Piruet z Model/Actriz, dawka nowej Viagry, debiut Shearling, a może zanurzenie się w monumentalne brzmienia Swans? Sprawdź, jakie płyty przejęły maj!

“Ekscytacja i lekki stres”. Nico Elgstrand o nowej płycie Katatonii
"Ktoś kiedyś powiedział, że jest to 98% strachu i 2% ekscytacji - albo odwrotnie, sam nie wiem. W tym tkwi cały urok - nigdy nie wiesz, jak coś zostanie odebrane. Z jednej strony nas to trochę przeraża, ale z drugiej nakręca" - Nico Elgstrand o "Nightmares as Extensions of the Waking State", nowym albumie zespołu Katatonia.
02.06.2025
Martyna Kościelnik
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Martyna Kościelnik: Katatonia przeszła przez pewne zmiany – nowa płyta, nowy skład zespołu, do którego oficjalnie dołączyłeś. Jak to się stało, że stałeś się oficjalnym członkiem zespołu? Czy długo zastanawiałeś się nad podjęciem tej decyzji?
Nico Elgstrand: Zaczęło się to dwa lata temu, gdy zagrałem jeden koncert, bo Anders nie mógł, a później zamieniło się to w całą trasę i od razu złapaliśmy wspólne flow. Kiedy zapytali mnie o dołączenie, to odpowiedź brzmiała – tak, oczywiście! Dobrze się dogadujemy, co jest istotnym elementem w zespole – w końcu spędzamy dużo czasu poza sceną, mamy bardzo podobny gust muzyczny i wszystko, więc to było natychmiastowe TAK.
Jak się czujesz po oficjalnym dołączeniu do Katatonii? Czy odczuwasz presję, by spełnić pewne wymagania? A może wręcz przeciwnie – czy ten zespół stał się dla ciebie furtką do nowego rozdziału i dzięki temu odczuwasz wolność twórczą?
Trochę jedno i drugie. Z jednej strony czuję onieśmielenie, bo utwory są złożone, ale to normalne, bo w końcu dołączam do zespołu. Chodzi mi o to, że chcesz wypaść jak najlepiej, dać z siebie jak najwięcej, a ponieważ wszystko jest nowe, to czujesz się trochę ogarnięty strachem. Pojawiają się pytania: Czy dam radę? Czy potrafię zagrać te piosenki na tyle dobrze, bla bla, bla…, ale wiesz, to jest jak z każdą nową pracą lub czymkolwiek innym – po prostu odczuwa się nerwy. Ale to nie oznacza, że byłem rzeczywiście mocno zmartwiony – czułem się pewny siebie, a jeśli naprawdę lubi się muzykę, to jest łatwiej ją zagrać dobrze. Nawet jeśli pojawia się mała nerwówka, to zespół pomaga mi się jej pozbyć, bo świetnie się razem bawimy. Mam świadomość, że dam sobie radę, więc mam nadzieję, że to mnie zaprowadzi tylko do czegoś niesamowitego.
Czy Katatonia jest zespołem, który cenisz od dawna? Czy jest album Katatonii, który ma dla ciebie wyjątkowe znaczenie?
Tak, to zespół, który znałem już od jakiegoś czasu. Razem graliśmy na festiwalach, a że wszyscy jesteśmy ze Szwecji, to siłą rzeczy zwróciliśmy na siebie większą uwagę. Jeśli chodzi o faworyta – tych albumów jest naprawdę sporo, ale teraz mamy jeden kawałek, który gramy od jakiegoś czasu i zasłużył na to miano. Chodzi o “Old Heart Falls” – to bardzo cool utwór. Jestem ogromnym fanem Pink Floyd i dla mnie ten kawałek wpasowuje się w ich stylistykę… z domieszką brzmienia Katatonii. Na świecie są miliony albumów, więc ciężko cokolwiek wyselekcjonować. Preferencje też się mogą cały czas zmieniać. Kolejną sprawą jest granie utworów na żywo – gdy grasz, zacierasz trochę tę magię, ponieważ zmienia się odbiór danej kompozycji – to już nie jest to samo, czym jest po prostu słuchanie. Ale ten konkretny utwór nadal mi się naprawdę podoba. Nadal mogę się nim cieszyć, nie zawracając sobie myśli zmianami akordów czy czymś w tym stylu. No ale tak, Katatonia ma spory dorobek, jest na scenie już dawno, więc wiesz, o co chodzi.
Polecamy na eBilet.pl
Jaki miałeś wpływ na tworzenie “Nightmares as Extensions of the Waking State”? Czy reszta zespołu dała ci pełną wolność twórczą? A może musiałeś dostosować się do ich zasad? Czy czujesz, że wniosłeś coś świeżego do zespołu?
W pewnym sensie pojawiła się swoboda twórcza, jeśli mam brać pod uwagę zachęte innych do tworzenia wielu dziwnych rzeczy oraz próbowania nowych ścieżek. Ma się chociaż szansę zaprezentować pewien pomysł, a później wiadomo, jak to bywa – dziewięć na dziesięć planów okazuje się być totalną bzdurą, a ten dziesiąty jest świetny. Myślę, że reszta to totalnie rozumie – jeśli chcesz, by ktoś był mistrzem w swoim fachu, trzeba mu pozwolić działać po swojemu, a następnie adaptować te pomysły do reszty zespołu. W tym sensie czuję, że nikt nie próbował dyktować mi, jak mam grać i po prostu robiłem to po swojemu. Na szczęście to zadziałało. Oczywiście, gdy gra się stare kawałki, to czasem jest to niemal niemożliwe, by mieć tę swobodę. Zdarza się, że jest naprawdę ciężko, by zagrać czyjeś solówki, bo czasami są wynikiem improwizacji, ale to już jest kwestia praktyki. Jeśli chodzi o moje partie gitarowe na nowym albumie – po prostu robiłem cokolwiek, a później musiałem przerobić kilka rzeczy. W większości był to całkiem prosty proces i nie musiałem wiele zmieniać.
W internecie są już dwa wasze nowe single – “Temporal” oraz “Lilac”. Co sprawiło, że akurat te utwory będą promować nowy album? Czy to najlepsze podsumowanie płyty? A może wręcz przeciwnie – to tylko lekki przedsmak?
Myślę, że to tylko mała część tego, co ma nadejść. Dla nas, stwórców albumu, naprawdę ciężko jest stwierdzić, który utwór stanie się najlepszym pierwszym i drugim singlem. To management, wytwórnia i inni podpowiadają nam, co zrobić. To trochę jak z gotowaniem zupy – jeśli sama ją zrobisz, niekoniecznie jesteś najlepszą osobą, by ocenić, czy jest smaczna i w jaki sposób ją zaserwować. Potrzeba kogoś z zewnątrz, kto spojrzy na to z innej perspektywy. W efekcie ten album jest totalną mieszanką – i to w pozytywnym sensie. Pamiętam, że gdy skończyliśmy, mieliśmy dużo dylematów, by ustanowić, który kawałek będzie pierwszym, drugim i tak dalej. “Nightmares as Extensions of the Waking State” to jest coś o wiele większego – to naprawdę udana płyta i myślę, że trzeba ją przesłuchać kilkukrotnie, zanim się ją zrozumie. Ale takie wydawnictwa zostają na dłużej, a przynajmniej taką mam nadzieję. To na pewno nie jest tak, że całość brzmi tak samo – nie dostaniesz kilku podobnych utworów. Myślę, że odczujecie miłe zaskoczenie, gdy album ujrzy światło dzienne.
Polecamy na eBilet.pl
Czy pod względem brzmienia “Nightmares as Extensions of the Waking State” jest nową erą w twórczości Katatonii? Czy jest na niej dużo innowacyjnych dźwięków? A może połączenie tradycji z nowoczesnością?
Ciężko mi stwierdzić, ponieważ gdy jest się w coś zaangażowanym, to po prostu chce się stworzyć dobrą muzykę. Pod koniec dnia rzadko się myśli “okej, zróbmy to w ten i ten sposób”. Oczywiście jeśli zespół ma pewien styl, to możemy jedynie rozciągnąć go na tyle, ile to możliwe, by wydobyć z niego coś świeżego i wdrożyć w życie nowe pomysły. Uważam, że nam się to udało – miks i brzmienie płyty są niesamowite, ale tak jak mówię – staramy się po prostu stworzyć dźwięki, które będą przyjemne dla ucha i myślę, że innym również się to spodoba. Im mniej mózgu używasz, tym lepszy wynik zyskujesz.
Uwagę zwraca tytuł singla “Wind of no Change”. Czy to było nawiązanie do hitu Scorpions i odwrócenie narracji?
Cóż, rzeczywiście jest to całkowite przeciwieństwo. “Wind Of Change” niesie za sobą pozytywne przesłanie, a “Wind of no Change” – niekoniecznie. Ale to nie było celowe nawiązanie do piosenki Scorpionsów – po prostu tak wyszło. Jeśli zestawisz je ze sobą, faktycznie mogą wyglądać jak przeciwieństwo, więc jeśli ktoś chce sobie tak to zinterpretować, to śmiało! Ale tak jak mówię – nie było żadnej intencji, by stworzyć odpowiedź na przebój zespołu Scorpions, jeśli o to chodzi.
Na albumie jest jeden utwór w języku szwedzkim. Co sprawiło, że tylko “Effer Solen” jest w waszym ojczystym języku? Nie kusiło was, by stworzyć więcej utworów po szwedzku?
Jest to w pewnym sensie walka – z jednej strony naprawdę dobrze jest pisać po szwedzku, bo jesteśmy Szwedami i zupełnie inaczej można wyrażać siebie w ojczystym języku. Ale jednocześnie 99,9% popularnej muzyki rockowej jest jednak w języku angielskim, więc jeśli Katatonia zdecydowałaby się na nagranie płyty całkowicie po szwedzku… cóż, nie jestem temu przeciwny, w zasadzie nie zwracam uwagi na język, dopóki utwór jest dobry. “Effer Solen” był zupełnie zupełnie czymś innym, również pod względem muzycznym, więc pasowało, by zostawić go po szwedzku. Tak naprawdę nigdy nie rozmawialiśmy o tym, w jakim języku powinien powstać – po prostu od początku czuliśmy, że idealnie wpasuje się w resztę albumu – fajnie kontrastuje, bo brzmi naprawdę inaczej. A później wiele osób będzie się zastanawiać – co oni do cholery śpiewają?
Czy jest na tej płycie utwór, z którego jesteś szczególnie dumny? Taki, który sprawił, że poczułeś, że jesteś na odpowiednim miejscu i właśnie to chcesz robić?
Myślę, że nie, chociaż od kiedy rozpoczęliśmy nagrania, to zmieniało się z dnia na dzień. Jeśli już skończysz pracę nad materiałem, to po prostu czujesz radość, że udało ci się stworzyć album. Uważam, że jest bardzo dynamiczny i różnorodny, więc nie mam swojego faworyta. Płyta jako całość jest naprawdę mocną wypowiedzią, jeśli można tak to określić i bardzo się cieszę, że mogę być jej częścią. Jeśli zapytałabyś mnie o to samo za kilka lat, to być może będę mieć lepszą odpowiedź na to pytanie, ale teraz wszystko jest jeszcze zbyt świeże. Mamy też teraz do czynienia z kawałkami, których jeszcze nie graliśmy tak wiele razy. Tak jak wcześniej mówiłem – gdy zaczniemy je grać, to stracą trochę swoją magię, ponieważ staną się pewnego rodzaju przepisem dla mózgu – musimy być zaangażowani w naukę, jak faktycznie je zaprezentować. Naprawdę lubię “Thrice”, czyli pierwszy utwór z płyty, którego jeszcze nikt nie słyszał. Nie jest to mój definitywny faworyt – po prostu na ten moment lubię go najbardziej.

Czy podczas pracy nad albumem mieliście momenty załamania i kryzysu? Czy raczej tworzenie materiału poszło gładko?
