Kategorie
eBilet
Fot. Materiały promocyjne

Rock

“Dopóki mam głos, będę śpiewał” Bernie Shaw o Uriah Heep i nie tylko 

"Dopóki mam głos, będę śpiewał. Uważam, że po to zostałem stworzony" - tłumaczy Bernie Shaw. Uriah Heep już wkrótce wystąpi w Polsce. W oczekiwaniu na koncert, odbyliśmy rozmowę z wokalistą.

Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl

Martyna Kościelnik: Kiedy stawiałeś swoje pierwsze sceniczne kroki, jeszcze przed Uriah Heep, byłeś bardzo młody. Pamiętasz może, jakie miałeś wówczas wtedy plany i marzenia? Czy spodziewałeś się, że twoja kariera nabierze takiego rozpędu i będziesz mógł śpiewać przez kilkadziesiąt lat?

Bernie Shaw: Myślę, że nie. Kiedy zacząłem śpiewać, miałem 13 lat i założyliśmy z przyjaciółmi zespół w piwnicy, będąc jeszcze w Kanadzie. To było hobby. A hobby to coś, co kochasz robić. Nie chodziło o zarabianie pieniędzy, tylko o tworzenie muzyki i świetne spędzanie czasu z bliskimi. Po liceum dołączyłem do zespołu, w którym mogłem zarabiać, i jeździliśmy razem po różnych hotelach. Najprawdopodobniej przemierzyłem 3000-4000 kilometrów po Kanadzie, bo to w końcu duży kraj. Spędziłem sporą część moich nastoletnich lat i młodości na tyłach vana, podróżując po całym kraju, po miejscach, których dotąd wcześniej nie widziałem… i pracując. Byliśmy na scenie o 21:00, a kończyliśmy granie o 02:00. Długie noce, mnóstwo śpiewania latami.

Myślę, że to był po prostu naturalny proces, kiedy wszystkie koncertowe lokale w Kanadzie zaczęły się zamykać, ponieważ nadchodziło disco lat siedemdziesiątych. “Zapomnijmy więc o zespole rockowym grającym na żywo, zatrudnijmy gościa z odtwarzaczem”. Wtedy zdecydowałem, że to jest to, co chcę robić do końca życia. Skorzystałem z okazji i przeprowadziłem się do Anglii, bo mój tata był Anglikiem mieszkającym w Kanadzie. Znalezienie zespołu zajęło mi trzy dni. Trzeba przyznać, że miałem sporo szczęścia.

Myślę, że jeśli jesteś sportowcem, działasz w branży rozrywkowej czy jesteś aktorem, tancerzem lub muzykiem, wstrzelenie się w odpowiedni czas ma dużo z tym wspólnego. Miałem ogromnego farta, że znalazłem się we właściwym miejscu, o odpowiednim czasie i z właściwym głosem. A grałem tylko w kilku zespołach.

Ale wiesz, nie przypuszczałem, że będę w Uriah Heep, który w przyszłym roku będzie obchodził 40-lecie ze mną na wokalu. Nigdy nie sądziłem, że potrwa to tak długo. Rzecz w tym, że jako muzycy nie myślimy o tym, kiedy coś się rozpocznie i zakończy. Jeśli jesteś zdrowy i kreatywny, nie ma limitu czasu. Wiesz, malarze malują, pisarze piszą. Nie budzisz się pewnego dnia i mówisz: “nie, już nie będę tego robić”. Pisarze piszą. To emocje. Muzyka to emocje. Aktorstwo to emocje. A aktorstwo jest ważną częścią bycia głównym wokalistą, bo to ja muszę odegrać piosenkę. To trochę, jak bycie lalkarzem. Staram się odtworzyć piosenkę w taki sposób, żeby ludzie mogli ją rozpoznać i się z nią utożsamić. Ale nigdy nawet o tym nie myślałem. Dopóki mam głos, będę śpiewał. Uważam, że po to zostałem stworzony na tym świecie.

Kto był twoją największą inspiracją?

Gdy byłem nastolatkiem, bardzo zainspirował mnie Burton Cummings z zespołu The Guess Who. To był jeden z pierwszych zespołów, których słuchałem i naprawdę mi się podobał. Mieli wielki hit “American Woman”, a także setki innych piosenek – “These Eyes”, “New Mother Nature”… – mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. A jako Kanadyjczyk, było to dla mnie bardzo ważne. Słuchałem też takich zespołów, jak Styx, Kansas, Boston, wykonawców z wieloma wokalistami i bogatą harmonią, ponieważ uważam, że mój wokal pasuje do wielu głosów wokół, a nie na przykład do Deep Purple. Ian Gillan ma świetny wokal solowy, Robert Plant również. Nie potrzebują upiększeń, w których moim zdaniem tkwi moja siła, mój głos dobrze komponuje się z innymi wokalami.

Jakie to uczucie, gdy wiesz, że wasza twórczość jednoczy kilka pokoleń? Czy pisząc nowe piosenki, skupiacie się na teraźniejszości? A może zależy wam na tym, by utwór był ponadczasowy?

Myślę, że kiedy pisze się piosenki, one przychodzą same jako pomysł. To trochę jak malowanie – po prostu bawisz się kolorem, a w pisaniu utworu – bawisz się melodią i muzyką. Schemat nie jest przyjęty odgórnie, że musimy napisać hit. Muzyka ma w sobie zbyt wiele emocji, by podchodzić do niej w tak skupiony czy sterylny sposób. Trzeba eksplorować różne ścieżki. Kiedy piszemy piosenki w studiu, czasami ty masz pomysł, innym razem ktoś inny, a innym razem mieszamy obie koncepcje. To prowadzi do zupełnie innej ścieżki, niż to, co było oryginalnym zamysłem. Zdarza się tak, że Phil lub Mick po prostu przynoszą gotowy utwór, zrobiony w stu procentach i myślisz sobie: “wow, nie muszę dodawać nic innego, prócz mojego wokalu”. Trudno ująć w słowa, jak napisać taką piosenkę. To coś jak słoik z robakami. Nigdy nie wiesz, jak to się skończy, bo może to pójść różnymi ścieżkami. Normalnie producent powiedziałby: “Nie, koniec. Nie kombinuj więcej”. Masz to. Bo jeśli za bardzo zboczysz z tematu, możesz stracić tę wyjątkową iskrę, z którą zacząłeś.

Fot. Materiały promocyjne

Co jest przepisem na dobrą atmosferę w studiu i podczas koncertów? Co sprawia, że po tylu latach nadal dobrze dogadujecie się ze sobą?

Myślę, że chemia w zespole od samego początku jest najważniejsza. Jeśli nie możesz wyjść na drinka z kolegami, to wiesz, że coś jest nie tak. Wiesz, jesteśmy ze sobą 200 dni w roku z dala od rodzin, więc trzeba mieć – przynajmniej w przypadku Uriah Heep – chemię między sobą, bo jednak spędzamy ze sobą sporo czasu. Jeśli podchodzimy do nagrań, tworzymy to w bardzo oldschoolowym stylu. Wszystko rozstawiamy w jednym pomieszczeniu i zwykle nagrywamy to w starym kościele, więc jest to ogromny, przestronny budynek o katedralnym brzmieniu. W zasadzie nie jest zbyt wielki, bo jest bardzo stary, ale wszystko jest rozstawione jednocześnie – wszyscy jesteśmy razem w jednym pokoju i gramy w tym samym czasie. Dlatego pojawia się coś, co nazywamy “przesłuchami” – dźwięk gitary przedostaje się do mikrofonu perkusji, a klawisze słychać w mikrofonach od gitary. I to tworzy pełniejszy, bardziej przestrzenny obraz, bo zamiast nagrywać osobno perkusję, później bas, gitarę rytmiczną i solo – wszystko jedno po drugim, jak stos naleśników. Tak właśnie się nagrywało, zwłaszcza w latach 80. i 90., często nawet nie będąc w tym samym pomieszczeniu podczas nagrań. W dzisiejszych czasach każdy ma studio przydomowe. Nagrywasz, wysyłasz plik do drugiej osoby i ona się dogrywa. My nie jesteśmy w stanie tak pracować. Musimy patrzeć sobie w oczy, czuć pot, głośność i moc. Tak właśnie uzyskujemy nasze brzmienie.

Z jakimi wyzwaniami mierzy się muzyk, który dołącza do zespołu, w którym pozostali członkowie znają się od lat? Wiem, że od tamtego czasu minęły wieki, ale jak to wspominasz? Czy łatwo było odnaleźć ci się w tej roli?

No cóż, musiałem stąpać ostrożnie. Oczywiście, że byłem bardzo zestresowany, ponieważ śpiewałem piosenki Uriah Heep jeszcze będąc w Kanadzie w latach siedemdziesiątych, a w 1986 roku zapytali mnie o dołączenie do zespołu. Najlepszą rzeczą jest to, że wszyscy bardzo przyjaźnie mnie przyjęli. Zaufali Mickowi, który powiedział: “mam kolesia, który idealnie tu pasuje – nie tylko pod względem muzyki, ale i osobowości”. I od samego początku świetnie się dogadywaliśmy. Mick i ja do tej pory jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Co tydzień rozmawiamy ze sobą telefonicznie. Przyjeżdża do mnie na weekendy, jemy razem kolacje, pijemy wino przy gitarach, wiesz, świetnie się razem bawimy. I tak było od samego początku. Myślę, że to bardzo ważne.

Wasza dyskografia liczy naprawdę dużo albumów studyjnych. Czy “Chaos & Colour” doczeka się następcy?

Mieliśmy bardzo pracowite lato, grając na festiwalach w całej Skandynawii, Niemczech i większości krajów Europy. W tej chwili powstaje więcej piosenek, ale nie wiem, nie jestem tekściarzem. Bardziej wcielam się w ich krytyka, niż autora. Wiem, że Mick i Phil cały czas wymieniają się pomysłami. Zapisują je na komputerach, a później wysyłają pliki, tworząc zalążek utworów. Tak samo Dave – pisze z przyjaciółmi z Los Angeles. Jestem pewien, że u niego też zrodziły się jakieś pomysły. Ale nie zebraliśmy się jeszcze wszyscy, by usiąść i porozmawiać o nowej płycie. Mam nadzieję, że 2026 rok przyniesie nam nowy album. Jeśli to nastąpi, najprawdopodobniej pod koniec przyszłego roku, bo wcześniej będziemy na “Magician’s Farewell Tour”. Ruszamy pełną parą. Gramy w styczniu i lutym w całej Skandynawii, a później w Ameryce. W lutym ruszamy w wielki rejs, a potem – miejmy nadzieję – trasę koncertową po Ameryce i Kanadzie. Tym sposobem zagramy w 67 krajach. Jeśli robimy trasę światową, to faktycznie mamy to na myśli. A odwiedzenie tylu krajów zajmuje dużo czasu.

Czego możemy spodziewać się na nadchodzącym koncercie w Polsce?

Cóż, gramy ten set już od prawie roku i mamy kilka nowych utworów z “Chaos & Colour” oraz kilka starych klasyków, których dawno nie graliśmy. Jest to dobrze skonstruowany, świeży set dla nas. Przechodzimy do różnych albumów, których nie graliśmy od dawna. Będzie trochę prog rocka, a nie tylko trzyminutowych, ciężkich piosenek. Mam nadzieję, że polska publiczność będzie zaskoczona.

Skoro mówimy o albumach i piosenkach… Czy jest utwór, z którego jesteś szczególnie dumny, chociaż nie zyskał aż tak ogromnej popularności?

Tak, niestety z Uriah Heep mamy dużo piosenek, które moim zdaniem były bardzo, bardzo dobre, ale zarówno wytwórnia, jak i stacje radiowe nie paliły się do zagorzałej promocji. Myślę, że “Grazed by Heaven” jest świetnym, rockowym kawałkiem. Nawet był dzisiaj grany w stacji radiowej z klasycznym rockiem, ale nie jest aż takim hitem, jak sądziłem, że się stanie. Jednym z moich ulubionych utworów z płyty “Wake the Sleeper” był “What Kind of God”. Kiedy poznałem historię z “Bury My Heart at Wounded Knee” (książka autorstwa Dee Browna z 1970 roku, na podstawie której powstał album – przyp. red.) i przeczytałem, w jaki sposób Indianie byli wtedy traktowani – cała ta opowieść o Siedzącym Byku i tamtych wydarzeniach – bardzo mocno mnie to uderzyło. To była jedna z najpiękniejszych piosenek, jaką dane mi było zaśpiewać na żywo tuż obok “July Morning”, ze względu na ten jasny przekaz.

Z perspektywy doświadczonego muzyka – jak myślisz, czy dzisiejsze czasy i dostęp do mediów społecznościowych ułatwiają młodym zespołom “wybicie się” na scenie? A może wręcz przeciwnie – utrudniają tę pracę i rozpraszają?

Myślę, że młodym muzykom jest teraz trudniej. Jak już wspominałem, gdy dorastałem, zaczynałem swoją drogę w zespołach garażowych, a później podbijaliśmy lokalne potańcówki i sale. Myślę, że teraz już nie ma takich miejsc. Nie ma gdzie grać na żywo. A nie możesz doskonalić swojego warsztatu, siedząc tylko w sypialni. Moim zdaniem to trochę sterylne podejście. W latach 80., szczególnie wśród gitarzystów, często było to słychać – spędzali całe godziny w swoich pokojach, ćwiczyli i ćwiczyli, aż stawali się technicznie niesamowici. Jeff Beck jedną nutą potrafił sprawić, że włosy stają dęba, i to właśnie jest ta różnica. Jeśli nie masz możliwości, by wyjść i grać przed ludźmi, to tracisz to, co sprawia, że muzyka staje się prawdziwa – bo wtedy nabiera o wiele więcej emocji, nie tylko technicznych aspektów, ale zupełnie innego wymiaru. Myślę, że dziś już tego nie ma. Oczywiście media społecznościowe pełnią jakąś rolę, ale nie zastąpią uczucia, które towarzyszy muzykowi stojącemu na scenie przed setką czy setką tysięcy ludzi. Wiesz, farba na twoich ścianach i tapeta nie będą klaskać, gdy zrobisz coś wyjątkowego. I to właśnie jest, moim zdaniem, główna różnica.

Czy jesteś mocno zakorzeniony w brzmieniach, których słuchasz od lat? Czy sięgasz po twórczość młodych zespołów? Jeśli tak, to jakich?

Lubię słuchać bardzo różnorodnej muzyki, moja kolekcja płyt sięga od Marilyna Mansona po Dixie Chicks. Słucham wszystkiego. Chciałbym powiedzieć, że słucham więcej nowych zespołów na żywo, ale znowu – nie ma żadnych miejsc, w których mógłbym chodzić na koncerty tam, gdzie mieszkam. Chyba, że pojadę do Londynu. Słucham jednak coraz więcej zespołów, które pojawiają się na mojej stronie na Facebooku. Jednym z zespołów, które pojawiły się w ostatnim czasie, jest Greta Van Fleet. Głos tego gościa jest poza skalą Richtera, jasna cholera! Wiem, że grają od jakiegoś czasu i nawet zagraliśmy z nimi kilka koncertów w Anglii, ale kiedy jesteś headlinerem występu, nie przychodzisz na koncert przed powiedzmy dziesiątą czy jedenastą wieczorem, a oni grają o siódmej. Przegapiłem ich, bo bardziej potrzebowałem odpoczynku niż doświadczenia i odkrywania nowych zespołów. Ale tak, staram się trzymać rękę na pulsie z tym, co się aktualnie dzieje. Zespoły, które pojawiają się na moim Facebooku, są bardzo młode, nowe, ale i oldschoolowe – wyglądają jak wczesne Led Zeppelin i mają coś z Roberta Planta – surowy, rockowy głos. Myślę więc, że w ciągu ostatniego roku jest o wiele lepiej niż przez ostatnie pięć lat. Jest trochę więcej eksploracji ze strony tych młodych zespołów i to mnie ekscytuje.

Uriah Heep już wkrótce zaprosi polską publiczność na eksplorację ponadczasowych dźwięków, a to wszystko za sprawą trasy “The Magician’s Farewell”. Nadchodzący koncert w Polsce odbędzie się już 9 listopada w Hali Orion we Wrocławiu.

Uriah Heep

09.11.2025-09.11.2025
Wrocław
09.11.2025
URIAH HEEP
Hala Orion
Dowiedz się więcej

Gorące wydarzenia

Gorące wydarzenia

ADCC World Championship 2026

12.09.2026-12.09.2026
Kraków

Beata i Bajm

07.11.2025-21.12.2025
Bydgoszcz, Katowice, Olsztyn i inne

Kwiat Jabłoni – Przesilenie Tour

15.02.2026-28.04.2026
Gdynia, Katowice, Kraków i inne

Czas na kluby!

Kukon – Kraków, Marzec 2025

28.03.2026-10.04.2026
Gdańsk, Kraków, Warszawa

70. Krakowskie Zaduszki Jazzowe

31.10.2025-08.11.2025
Kraków

Audioriver Festival 2026

10.07.2026-10.07.2026
Łódź

Halowe mistrzostwa świata w lekkiej atletyce Kujawy Pomorze 26

20.03.2026-22.03.2026
Toruń

Targi Japońskie Nasza Japonia

15.11.2025-16.11.2025
Katowice

Mystic Festival 2026

03.06.2026-03.06.2026
Gdańsk

Mac DeMarco

20.06.2026-20.06.2026
Warszawa

Polska Noc Kabaretowa 2025

07.11.2025-22.11.2025
Bielsko-Biała, Bydgoszcz, Częstochowa i inne

Pojedynek Legend XXI wieku – Galacticos Show

25.04.2026-25.04.2026
Chorzów

Preorder płyty: Dawid Podsiadło i Artur Rojek na żywo w Katowicach – ZORZA 2025

eBilet

5 Seconds of Summer – Everyone’s a Star – World Tour

22.04.2026-22.04.2026
Łódź

Beast In Black + Sonata Artica + Frozen Crown

03.11.2026-03.11.2026
Gliwice

To Kraków Tworzy Metamorfozy feat. Smolik

10.11.2025-10.11.2025
Kraków

WSZYSCY JESTEŚMY KACPERCZYK TOUR

07.11.2025-03.12.2025
Gdynia, Katowice, Lublin i inne

WITCHZ ENTER AFTERLIFE World Tour 2026

19.09.2026-20.09.2026
Kraków, Warszawa

Open’er Festival 2026

01.07.2026-04.07.2026
Gdynia