Muzyka rap nigdy nie była gatunkiem jednolitym. Inspiracje zbierane z różnych zakątków kultury i sztuki wpłynęły na powstanie i rozwój licznych odnóg, które dziś funkcjonują jako osobne twory. Wielu raperów, wciąż eksperymentując z brzmieniem, wychodzi przed szereg, stając w opozycji do licznych, podobnych sobie, twórców. Wśród nich jest chociażby Sobel, którego muzyka wyróżnia się na tle polskiej sceny muzycznej.

Rod Stewart: swingująca ikona pop-rocka
Ten look z pewnością przejdzie do historii muzyki rozrywkowej: natapirowane długie blond włosy, luźny ale krzykliwy garnitur, głęboko rozpięta pod szyją koszula i apaszka. Do tego charakterystyczny, ochrypły wokal i mnóstwo scenicznej energii. Rod Stewart to gwiazdor totalny! Przed koncertami artysty w Polsce warto poznać jego muzyczną biografię.
22.10.2024
Aleksandra Gieczys
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Rod Stewart – gwiazda popu i jedna z jego ikon, utrzymuje się na powierzchni szołbiznesu od prawie 60 lat. Właśnie trwa jego światowa trasa koncertowa, w ramach której artysta odwiedzi Polskę. Jej nazwa – “One Last Time”, czyli “Ostatni raz” – może sugerować, że to może być ostatnia okazja dla polskich fanów, by zobaczyć piosenkarza na żywo.
Od sprzedawcy obrazów do bluesowego piosenkarza
Marsz do sławy Roda Stewarta nie zaczął się na scenie, ale… w sklepie z obrazami i ramami swojego brata, w którym pracował. Dopiero w październiku 1963 roku dołączył do grającej rhythm&bluesa grupy The Dimensions jako wokalista i harmonijkarz. Kapela grywała w klubie Studio 51 na Great Newport Street w Londynie, gdzie wcześniej popularność zdobyli Rolling Stonesi.
Potem, w 1967 roku, Stewart przyłączył się do Jeff Beck Group, gdzie udzielał się jako wokalista i autor tekstów. Wkrótce potem grupa wydała swój debiutancki album “Truth”, który dotarł na 15. miejsce listy przebojów w USA, ale za to nie odniósł żadnego sukcesu w Wielkiej Brytanii. Drugiej płycie – “Beck-Ola” z 1969 roku – powiodło się trochę lepiej, bo w Stanach Zjednoczonych trafiła na 15. a w Wielkiej Brytanii na 39. miejsce na liście przebojów.
W tym czasie jednak Stewart podejmował już pierwsze solowe próby, czego przykładem jest jego intpretacja bluesowego standardu “Good Morning Little School Girl”.
Nowy gracz na rockowym podwórku
W 1969 roku Rod Stewart opuścił Jeff Beck Group i dołączył do zespołu Faces, z którym rok później wydał album zatytułowany “The First Step”. To był już też czas, gdy z wolna tempa nabierała kariera solowa piosenkarza. O ile pierwszy album solowy “An Old Raincoat Won’t Ever Let You Down” (wydany też jako “The Rod Stewart Album”) był komercyjnym rozczarowaniem, to już wydana w 1971 roku płyta “Every Picture Tells a Story” – jak i promujący ją singiel “Maggie May” – momentalnie trafiły na czoło brytyjskiej i amerykańskiej listy przebojów. Magazyn Rolling Stone nazwał Stewarta “gwiazdą rocka roku”.
Do Ya Think I’m Sexy?
Stało się jasne, że Stewart ma coś muzycznie do zaproponowania nie tylko jako członek zespołu, ale też indywidualnie. Kolejny album – “Never a Dull Moment” w 1972 roku – tylko to potwierdził, stając się numerem 1 na brytyjskiej a numerem 2 na amerykańskiej liście przebojów. Muzyk podczas swojej kariery w Faces wydał pięć albumów solowych, a w tym samym czasie zespół – cztery. Kiedy w 1974 roku ukazał się piąty album Stewarta – “Smiler” – zespół w końcu się rozpadł.
Druga połowa lat 70. w karierze brytjskiego piosenkarza to czas wielkich hitów. Właśnie w tym czasie powstały takie szlagiery, jak się “Tonight’s the Night (Gonna Be Alright)”, “The First Cut Is the Deepest” (ten akurat z repertuaru Cata Stevensa), “Sailing”, czy “Do Ya Think I’m Sexy”.
Widać było po tych utworach, że Stewart dryfuje coraz dalej od rocka – nawet w rejony modnego wtedy disco.
Dobra passa muzyka trwa jeszcze w latach 80. Wtedy pojawiają się “Young Turks”, “Baby Jane”, czy “Forever Young”.
Natomiast gwiazda artysty coraz bardziej blaknie w latach 90., zreszta oceny krytyków od lat są coraz mniej entuzjastyczne. Rod Stewart musi znaleźć na siebie nowy pomysł… i to robi.
Renesans popularności oparty na coverach
Od początku lat 2000. Rod Stewart idzie we własne interpretacje klasyków muzyki rozrywkowej. Najpierw nagrywa pięcioczęściowy “The Great American Songbook” z autorskimi wersjami piosenek z lat 30. i 40., m.in. “Night and Day” Franka Sinatry. Cykl wydawnictw okazuje się być wielkim hitem, a za Vol. 3 muzyk dostaje nawet nagrodę Grammy w 2004 roku.
Stewart idzie za ciosem i nagrywa kolejne cover-albumy. Pierwszy to “Still the Same… Great Rock Classics of Our Time” (2006) z, jak wskazuje nazwa, rockowymi klasykami, m.in. Cata Stevensa i Boba Dylana. Potem przychodzi czas na “Soulbook” (2009), gdzie bierze na warsztat soulowe szlagiery. Okres “coverowy” zamyka “Merry Christmas, Baby” (2012), czyli album z piosenkami świątecznymi, który również jest dużym sukcesem komercyjnym.
W 2012 roku piosenkarz wraca do nagrywania autorskich płyt. Mocno energetyczny i bardzo radosny album “Time” zbiera jednak mieszane recenzje. Jedni chwalą powrót to samodzielnego pisania piosenek w rock-popowej konwencji. Inni wybrzydzają na prostotę aranżacji rodem z potańcówki w remizie strażackiej (“i to z jej schyłkowej fazy” – wyzłośliwia się recenzent magazynu “Gitarzysta”). Ale nawet ci ostatni widzą jaśniejsze punkty, doceniając na przykład utwór “It’s Over”.
Ostatni czy kolejny rozdział?
Kolejny album, “Another Country” z 2015 roku otrzymuje w większości jeszcze mniej entuzjastyczne recenzje. Podobnie jest z “The Tears of Hercules” z 2021 roku (po drodze jest jeszcze “You’re in My Heart: Rod Stewart with Royal Philharmonic Orchestra” z 2019 roku). I wtedy artysta wraca do sprawdzonego patentu i … tworzy kolejną płytę z klasykami.
Wydany w lutym tego roku, nagrany wspólnie z kompozytorem Joolsem Hollandem album “Swing Fever” (pol. “Swingowa gorączka”) to hołd dla złotej ery big bandów z początku XX wieku. I bardzo udany krok muzyczny, ponieważ wydawnictwo spotyka się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem publiczności i krytyków. To też repertuar, w którym Stewart czuje się świetnie i naturalnie, co widać choćby na teledyskach.
Zdaniem niektórych “Swing Fever” może rozpocząć nową fazę w twórczości muzyka. I być może byłby to właściwy kierunek, ponieważ Stewart już udowadniał, że zwrot w stronę klasyki zawsze działał na niego odświeżająco. Wydaje się, że swoje największe hity nagrał w latach 70. i 80. ubiegłego stulecia, ale jest bardzo utalentowanym interpretatorem klasyki muzyki rozrywkowej, co wciąż czyni go atrakcyjnym dla publiczności.
Trasa “One Last Time” wydaje się być znakomitym podsumowaniem tej kariery. Widać to po recenzjach w Internecie, gdzie koncerty zbierają bardzo dobre opinie. W sumie nic dziwnego: Rod Stewart to przecież legenda i prawdziwe “zwierzę sceniczne”. Jego zasługi dla muzyki rozrywkowej są nieprzecenione. Artysta w trakcie całej swojej kariery sprzedał blisko 250 mln płyt, zdobył ogromną liczbę nagród branżowych (w tym Grammy Living Legend), dwukrotnie wprowadzono go do Rock and Roll Hall of Fame, a królowa brytyjska nadała mu tytuł szlachecki za zasługi dla muzyki i działalności charytatywnej. Kogoś takiego po prostu trzeba zobaczyć na żywo!
Organizatorem koncertu jest Live Nation Polska.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł