American Music Awards rozdane! Wśród wygranych pojawiło się kilka zaskoczeń... i zdecydowana faworytka. Sprawdź listę zwycięzców!

Maj pod znakiem Swans, Viagra Boys, Model/Actriz… i nie tylko
Piruet z Model/Actriz, dawka nowej Viagry, debiut Shearling, a może zanurzenie się w monumentalne brzmienia Swans? Sprawdź, jakie płyty przejęły maj!
30.05.2025
Martyna Kościelnik
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Poza nurtem, czyli na jakie płyty zwróciłam uwagę w maju
Wkraczamy w muzyczne polecajki, ale wychodząc poza obszar gorących i mainstreamowych premier płytowych. Znalezione w metaforycznym podziemiu, piwnicy i niszy, wręcz prosiły o odkopanie. Nie zabraknie znanych pozycji, czyli Swans, Viagra Boys oraz Model/Actriz, ale szykujcie się również na solidną dawkę intrygujących odkryć. Co przyniósł maj? Sprawdźcie!

Viagra Boys – “viagr aboys”
“Okay, all right” – Viagra Boys już od pierwszych sekund udowadnia, że rzucane przez nich mięso jest całkiem świeżym i smacznym kąskiem. Krążek na dzień dobry naszpikowany jest niebieską platformą, zdjęciami stóp i dramatem wśród fanów “Przyjaciół”. Gdy już skończymy stołować się pod znakiem “Man Made Of Meat”, tracklista przybierze kształt “The Bog Body”. Brodząc po dźwiękowym bagnie, wydobywają z siebie klasyczną fuzję wściekłości i satyry. “Uno II” przenosi nas na psi wybieg, a “You N33d Me” stanie się dowodem, że słuchacze faktycznie potrzebowali tej płyty. Na nieco spowolnionych obrotach, ale wciąż bardzo viagrowa pozycja.
Polecamy na eBilet.pl
Model/Actriz – “Pirouette”
Przyspieszone tempo, nakręcanie piruetu… i nieustanna dawka energii. Model/Actriz ponownie rozpędza swoją muzyczną machinę, pozostawiając za sobą lekki pył orzeźwiającej energii i dużej dawki pragnienia, by skąpać się w najnowszych brzmieniach na pełnoprawnym koncercie. Z nutą taneczności, w alternatywnym stylu, eksplorują nowe pokłady dynamiki, które pochłoniemy w zaledwie 40 minut. Nie zwalniając kroku, płynnie przechodzą w coraz świeższe warstwy twórczości. Spoglądając z nutą nostalgii na debiutancki “Dogsbody”, nie podlega wątpliwości, że stale chcą eksplorować nowe terytoria… jednocześnie zaznaczając mocny ślad własnej stylistyki, czyli w komitywie z noise oraz szczyptą post-punka.
IN COVERT – “Bleak Machinery”
Skąpani w podziemiu, lecz pragnący zawładnąć gotycką sceną – oto amerykański IN COVERT. Wschodzą w fazie krwawego księżyca, by zatopić swe muzyczne kły w dwunastu nowych kompozycjach. Częstują słuchaczy dawką gotyku – przyprawioną klasycznym post-punkiem, ale z domieszką soczystego industrialu, a może i nawet (nie)śmiałym zwrotem w kierunku innych gatunków. “Nowhere to Turn” jest rozpaczliwym hymnem, a także idealną esencją całej muzycznej maszyny. Nie zwalniając tempa, przenoszą nas w “Shivers Down the Spine”, karmiąc nieustannym, surowym klimatem. Prowokują do rozmyślań – ile waży śmierć (“Dead Weight”)? Jak dostać się do bram piekieł (“Gates of He//”)? Co czyha na nocnym cmentarzu (“Cemetery Nights”)? Ich twórczość popycha do licznych wizualizacji – gdy tylko zamkniesz oczy, przenosisz się do zadymionego, podziemnego klubu, spoglądając na grupę muzyków przechodzących istne katharsis na scenie. Dopiero się rozkręcają, ale pozostawiają za sobą spory niedosyt… więcej, głośniej, mroczniej.
Alone in My Room – “Nature of the Beast”
Już sama nazwa zespołu może sugerować, że to idealna muzyka do słuchania w pojedynkę, jednak prawda jest zupełnie inna. Enigmatyczna aura unosząca się wokół amerykańskiej grupy sprawiła, że głodni słuchacze pragną coraz lepiej poznać zespół, który wybił się post-punkowym “Darling”, a następnie wydał na świat ociekające stonerem dzieło, kształtujące się pod szyldem “Nature of the Beast”. Chwała Redditowi, który zaczął kumulować wielbicieli formacji oraz dał do zrozumienia, że nie są w tej fascynacji sami. Wcześniejszym singlem wygenerowali ponad pół miliona odsłuchań na Spotify, a teraz serwują pełnoprawny album, który czeka na równie gorące przyjęcie. Tajemniczość, post-punkowe korzenie, nuta southernu i solidna dawka stoneru – a to wszystko w jednym, muzycznym pokoju. Aż chce się rozgościć… i zostać na dłużej.
Shearling – “Motherfucker, I am Both: ‘Amen’ and ‘Hallelujah’”
Było sobie Sprain – obiecujący projekt, który zachwycił… a następnie zwinął interes. Muzycy z dnia na dzień podjęli decyzję, że “The Lamb as Effigy” nie doczeka się kontynuacji i w zasadzie ten rozdział uznano za zamknięty. Dźwiękowy niedosyt jednak zmusił ich do kolejnej sesji twórczej, tym razem skrywającej się pod szyldem Shearling. Zabrali banjo, piłę, mandolinę i wiele innych instrumentów, by zamknąć się w studiu i oddać dzikiej improwizacji. Efektem tej pracy jest ponad godzinna przeprawa przez eksperymentalny noise, post-rock i nieustanne, wokalne katharsis. Nie ma miejsca na cięcia i przerwy – wsłuchujesz się w cały pakiet, niczym spektakl, który pochłaniasz za jednym razem. “Motherfucker, I am Both: ‘Amen’ and ‘Hallelujah’” zdaje się być zapowiedzią czegoś większego, jednak na ten moment nie ma co zagłębiać się w ich muzyczne obietnice – należy cieszyć się tym solidnym kawałkiem materiału. Fani Godspeed You! Black Emperor, Kristin Hayter (Lingua Ignota) czy Swans – to pozycja dla was!
Swans – “Birthing”
Swans zanurza słuchaczy w kolejne, monumentalne dzieło. Tym razem łabędzie dryfują po eksperymentalnych obszarach, a cały rejs zajmie nam prawie dwie godziny. Gdy zagłębimy się w utwory, przenosimy się w samo serce koncertów, gdzie cały organizm drga z emocji (i głośności!). To właśnie podczas występów na żywo słuchacze mieli okazję przedpremierowo usłyszeć takie pozycje, jak “The Healers”, “I Am a Tower”, “Birthing”, “Guardian Spirit” czy “Rope”, które doczekały się finalnie wersji studyjnej. Zespół zabiera nas w równie angażujące, absorbujące i magiczne doświadczenie, które jest wynikiem spontanicznego przypływu weny oraz improwizacji w doborowym gronie muzyków. Z nutą przedzierającego się niepokoju, w duchowej ekspresji Michaela Giry i ekipy, usłyszymy gwarancję muzycznego uzdrowienia i odrodzenia.
Przeczytaj też:
Poprzedni artykuł
Następny artykuł