By odnieść sukces na rynku fonograficznym, często nie wystarczy sam talent. Wielu raperom i raperkom, mimo rosnącego fanbase’u, nie udało się wyrwać dla siebie większego kawałka tortu. Oto kilku z nich.
DIMoN: walę wprost, ale czy na pewno jadę po bandzie?
- Walę wprost, ale czy na pewno jadę po bandzie? Zdaję sobie sprawę, że reakcje będą różne, ale nadal nie uważam, żebym pojechał zbyt ostro. Zdecydowałem się na ten rodzaj przekazu świadomie - mówi Dimon, Michał Jastrzębski. Opowiada o swojej płycie "Doskonale", szczerej, czasem ironicznej, często gorzkiej opowieści o relacjach męsko-męskich.
23.10.2024
Urszula Korąkiewicz
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Urszula Korąkiewicz: Kto się wyłania z płyty “Doskonale”?
DIMoN, Michał Jastrzębski: To jest płyta dużego dziecka. Po prostu. Tęskniącego, może naiwnie, za prostymi wartościami. Jak w piosence “Zieleń”, chciałbym, by wystarczyła mi zieleń i ktoś do utulenia przed snem. Życzyłbym sobie, żeby się ustatkować, mieć kogoś przy sobie do kochania, ale te wszystkie życzenia są dziecięco naiwne. Doskonale znam siebie i swoją niestałość. Umiem ją odsłonić, śpiewając np. w piosence: “pieprzyć pytania fundamentalne, gdy libido unosi, najwyżej się przeprosi”. Albo: “czuję, że nie wrócę dzisiaj sam do domu, on mi zapisuje swój numer telefonu”. Przecież to niepoważne, jak na gościa po czterdziestce. Ale to wszystko z jednej strony świadczy o tym, jaki jestem, a z drugiej, że jestem z tym stanem rzeczy pogodzony. Ba, jestem szczęśliwy. Przepracowałem temat swoich deficytów, doskonale poznałem swoją naturę. Jest mi ze sobą dobrze.
Zapytałam o to nie bez powodu, bo w tekstach nie bawisz się w półśrodki. Często są do bólu szczere, masz poczucie, że pozwoliłeś sobie na naprawdę mocny przekaz i mocne odsłonięcie przed słuchaczami?
Po prostu wyraziłem siebie. To pełnokrwiście moja płyta. Choć nie solowa, bo wymagała zaangażowania osób trzecich. Nie powstałaby bez Grześka Więcka czy Tomka Kasiukiewicza i gości i jestem wdzięczny, że zdecydowali się mnie wesprzeć w tym działaniu. Nawet dla nich nie było to łatwe, bo faktycznie się wybebeszyłem. To moje historie, moje przemyślenia. Ale czy ja sobie pozwoliłem sobie znowu na tak wiele? Umówmy się, inni pozwalają sobie na co dzień na więcej. Takie mamy czasy. Wystarczy, że zajrzę na Instagrama, to treści, dotyczące relacji męsko-męskich może nie są porno, ale konkretnymi ofertami i instrukcjami obsługi już tak. To, o czym śpiewam nie jest ani rzadkie, ani szokujące.
Ale jednak jakoś dotąd nikt nie zdecydował się o nich opowiedzieć. Przynajmniej nie wprost.
Może i faktycznie to będzie pierwsza płyta, która w tekstach przełamuje jakiegoś rodzaju tabu. I dobrze. Znam wielu kolegów, podwójnie z branży, którzy może i poruszają temat, ale hamują się, bo boją się reakcji ludzi. A ja, szczerze mówiąc, mam to gdzieś. Walę wprost, ale czy na pewno jadę po bandzie? Zdaję sobie sprawę, że reakcje będą różne, ale nadal nie uważam, żebym pojechał zbyt ostro. Zdecydowałem się na ten rodzaj przekazu świadomie.
Ale jednak taka decyzja wymaga chyba jakiejś odwagi?
W pewnym momencie poczułem impuls do stworzenia tej płyty. Ale że nie mam doświadczenia literackiego, nad tekstami pracowałem z Olą Górecką, z którą znamy się jeszcze z licealnych czasów. Robiliśmy coś takiego pierwszy raz, a do tego, kiedy zabraliśmy się za pracę nad tekstami, oboje byliśmy w trudnym życiowym momencie. Ola w żałobie po śmierci męża, Barta Sosnowskiego, ja musiałem poradzić sobie ze stratą przyjaciela, Budynia – Jacka Szymkiewicza. Mimo trudnego początku, kliknęło. Naprawdę dobrze pracowało nam się nad tą płytą. Spotkanie za spotkaniem klarował się cały koncept, a ja przy okazji nauczyłem się notować na bieżąco wszystkie pomysły i potrzeby. Stąd też w nich ta “naiwność”, jak myśl, że może wystarczyłyby mi do życia zielone drzewa i bąbelek u boku, który zresztą przewija się przez całą płytę.
Ale to by nie wystarczyło.
Ni cholery. Ale cała ta praca skłoniła mnie do refleksji o podstawowych pragnieniach i tego, co naprawdę jest ważne. Mam za sobą sobą sporo przejść, także związanych z odejściami bliskich. Zdałem sobie sprawę, że kiedy przekraczasz tych 40 lat, zauważasz coraz częściej, że wokół ciebie ludzie zaczynają umierać. I to wcale nie z powodu starości. Takie doświadczenia uświadamiają ci, że problemy, z którymi borykasz się na co dzień, nie są warte funta kłaków. Ja też wciąż się mierzę z różnymi sprawami, ale tak naprawdę najważniejsze dla mnie jest to, że otwieram codziennie oczy. Niezależnie od wszystkiego, codziennie powtarzam jak mantrę: “dziękuję ci wszechświecie, że mam kolejny dzień do przeżycia”. Że jestem zdrowy, że mam przy sobie najważniejsze osoby. To jest dla mnie nadrzędna wartość. Łatwo się skąpać w świecie sztucznych bodźców, sprzedawać idealne życie. Ale ja jestem starym lisem, niepijącym alkoholikiem, niećpającym narkomanem i mnie nie oszukasz. Szybko wiem, z kim mam do czynienia. Ludziom, którzy zasłaniają się idealnym tłem, mogę tylko współczuć.
Nie boisz się mówić, co myślisz. I to chyba właśnie najlepiej słychać na “Doskonale”.
Nadrzędną wartością i znaczeniem dla mnie jest poszukiwanie w sobie prawdy. Tylko tyle i aż tyle. Teksty na płycie składają się z moich smsów. Zresztą nawet tekst „każdy ma niezbywalne prawo do zmarnowania sobie życia” to tekst, którego używał mój były chłopak, tyle że ja użyłem go w sowizdrzalskim kontekście. Ale wszystko, co można usłyszeć na płycie, wzięło się z moich doświadczeń i obserwacji.
Najmocniejszym punktem, moim zdaniem, jest “Na chłopczyka”, narkotyczna opowieść o raczej niebezpiecznej zabawie.
To też historia wynikająca z moich obserwacji. Zrobiłem nawet na jej rzecz małe śledztwo, żeby sprawdzić, czy postaci typu prawnicy czy bogate osobistości biorą udział w takich zabawach. To wszystko jest autentyczne. Ale zresztą, nie trzeba nawet głęboko sięgać. W mainstreamowych mediach co raz pojawiają się artykułu o tym, że księża na plebanii bawili się w orgię z mefedronem, albo że ktoś w Warszawie zmarł, bo przedawkował viagrę i mefedron. Postanowiłem napisać o tym piosenkę. Tu akurat posłużyłem się postacią chłopca w długim, narkotycznym epizodzie, ale nie bez powodu. Mówienie o takich sytuacjach to dla młodych ludzi normalka, żaden problem. Dla nich nie ma tabu. Możesz mówić i robić co chcesz i nikomu nic do tego. Dopóki to się tyczy aplikacji, to w jakimś stopniu rzecz prywatna. Ale żyjemy w takich czasach, że tematy typu chemseks nie są już żadnym tabu. Zmieniają się obyczaje i taki Maksym Wołczyk, który dziś jest gwiazdą internertu, śmiało opowiada o swojej pracy seksworkera i swoich klientach. Skrajne zachowania to wśród młodych ludzi też nic szokującego. I to jest jakieś prawo młodości, z której wynosisz życiowy bagaż. Pod warunkiem, że te ekstremalne zabawy przeżyjesz.
Odnosisz wrażenie, że mało się mówi o konsekwencjach takiego podejścia, nawet w społeczności LGBT?
Nie jestem w ogóle blisko tego środowiska. Podejrzewam nawet, że nikt nie zwrócił uwagi na to, że pojawiła się taka piosenka, a jeśli nawet, to prawdopodobnie mnie zlali. Gdybyś zbliżyła się do tych wszystkich kampanii LGBT, to owszem, angażują się w nie ludzie, którzy próbują walczyć o swoje prawa, ale często przez robienie polityki. Ja na przykład zostałem ostatnio ocenzurowany. Powiedziałem w wywiadzie dla jednej z gazet coś, czego w niej usłyszeć nie chciano. Kiedy mówiłem o problemach tego środowiska, o problemach tego lifestyle’u, o tym że na przykład w okresie pandemii nawet trzykrotnie wzrósł poziom zachorowalności na wirusa HIV albo wspomniałem o problemie prostytucji wśród młodych, to wszystkie niewygodne wątki zostały konsekwentnie wycięte. Ale nie chcę, żeby to zabrzmiało, jakbym się skupiał tylko na tym. Cała płyta tyczy się szerszego tematu, relacji męsko-męskiej.
Może teraz to ja naiwnie założę, ale w moim odbiorze w całej płycie tematem przewodnim jest poszukiwanie prawdziwej, szczerej miłości.
No tak, ale w relacjach męsko-męskich to jest trudne. I rzadko zdarza się, żeby komuś udało się zbudować długotrwały związek. Ja w związku byłem dziesięć lat i z niego uciekłem. Nie od mojego partnera, tylko od siebie. Od tego, kim musiałem się stawać, żeby w ogóle z nim być. Musiałem się stawać kimś innym, a chciałem być sobą. Choć ostatnio z obserwacji wysuwam wniosek, że problem związkowy dotyczy ogółu relacji. Coraz rzadziej spotyka się teraz taką budowaną na zdrowych zasadach. Dzisiaj o to trudniej, szczególnie w mieście takim, jak Warszawa, pełnym możliwości podejmowania coraz to nowych wyborów. Sam, bywając ostatnio na randkach, nie mogłem uwierzyć w to, co widzę i słyszę. Może stąd moje, raczej smutne wnioski.
A przelanie ich na papier, na muzykę, przyniosło jakiś rodzaj ulgi?
Na pewno to jakiś rodzaj terapii. Koledzy, którzy byli zaangażowani w powstawanie kolejnych piosenek doznawali przez to dużego dyskomfortu. Ja też wychodziłem ze strefy komfortu, choć wiele spraw przepracowałem jeszcze przed i po zawieszeniu Lao Che. Nie uderzyły mnie opóźnioną falą. Ale przyznam, że prawdziwie absurdalnym i surrealistycznym doświadczeniem było i jest dla mnie wychodzenie z nimi na scenę. Ale nie jestem w tym odosobniony. Podobnie ma wielu moich kolegów, w tym Spięty, który odkąd pamiętam, był przewrażliwiony na punkcie tego, jak na jego piosenki ludzie reagują na koncertach. Krytyka bardzo go dotykała. Dzisiaj doskonale go rozumiem. Dla was to tylko piosenki, dla mnie część życia i ogromny ładunek emocjonalny. Chociaż pracuję nad tym, żeby piosenki traktować tylko jako piosenki. To mi pozwala zachować zdrowy balans.
Ale nadal, emocje związane z oddaniem płyty w ręce słuchaczy muszą być ogromne.
W pewnym sensie przeżywam po niej żałobę. Zamknąłem jej etap i obecnie w pewnym sensie mam moment bezruchu. Wypatruję kolejnego zapalnika. Bo kiedy pojawił się zapalnik w postaci “Doskonale”, zatopiłem się w temacie przynajmniej na rok. Nie widziałem poza nim praktycznie nic innego. Ale notes już mam zapełniony kolejnymi piosenkami i… badam teren. Sądzę, że wiem, w którym kierunku chcę iść. Na pewno chcę się rozwijać pod każdym względem, wokalnym, tekstowym, muzycznym. Pewne drzwi już się uchylają. Jestem ciekaw, co będzie dalej.
Michał DIMoN Jastrzębski, współzałożyciel i perkusista Lao Che, po rozpadzie zespołu postawił na solową karierę. Jego debiutancki album zatytułowany “DOSKONALE”, to taneczna alternatywa w stylu punk. Miejskie historie opowiedziane wprost, odważne teksty, uliczne manifesty i mocne przesłania przeplatają się z gorzkimi refleksjami i przypominają, że „każdy ma niezbywalne prawo do zmarnowania sobie życia”, a „żeby się śmiać, trzeba się najpierw wypłakać”. Wtórują mu wyjątkowi goście, m.in. Artur Rojek, Kasia Nosowska, Adam Nowak, Michał Fox Król i Michał Oleszczyk.
Poprzedni artykuł
Następny artykuł