Zawsze zdarzy się kilka załamań, ale właśnie tak powinno być. Wszyscy tworzymy już od jakiegoś czasu i wiemy, że jeśli faktycznie następuje jakieś załamanie kreatywne, to po nim przyjdzie czas na coś naprawdę dobrego. Ogólnie powiedziałbym, że poszło całkiem gładko. Nie było żadnego kryzysu przez dwa tygodnie, że ktoś chciałby zagrać balladę, a inna osoba dynamiczny utwór, czy coś w tym stylu. Wszyscy byliśmy po tej samej stronie, ale wiesz, czasami jest ciężko, gdy jest się niewyspanym i tym podobne. Mieliśmy kilka załamań, że nie daliśmy rady czegoś zagrać ze względu na zmęczenie, ale w większości było naprawdę dobrze.
Trzeba przyznać, że uwagę dodatkowo przyciąga okładka nowej płyty. Jak ją zinterpretować? A może dopiero po przesłuchaniu całości albumu odkryjemy, co ona oznacza?
Myślę, że do ani do mnie, ani do nikogo z zespołu nie należy wyjaśnianie naszych intencji, ponieważ to odbiera radość doświadczania muzyki. Wiesz, jeśli piosenka przykładowo opowiada o pójściu do sklepu, a ty uznasz, że to idealny utwór na rozpad małżeństwa czy cokolwiek innego, to właśnie o tym jest muzyka – pomaga ludziom w dobrych i złych czasach, a nie jest mechaniczna. Nie ma tu podręcznikowego znaczenia – płonący jeleń, jak sugeruje tytuł, może być stanem między jawą a snem. Czasami miewamy wspaniałe sny, a innym razem nawiedzają nas koszmary i nikt nie potrafi ich wyjaśnić. Myślę, że psychiatrzy próbują je wyjaśniać, jednak może to być żałosna próba podjęcia się czegoś, co jest niewytłumaczalne. Mam swoją wersję, ale jestem w stu procentach pewien, że gdy ją usłyszysz, ty będziesz mieć swoją interpretację i to jest w porządku. Tak samo nie powinniśmy mieć jednej interpretacji tych samych utworów. Dopóki oboje je lubimy, przychodzimy na koncert w myślą “o, to jest super”, to moim zdaniem już wystarczy.

Już wkrótce ruszycie w trasę koncertową, podczas której wystąpicie w Polsce. Czy czujesz ekscytację związaną z zaprezentowaniem nowego materiału na żywo?
O tak, a nawet i lekkie przerażenie. Zagraliśmy ostatnio w Belgii nowy utwór i zawsze na początku jest trochę nerwowo, ale przede wszystkim czerpiemy z tego dużo radości, bo jednak kawałek jest świeży i nie był grany miliony razy podczas trasy. Podsumowując – pierwsze stresujemy się, czy dobrze zagramy utwór, a gdy już nam się uda to uczynić, to badamy, czy przypadł do gustu publiczności. To coś w stylu – słyszysz nowy utwór po raz pierwszy i nie wiesz, co o nim myśleć. Po dziesięciu odsłuchaniach masz już wyrobioną opinię typu “tak, to zdecydowanie najlepszy utwór”. Ktoś kiedyś powiedział, że jest to 98% strachu i 2% ekscytacji – albo odwrotnie, sam nie wiem. W tym tkwi cały urok – nigdy nie wiesz, jak coś zostanie odebrane. Z jednej strony nas to trochę przeraża, ale z drugiej nakręca. My wiemy, że dla nas ten materiał jest dobry, więc możemy mieć jedynie nadzieję, że ludziom też to się spodoba i nie zaczną rzucać pomidorami. Ale myślę, że tak nie będzie – jestem całkiem pewny, że to będzie świetna zabawa na żywo. Liczę na to, że publiczność też to tak odbierze.
Katatonia już 6 czerwca zaprezentuje światu wyczekiwany album – “Nightmares as Extensions of the Waking State”. Szwedzki zespół ogłosił trasę koncertową, podczas której wystąpi w Polsce. Wraz z Evergrey oraz Klogr zaprezentują się już 18 listopada w warszawskiej Progresji.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł