniej długo ostał się na koncertowych setlistach.
The Dumplings: kłopoty w “Raju”
“Raj” to album The Dumplings, do którego wracam najczęściej i moim zdaniem na razie starzeje się najlepiej – sprawdzę to za kolejne pięć lat. Progres tekstowy jest wyraźny, być może Justyna poczuła nutkę rywalizacji z kolegami, koleżankami i osobami koleżeńskimi po fachu. Kuba Karaś z kolei przeszedł samego siebie, bo każda jedna piosenka funduje ciary już na otwarciu. Bang i comeback do ejtisów w Polsce, chyba jeden z pierwszych. “Raj” skręcił odrobinę w soundtrackowość, mocno też narzucił klimat: ciężki, jesienno-zimowy. Gdyby muzyka mogła mieć zapach, “Raj” pachniałby ostro, ciężko, z piżmem na pierwszym planie. Paradoksalnie popycha w stronę repety, a nie przytłoczenia.
Trasa “Przykro mi” promująca ostatni album miała zakończyć The Dumplings. Podczas koncertów z “ostatniego” tournée zespół zapowiadał występy jako grande finale, choć wyraźnie nie postawił kropki nad i. Plotki podsycały emocjonalny ciężar rozstania: konflikt, niechęć do współpracy i wewnętrzne tarcia. Szansa na powrót była ledwie cieniem.
The Dumplings: odrywanie kuponów i problem z attention spawn
Elektryzujący wokal Justyny Święs i nowatorskie podejście Kuby Karasia stworzyło, cóż, zespół, o którym tak łatwo nie da się zapomnieć, ale. The Dumplings (jako duet) przez te sześć lat robili trochę rzeczy, jednak działali leniwie. Pojedyncze koncerty, ostatni singiel w 2020 r., na dodatek pandemicznym: ktokolwiek widział, ktokolwiek wie? Wylew nowości w każdy premierowy piątek (i nie tylko), algorytmy ostrzące sobie zęby na wszystkich ignorujących regularność w dystrybucji to m.in. powody, dla których “W naszym zabetonowanym mieście”, świeżynka od The Dumplings, potrzebowała nieco czasu by przebić 100 tys. odsłuchów na Spotify.
Stan rzeczy martwi, fajerwerków nie słychać, więc gorąco liczę, żeby te liczby nie zatrzymały projektu. Targetowanie w starych fanów jest trudne, zdobycie nowych – trudniejsze. “W naszym zabetonowanym mieście” liryka napęczniała, a postapokaliptyczny klimat ostatecznie siedzi z brzmieniem, które jest nieoczywiście miękkie. Jak na mój gust: trochę za bardzo, przez co nieco nuży – ale piosenka trwa 3.45, co znacznie przekracza dzisiejsze standardy. “W naszym zabetonowanym mieście” nie brakuje technicznego szlifu czy tropów, które są pułapką na współczesnego słuchacza. Utwór za to odciął się od pełnego charakteru: a bez The Dumplings trudno o wersję 24. Czekamy.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł