Miuosh i Zespół Pieśni i Tańca Śląsk na największej arenie na Śląsku! "Pieśni Współczesne" wybrzmią na Stadionie Śląskim już w przyszłym roku w ramach koncertu Pieśni Współczesne - Antologia.

Dekadę temu Polska poczuła zapach wanilii. 10. urodziny “Vanillahajs” Tedego i Sir Micha
Dokładnie dziś swoją dekadę obchodzi "Vanillahajs" album Tedego i Sir Micha, który z dzisiejsze perspektywy jest wręcz epokowym wydawnictwem.
18.06.2025
Jakub Wojakowicz
Artykuł może zawierać autopromocję eBilet.pl
Zmartwychwstały kilka razy
Powiedzieć, że rapowa droga TDF-a była wyboista, to jak nic nie powiedzieć. Był nienawidzony przez branżę, jego koncerty były odwoływane, a na niektórych osiedlach za słuchanie go można było dostać po twarzy. To gość, w przypadku którego powiedzenie “Polska niegotowa” się sprawdziło nawet kilka razy. Jednak 10 lat temu trafił na moment, gdy była gotowa wprost idealnie, a on sam dostał ostateczne świadectwa “odkucia się” po infamii, jaką nałożył na niego Peja. Ale po kolei.
“Wiecie co z nim zrobić”
Podczas koncertu Pei w Zielonej Górze w 2009 roku pewien młody chłopak, dość nierozważnie, zaczął pokazywać środkowe palce w stronę rapera. Taka zniewaga nie mogła ujść na sucho i raper z Poznania zaczął wyzywać go ze sceny, aż w końcu padło słynne “wiecie co z nim zrobić”. Fani Pei pobili chłopaka, a sam raper został później ukarany przez sąd karą grzywny, uznany winnym podżeganiu do pobicia. Czyj wizerunek najbardziej ucierpiał na tej historii? Tedego.
To jedna z historii, która powinna dać do myślenia wszystkim wzdychającym do “starych dobrych czasów”. Tede postanowił bowiem skomentować na facebooku wydarzenia z Zielonej Góry. Przyznał, że wstyd mu za to, że jest częścią polskiego hip-hopu, gdy widzi takie obrazki. To i wywiad w CGM-ie rozpoczął najdłuższy polski beef pomiędzy nim, a Peją, w którym TDF został zniszczony, nawet nie tyle muzycznie, co wizerunkowo. Bo nie miało znaczenia, kto w tym sporze ma rację, ani kto kogo lepiej zdissował. Liczyła się pozycja Pei, wówczas niepodważalna, oraz Tedego, gościa, który “szedł w komerchę” i występował w TVN-ie.
Wspominane już wcześniej odwoływane koncerty, wyjątkowa zaciekłość z jaką Peją zwalczał jakąkolwiek działalność Tedego przyczyniła się do czegoś, co później zostało nazwane mianem infamii. Trwała ona aż cztery lata do 2013 roku, kiedy to ukazał się album “Elliminati”.
Bez “Elliminati” nie byłoby “Vanillahajs”
Po latach muzycznego bicia głową w mur, coś wreszcie się wydarzyło. Ciężko powiedzieć co. Sam Tede w rozmowie z Markiem Fallem z newonce wspominał, że “wpadł w algorytm, którego wtedy nie było”, choć bardziej adekwatną nazwą byłby po prostu marketing szeptany. Dzięki singlom “Nie Banglasz” i “Xenon” narósł niesamowity hype na “Elliminati”, jeden z pierwszych w Polsce jeśli nie pierwszy, tak dobrze odebrany przez szerokie grono słuchaczy album, którego motywem przewodnim był sukces i przysłowiowe “wygrywanie życia”, prześmiewczo wówczas nazywana “ameryczką”.
Tede wszedł w swój złoty okres. Rok później wydał równie dobrze przyjęty “#kurt_rolson”, ale prawdziwym zwycięstwem należy określić jednak “Vanillahajs” z 2015 roku. Bo o ile dzięki “Elliminati” maszyna ruszyła, o tyle przy “Vanilli” była już rozpędzona i rozgrzana do granic możliwości, a Tedego zaczęli słuchać nie tylko fani rapu, ale także niedzielni słuchacze.
Towarzysze melanży. Od hot16 po “Ostatnią noc”
Hype na “Vanillahajs” zapoczątkowało #hot16challage w wykonaniu Tedego. Dla większości osób był on niekwestionowanym zwycięzcą tego eventu, z refrenem, który znał wówczas każdy słuchacz śledzący na bieżąco rap w Polsce. Odzwierciedlały to także liczby. Z każdym kolejnym singlem TDF “dowoził”. Przewózka w stylu Rick Rossa na “Wunder Baum” (Michu co za bit!) do dziś pozostaje jednym z najlepszych hymnów zwycięstwa w stylu amerykańskiego rapu. Świetnie przyjęte zostały bengerowe “Pażałsta”, “Brodagaccio” i “Martwe ziomki”. Udało się nawet wywołać kontrowersję za sprawą singla “Na pierwszej linii”, na którym Tede zarapował “Straszyli mnie Penerem, ale był na spacerze z Lili”. To zupełnie neutralne, ale jednak wymienienie z imienia córki Pei, raper z Poznania potraktował jako mocną zniewagę, a konflikt między nim a TDF-em na nowo eskalował.
Największe hity Tede zostawił jednak na płytę. , “Michael Kors” z Abelem, a przede wszystkim “Ostatnia noc” i “Wyje Wyje Bane” zrobiły ogromną furorę i pojawiały się w zasadzie na każdej imprezie, na której leciał polski rap. A były to utwory idealnie oddające także całą “Vanillę”, zarówno pod kątem wizualnym, artystycznym, jak i tego kim był wówczas Tede. Przejaskrawione melanżowe bengery z podkręconym do granic autotunem, opakowane intensywną, neonową kolorystyką stanowiły szczyt pewnego stylu i estetyki, które nigdy potem nie działały już tak dobrze. Ale w postaci “Vanillahajs” znalazły piękne zwieńczenie.
Dla pokolenia dzisiejszych dwudziestopięcio-trzydziestolatków te utwory stanowią towarzyszy ważnych imprezowych wspomnień. Których dostarczył im wówczas prawie czterdziestoletni raper, co tylko potwierdza powszechne stwierdzenie, że Tede się nie starzeje. A dziś pewnie wielu z tych ówczesnych nastolatków odpali “Vanillę” z okazji rocznicy i otworzy furtkę do 2015 roku. Nie wiem czy jest coś, co mogłoby w większym stopniu świadczyć o sukcesie jakiegokolwiek wydawnictwa.
Poprzedni artykuł