Kategorie
eBilet

Muzyka

Ci, którzy odeszli zbyt wcześnie. Wybitne muzyczne pożegnania

Fot. Shutterstock/Adam McCullough

Dzień Wszystkich Świętych to okazja, by wrócić myślami do swoich zmarłych bliskich. Pomóc w tym mogą najpiękniejsze, muzyczne pożegnania wybitnych artystów, którzy odeszli zbyt wcześnie.

David Bowie – Blackstar

Jakie to uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że zostało ci niewiele czasu? Jak wygląda twoje życie, gdy jutro jest niepewne? To jedno z najtrudniejszych pytań, jakie sobie zadajemy. Ten moment próbują uchwycić między innymi scenarzyści, reżyserzy czy pisarze tworząc postaci do swoich dzieł. Wychodzę jednak z założenia, że próby te są nieco na nic, gdy pozostają fikcją. “Blackstar” Davida Bowiego, a szczególnie utwór “Lazarus”, jest jednym z najpiękniejszych a zarazem najsmutniejszych świadectw osoby, która czuje zbliżający się koniec i wydaje ostatnie, muzyczne tchnienie. Album nagrany w momencie, w którym David chorował na nowotwór, ukazał się dwa dni przed jego śmiercią. Wieloletni współpracownik Bowiego, Tony Visconti nazwał “Blackstar” pożegnalnym prezentem od Davida. Czasem wolelibyśmy, żeby niektóre albumy nie musiały powstawać. Nawet tak piękne jak “Blackstar”.

Leonard Cohen – You Want It Darker

2016 rok był absolutnie niezwykły dla światowej muzyki, ponieważ opisana wyżej historia Davida Bowiego… wydarzyła się dwukrotnie. Ze świadomością bliskości śmierci mierzył się również inny, wybitny artysta, Leonard Cohen. Jego pożegnalny album “You Want It Darker”, nagrywany w zaawansowanym stadium białaczki, podejmował tematy śmierci czy Boga, ale nie brakowało w tym wszystkim specyficznego dla Cohena poczucia humoru. Nadało to jego ostatniej płycie choć odrobiny lekkości pomimo ciężaru tematu. Głęboki głos legendarnego artysty i już charakterystyczny wręcz melorecytacyjny styl sprawia, że  “You Want It Darker” słucha się niczym pożegnalnego listu. David Bowie przeżył swój ostatni album zaledwie dwa dni, Cohen odszedł 17 dni po premierze płyty. Mógł więc zobaczyć, jak ludzie przejęci jego ostatnim wyznaniem, żegnają go nie tylko jako człowieka, ale jako wielkiego artystę.

Elliott Smith – From the Basement on the Hill

Elliott Smith był wybitnym artystą, choć w Polsce stosunkowo mało mówi się o tej postaci. A zarówno muzyka, jak i jego tragiczna historia są rzeczami wyjątkowymi – i bardzo smutnymi. Zmagający się przez lata z chorobą alkoholową muzyk tworzył utwory określane przez jego fanów czymś w rodzaju folk-punku, jednak zamiast buntu, przez jego twórczość wyzierał wielki smutek. Wydane po jego śmierci “From the Basement on the Hill” jest zdecydowanie najostrzejszą i najbardziej eksperymentalną płytą z jego dorobku. Wpływy noise’u, psychodelii i cięższe brzmienie niż we wcześniejszej twórczości, w kontekście śmierci Elliotta wygląda wręcz jak krzyk o pomoc. “From the Basement on the Hill” ujrzało światło dzienne jedynie dzięki zaangażowaniu jego fanów, blisko rok po śmierci Amerykanina. W październiku 2003 roku po kłótni ze swoją dziewczyną popełnił on samobójstwo dwukrotnie dźgając się nożem kuchennym w klatkę piersiową.

Nirvana – In Utero

Niech najlepiej na to, czym jest “In Utero”, odpowiada anegdota, wedle której album ten miał początkowo nosić tytuł “I Hate Myself and I Want to Die”. Było to zdanie, które Kurt Cobain miał rzekomo wypowiadać za każdym razem, gdy ktoś pytał go, jak się czuje. To czuć na tekstach na “In Utero”. Album, którego historia powstawania jest ciekawszą niż wiele całych karier. Choć Cobain określał “In Utero” mianem płyty “niepersonalnej” odmienne zdanie mieli na ten temat jego koledzy z zespołu. Dla nich bardzo oczywisty był fakt, że Kurt zaczął pisać w dużo bardziej bezpośredni sposób, korespondujący z jego stanem psychicznym. Sam zresztą dawał niejednokrotnie znać, że jest zmęczony, tym jak “serio” wszyscy traktują jego twórczość, stąd postawił na surowość, zarówno tekstów, jak i brzmienia (z którego profesjonalności był niezadowolony w przypadku “Nevermind”). Może to właśnie w nieco brutalistycznej formie szukał ucieczki od przytłaczającej go popularności. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. “In Utero” choć nie okazało się tak dużym sukcesem jak “Nevermind”, wciąż było bardzo dobrze przyjętym albumem. Jednocześnie ostatnim w dyskografii Nirvany. W kwietniu 1994 roku, nieco ponad rok po premierze “In Utero”, Kurt Cobain popełnił samobójstwo.

Joy Division – Closer

Są takie utwory, które napawają niezwykłym smutkiem, jednak nie tylko przez samo ich brzmienie, ale przez kontekst losów ich autorów. Gdyby “The Eternal” ukazało się przed samobójczą śmiercią Iana Curtisa, wybrzmiałoby zupełnie inaczej. Kto w końcu nigdy nie myślał o kruchości życia? I o wieczności? Tak się jednak nie stało. Niedługo przed publikacją albumu “Closer”, u progu światowej sławy zespołu, Curtis odebrał sobie życie. Sam album zresztą jest przepełniony mrokiem, zdającym się zwiastować tragedię, który niektórzy zaczęli określać mianem rocka gotyckiego. Lider zespołu będącego absolutną legendą brytyjskiego postpunku, zmagał się z postępującą epilepsją i załamaniami nerwowymi, jednocześnie żyjąc w skomplikowanej relacji z dwiema kobietami. Ponoć tuż przed śmiercią obejrzał film “Stroszek” Wernera Herzoga i przesłuchał “The Idiot” Iggy’ego Popa.

Mac Miller – Circles

Śmierć Maca Millera została oficjalnie uznana za przypadek, ale jego ostatnia twórczość, choć piękna, mogła napawać fanów niepokojem. Singiel “Self Care” z ostatniego wydanego za życia rapera albumu “Swimming”, okraszony zastał klipem, w którym Mac leży w zamkniętej trumnie. Raper przez wiele lat zmagał się z depresją i uzależnieniem od narkotyków, które przyczyniały się do rozpadu jego kolejnych relacji, w tym najgłośniejszej, z Arianą Grande. Ostatecznie to właśnie to uzależnienie go zabiło. W nocy z 6 na 7 września 2018 roku został znaleziony w swoim mieszkaniu po przedawkowaniu alkoholu, kokainy, a także fentanylu, o obecności którego w zakupionej kokainie raper miał nie wiedzieć. Kilka miesięcy po śmierci Maca Millera, ukazało się “Circles”, projekt, który był właściwie gotowy już przed jego odejściem. Neosoulowy album, zawierający między innymi cover “Everybody’s Gotta Live” Arthura Lee napawa szczególnym smutkiem przez świadomość, że jest to ostatnie co usłyszymy od Maca.

Jeśli zmagasz się z depresją, problemami psychicznymi lub po prostu czujesz, że nie dajesz sobie rady nie bój się prosić o pomoc:

  • Centrum wsparcia dla osób w kryzysie psychicznym: 800 70 2222
  • Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111
  • Telefon wsparcia emocjonalnego dla dorosłych: 116 123